Spadek formy był do przewidzenia. Ile bowiem można zbudować zajmującej treści posiłkując się jednym filmowym tytułem z lat 80. i dwójką postaci żywiących do siebie niechęć? Twórcom udało się to doskonale w pierwszej serii, powtórzyli sukces w drugiej (chociaż dało się odczuć lekkie zmęczenie materiału w środku) i próbowali, już pod skrzydłami Netfliksa, kontynuować dobrą passę w trzeciej serii. Nie widać tu niestety znaczących różnic w stosunku do poprzedniego spotkania z uczniami Cobra Kai i Miyagi-Do. Pociągnięto wątki z drugiego sezonu, a seria skupia się w głównej mierze na bezpośrednim kontynuowaniu losów bohaterów po dramatycznym finale, bójce w szkole. Miguel Diaz (Xolo Maridueña) leży więc sparaliżowany w szpitalu. Winni czują się zarówno Johnny Lawrence (William Zabka) jak i Daniel LaRusso (Ralph Macchio). Obaj będą próbować w trzeciej serii odbudować zaufanie, ścierając się ponownie na różnych polach. Jednak mają już wspólnego wroga, Johna Kreese’a (Martin Kove).
Pomimo tego, że 10 nowych odcinków rzeczywiście powiela fabularne założenia z drugiej serii, to twórcy odpuścili w znaczący sposób całą teen dramę i amory, które rozbrzmiewały na szkolnych korytarzach. Pobocznych epizodów jest bowiem tak dużo (a i niespodzianek niemało), że Cobra Kai 3 obfituje w wiele sympatycznych zwrotów akcji. I tak, niespodziewanie, zaproszeni zostali do udziału drugoplanowi bohaterowie z filmu Karate Kid 2 z 1986 roku. Widać przy tej okazji jaka przepaść (w popularności) jest pomiędzy częścią pierwszą, a drugą. Kto z nas bowiem pamięta, że Daniel był wtedy u mistrza Miyagiego na Okinawie i właśnie tam stoczył jedną ze swoich najważniejszych walk? Prawdopodobnie mało kto również kojarzył jego przeciwnika Chozena Toguchiego (Yuji Okumoto), który dzisiaj, w wieku 60 lat prezentuje świetną formę. Pojawia się też Youkie (Nobu McCarthy) partnerka i miłość Daniela z kraju kwitnącej wiśni. Największą niespodzianką jest z pewnością udział Elisabeth Shue!
Twórcy wiedzieli jednak, że samym karate i starciami młodych (ale i starszych bohaterów) nic już nie ugrają. Pojawił się epizod, który powraca z odcinka na odcinek o mrocznej przeszłości Kreese’a i jego historia z Wietnamu. W końcu poznamy również genezę powstania samej nazwy Cobra Kai. I chociaż opowieść zdaje się płynąć wartko, to widać wyraźnie, że twórcy jeszcze mocniej wtargnęli na międzypokoleniowe pole. Młodzi ponownie, jak ich rodzice przed 30 laty zetrą się na każdym możliwym polu. I potrafi być to trochę męczące, bo te same powroty, zdrady, odzyskiwanie zaufania niebezpiecznie krążą po orbicie zarezerwowanej dla wenezuelskich seriali. Gdy natomiast serial osiada powolnie na mieliźnie z gracją wyciąga go (jak zwykle) William Zabka, który nie stracił ani trochę wigoru i serca dla produkcji. Fakt, gra mężczyznę, który utknął w latach 80., ale przecież wielu z nas cierpi na ten sam syndrom. Być może dlatego jest mi tak bliski? Umówmy się bowiem, że z Ralpha Macchio ani żaden karateka, ani tym bardziej aktor dramatyczny. Ciężko u niego z prezentacją emocji, jest przewidywalny i operuje skąpym warsztatem, z (przeważnie) wątłym uśmiechem na twarzy. William Zabka to zupełnie coś innego i do tego potrafi oddać tragizm swojej postaci. Problemy z kontaktami z synem, walka ze starym mistrzem, ciągłe przegrywanie w życiu i trudny skądinąd charakter (ale wielkie serce) to mocne i intrygujące elementy postaci. Zabka ciągnie ten serial, a Macchio, chociaż jest istotnym filarem (niezbędnym) dla tej opowieści, ginie w cieniu kolegi.
Oceniając jednak całość pozostaje mi wystawić mocną szóstkę w nadziei, że czwarty sezon rozwinie skrzydła. Czeka nas wiele dobrego!
Twórcy serialu: Jon Hurwitz, Hayden Schlossberg
Obsada: Ralph Macchio, William Zabka, Xolo Maridueña, Courtney Henggeler, Tanner Buchanan
Muzyka: Leo Birenberg, Zach Robinson