Rodzeństwo podczas zabawy i kopania w ogródku trafia na dziwny przedmiot. Wyjmują z niego żarzący się klejnot i tym samym wskrzeszają pozaziemską istotę! Stanie się to wtedy, gdy ta dwójka grzecznie śpi w łóżkach. Jak to brzmi? Tak samo dobrze jak zarys fabuły Crittersów, Bloba zabójcy i innych horrorów sci-fi z lat 80. Jednak PG: Psycho Goreman mógłby stać (przede wszystkim) na półce obok Władców wszechświata Gary’ego Goddarda i Najeźdźców z Marsa Tobe’a Hoopera i byłoby mu najwygodniej w tym towarzystwie. PG: Psycho Goreman to nie nostalgia, a ten sam ejtisowy sznyt na rozrywkę bez umiaru w swoim gatunkowym wymiarze. Znacie ten schemat z pierwszymi ofiarami zbudzonego ze snu złoczyńcy tudzież najeźdźcy z kosmosu. To zawsze muszą być bezdomni, lub co najmniej jakieś społeczne wyrzutki, którzy spędzają czas na siedzeniu w zaułkach, ruderach, szopach. Tak też jest tutaj. Goreman w mig prezentuje swoje możliwości, wyrywa głowy i idzie dalej. Ale ten sam odkryty klejnot to pełna kontrola nad przybyszem i motyw przewodni filmu, czyli sytuacja patowa pomiędzy krwiożerczą bestią, a dzieciakami, które dzierżą w swoich rękach potężny przedmiot. Wykorzystują istotę do zabawy, własnych uciech i całkiem osobliwych pomysłów.
W tej radosnej tonacji mija nam niepostrzeżenie (o ile całkowicie wpadniecie w konwencje, bo po prawdzie to przecież bardzo niepoważny seans) 99 minut filmu w reżyserii Stevena Kostańskiego (współreżyser wyjątkowo udanego The Void) z kanadyjskiej trupy Astron-6, odpowiedzialnej za bardzo ciekawe gatunkowe projekty (między innymi hołd dla giallo The Editor z 2014 roku). Co tutaj dostajemy? To samo, co przychodziło z całą filmową menażerią horrorów sci-fi z lat 80. przeznaczonych dla młodszych widzów. Są irytujące dzieciaki (bardzo), pomysłowe (soczyste) gore, marne efekty specjalne (lasery, kolory, neony) przetykane wyśmienitymi efektami praktycznymi i taką samą okazałą charakteryzacją
PG: Psycho Goreman to jeden z tych filmów, który powinien zdobyć uznanie na tematycznych festiwalach w rodzaju naszego rodzimego Splat!FilmFest, koniecznie w wydaniu offline. Jak wszystkie wyczekiwane premiery, także i ta nie trafiła na kinowe sale (u nas oczywiście i tak by nie było szans na seans w multipleksach), ale można go oglądać już za pośrednictwem platform VOD. Czy warto? Oczywiście, bo to z gracją wyreżyserowany niezły film ramotka dla pewnego przebrzmiałego już stylu. PG: Psycho Goreman daje poniekąd wgląd do tego, na czym wychowała się cała rzesza widzów przed kilkoma dekadami, a oprócz tego jest fachowo spreparowanym horrorem sci-fi. Bardzo dobre wrażenie robi więc wspomniane gore (rozpryskujące się ciała), a młodzi aktorzy doskonale zrozumieli intencje reżysera. Żarty są niebywale suche (konieczna scena z przebierankami groźnego mordercy z kosmosu), ale i one trzymają się ustalonej z góry maniery. Mimi (uroczo lecąca po bandzie Nita-Josee Hanna) i Luke w momencie gdy weszli w posiadanie klejnotu zyskali też władzę nad potworem i z tego również ma wynikać szereg zabawnych (jak dla kogo, chociaż część widzów pewnie doceni świadome igranie ze schematami) sytuacji. PG: Psycho Goreman to idealny przykład jak wiele można zyskać idąc swoją niezależną ścieżką filmową. Nakręcony przecież za grosze, dzięki wyśmienitej charakteryzacji Goremana, kilku dobrym sekwencjom powinien być obejrzany i doceniony. W swojej kategorii nie ma przecież konkurencji.
Czas trwania: 99 min
Gatunek: horror, fantastyczny, sci-fi
Reżyseria: Steven Kostanski
Scenariusz: Steven Kostanski
Obsada: Nita-Josee Hanna, Owen Myre, Adam Brooks, Alexis Hancey, Matthew Ninaber, Reece Presley
Zdjęcia: Andrew Appelle
Muzyka: Blitz // Berlin