Dick Johnson jeszcze żyje, ale umiera, a jego córka i zarazem reżyserka postanawia w tych ostatnich dniach (latach) zbliżyć się do niego. Kirsten Johnson, dokumentalistka, która tę filmową formę zgłębia od 25 lat (na różnych frontach), zrealizowała w 2020 roku swój najbardziej osobisty, zabawny i wzruszający projekt. Film – wspomnienie, zapis dla przyszłych pokoleń jej rodziny. To również pomysł na dotarcie do ojca, bo kamera jest nie tylko jednym z jej narzędzi pracy, ale też pomysłem i szansą na wypowiedzenie się. Od samego początku seansu wiemy jak wzruszający to będzie czas. Kirsten szybko naświetla nam sytuację. Dick Johnson ma pierwsze oznaki alzheimera i lepiej rzecz jasna nie będzie. Towarzyszymy bohaterowi, gdy ten zamyka podwoje swojego gabinetu, w którym udzielał wsparcia pacjentom (jest psychiatrą). Stoimy z boku, gdy musi wyprowadzić się z domu i zamknąć kolejne rozdziały w życiu, jak ten, gdy w końcu musi pogodzić się z oddaniem kluczyków do samochodu córce (delikatnie rzecz ujmując, zaczynał już być zagrożeniem na drodze). Jak mówi Kirsten, autorka tego nietuzinkowego dzieła, jej ojciec to najbardziej czuła i tolerancyjna osoba jaką poznała i nie przyjmuje do wiadomości, że będzie mogła go utracić. Dlatego, być może, zdecydowała się na rzecz dość ryzykowną – finguje śmierć ojca. Wielokrotnie.
Wykorzystuje triki, znajomych kaskaderów, efekty praktyczne, a Dick Johnson ulega na naszych oczach wypadkom, przykrym incydentem (spada na niego telewizor, potyka się i spada ze schodów). Brzmi ponuro, ale w rezultacie jest zabawne i… oczyszczające. I proszę, nie wyciągajcie pochopnych wniosków dopóki tego nie zobaczycie. Moim zdaniem, spełnia też rolę bez mała terapeutyczną dla całej rodziny Johnsonów. Oswaja ich i przygotowuje do nadchodzącego bardzo smutnego wydarzenia. Nawet zaaranżowany pogrzeb, gdy Dick Johnson leży w trumnie w kościele może mieć akcent humorystyczny, bo bohater dokumentu uciął sobie drzemkę w drewnianym pudle, a najbliższy przyjaciel tak wczuł się w rolę, że na wizji, przed kamerą, szczerze opłakuje zmarłego.
Czy traktować film Dick Johnson nie żyje jako rodzaj eksperymentu? Z pewnością, ale można też pozazdrościć kreatywnego podejścia (jakkolwiek to brzmi) do tematu śmierci. Zazdrość może wynikać z tego, że w tych szalonych czasach reżyserka razem z ojcem i kilkoma najbliższymi osobami z rodziny wzięła śmierć za rogi. Powalili ją na ziemię i jest im w pewnym sensie niestraszna. Ale oprócz tego spływa rzecz jasna na nas wiele smutku, bo w dokumencie oglądamy materiał zebrany z kilku lat i widać postępującą chorobę. Dick przestaje poznawać okolicę, gubi się w mieszkaniu, jest ratowany z kilku kłopotliwych sytuacji. Zachował radość życia, wciąż ma sprawny umysł, ale mimo wszystko, niestety, oddala się.
Dick Johnson nie żyje porusza tym, z jaką czułością córka odnosi się do ojca. Jak wspominają zmarłą matkę i żonę, jak widzą człowieka znajomi, przyjaciel i rodzina. I pomyśleć, że zupełnie obca nam osoba, stała się po seansie bardzo nam bliska. To niewątpliwy atut produkcji, która wzrusza, bawi i daje przekonanie o tym, że Kristen Johnson wiele wygrała tym dokumentem.
Czas trwania: 89 min
Gatunek: dokumentalny
Reżyseria: Kirsten Johnson
Scenariusz: Nels Bangerter, Kirsten Johnson
Obsada: Michael Hilow, Dick Johnson, Kirsten Johnson, Ana Hoffman
Zdjęcia: John Foster
Muzyka: Syzygys