Miejsce zbrodni. Delikwent nie dość, że jest zmasakrowany, to jeszcze ma odcięte genitalia. Cóż począć, takie zbrodnie też się zdarzają. Gliniarze dyskutują o sprawie, funkcjonariusze zabezpieczają miejsce, trwają poszukiwania penisa. Jeden z gliniarzy pałaszuje fast food, do żarcia wpada prącie, które gdzieś tam wisiało pod sufitem. Kumpel gliniarza częstuje się kiełbasą (to już ten rzeczony członek) i narzeka, że mięso jest zimne. Nic to, jest głodny, więc wcina całego. Witajcie w Category III. Naked Killer opatrzony tą chlubną łatką przyznawaną obrazom epatującym szczególnym okrucieństwem łączy w sobie wszystko co najlepsze dla tego kina. To film brutalny, ale też przaśny. Łączy groteskę, wątpliwej jakości humor, slapstick, a w tym przypadku doprawia delikatną erotyką. Fabuła jest dość zagmatwana, lawiruje pomiędzy wydarzeniami, które mają miejsce przy wyjątkowych zbiegach okoliczności. To niemalże osobne uniwersum, bardzo osobliwe, ale też pełne wysublimowanego uroku.
Naked Killer to historia miłosna, bo przecież z miłości wyrastają najpiękniejsze owoce. Ona, Kitty, jest bezczelną dziewczyną, która nie ma skrupułów przed dawaniem nauczki każdemu chamskiemu zachowaniu. Na celownik bierze przedstawicieli męskiego gatunku, którzy w jakiś sposób narazili się płci pięknej. Niewybredne komentarze, lub co gorsze zachowanie zwiastuje nielichą zemstę. I nie ma z Kitty zmiłuj, bo kobieta atakuje najczęściej krocze, które jest dźgane, w lżejszej wersji skopane. Kitty po którejś akcji z rzędu trafia na posterunek pod oko gliniarza Tinama (Simon Yam). Wpadają sobie w oko. To to wspomniane love – story. Jednak Category III charakteryzuje się często tym (i tak jest w tym przypadku), że potrafi gwałtownie skręcić. Po oddaleniu zarzutów (w końcu ukochany jest gliniarzem) Kitty nie odpuszcza. Nie wypada tu streszczać fabuły, która kryje w sobie jeszcze kilka zwrotów akcji. Dość napisać, że po następnym brutalnym akcie, Kitty trafia pod skrzydła profesjonalnej zabójczyni, zmienia tożsamość i szkoli się na hongkoński odpowiednik Nikity. Nietrudno doszukać się tu większej ilości nawiązań do filmu Luca Bessona, ale nie inspiracjami stoi kino Clarence’a Foka, a raczej oderwaniem od wszystkiego co do tej pory widzieliście.
Co jest jednak najbardziej smakowitego w Naked Killer? W najlepszych scenach wirtuozerskie sekwencje walk przypominają te od Johna Woo. I nie ma tu żadnego „prawie jak u Woo”, ale „dokładnie jak u Woo”. Rozmach w tym aspekcie jest spektakularny. Strzelaniny, walka wręcz, gradobicie kul, szamotanina nastawiona na fantastycznie zaaranżowane Gun Fu (kung-fu połączone z używaniem broni palnej znana chociażby z serii filmów o Johnie Wicku). Jest to oczywiście wciąż dość osobliwe, szczególnie gdy zestawi się tak nakręcone sceny z przaśnym brzmieniem reszty seansu. Cóż, takie są nierzadko filmy z Category III – nieobliczalne, a jednak zawsze warte obejrzenia, bo wgryzając się w choćby jeden taki, nigdy nie wiesz na co trafisz przedzierając się przez wierzchnią warstwę ciasta.
Czas trwania: 100 min
Gatunek: thriller, akcja, category III
Reżyseria: Clarence Yiu-leung Fok
Scenariusz: Jing Wong
Obsada: Chingmy Yau, Simon Yam, Carrie Ng, Shiu Hung Hui, Ken Lo
Zdjęcia: Peter Pau, William Yim
Muzyka: Lowell Lo