O Martyrs, czołowym przedstawicielu francuskiej ekstremy napisano już wiele, a ja dość długo wzbraniałam się przed seansem filmu, o którym najczęściej pisze się w kontekście 'torture porn’. To prawda, dzieło Pascala Laugiera nie należy do seansów łatwych. Ba! Można napisać, że to jeden z trudniejszych i bardziej bolesnych horrorów traktujących o cierpieniu. Jednak wbrew temu co myślałem wcześniej, Laugier nie tworzy swojej sztuki tylko, by wzbudzić odrazę, a bestialskimi obrazkami wnieść do kina posmak kontrowersji. Pokazywany po raz pierwszy w Cannes w 2008 roku z pewnością postawił publiczność do pionu, a niejeden z widzów (jeżeli nie opuścił sali w porę) patrzył na ekran przez palce. Efekt szoku, który osiągnął Laugier zmusza jednak widza do refleksji, stawia go w niewygodnej sytuacji, gdy ten (widz) próbuje odnieść się w chłodny sposób do wydarzeń.
Francusko – kanadyjska produkcja z mało znanymi aktorami i reżyserem, który zaczął dopiero co się rozkręcać (debiutował w pełnym metrażu filmem Szepty w mroku w 2004 roku, który przeszedł raczej bez echa) w światku entuzjastów horroru wybuchła z siłą bomby atomowej. Opowieść o dziewczynie, która tropi oprawców, którzy torturowali ją gdy była dzieckiem odbiera się na początku niczym wrzask rozpoczynający się gdzieś w tunelu w ciemności. Ale Martyrs zatacza koło, bo chociaż rozpoczynamy historią z Lucie (Mylène Jampanoï), to kończymy z Anną (Morjana Alaoui).
Lucy wyrwała się cudem z piekła. Trafiła do sierocińca, w którym zaprzyjaźniła się z Anną. Nękana traumą nie może pozbyć się demona, który jej nie opuszcza i nie odpuszcza. Demon jest uparty, nawiedza ją nieustannie, a Lucy broniąc się przed terrorem w aktach autoagresji doprowadza do samookaleczeń. Po 15 latach, z Anną przy boku trafia z nabitą strzelbę do, wydawałoby się, spokojnego domu rodziny Belfordów na przedmieściach. Brutalna metafora o tym, że niemożliwe jest wyjście z niektórych traum trafia z siłą pneumatycznego młota w realny terror, który wciąż trwa w najlepsze.
Jeżeli odczytamy Martyrs tylko jako ciąg szokujących obrazów z pewnością nie wyciągniemy z niego za wiele i niechybnie skażemy na piorunującą krytykę, jakoby twórcy żerowali na najniższych instynktach widza. Oczywiście wiele w nim napięcia i emocji, a od strony filmowej i formalnej robi spore wrażenie (jeśli weźmiemy pod uwagę niski budżet). Jednak gdy pochylimy się nieco nad nim, dodatkową wartość zyskuje od strony merytorycznej. Martyrs potrafi bowiem sięgnąć do głębokich traum i ran, które nigdy nie mają prawa się zabliźnić na starym kontynencie. Wiele bowiem możemy znaleźć punktów stycznych w wydarzeniach i obrazkach do tych z II Wojny Światowej przy uwzględnieniu działań SS, wydarzeń z obozów koncentracyjnych, eksperymentów, które miałyby przynieść medyczną korzyść i otworzyć naukę na nowe wątki zahaczając nawet o aspekt metafizyczny. Pascal nie chciał moim zdaniem umieszczać akcji swojego filmu z realiach II wojny światowej, ale wydarzenia, które odnoszą się w pewnym momencie do bestialskich eksperymentów, ale też głównie tortur pokazuje właśnie rozmiar nazistowskiego okrucieństwa i buty. Zmaltretowane ciała, ogolone głowy, kobiety na skraju śmierci, podtrzymywane przy życiu tylko po to, by raz jeszcze zadać ból. Taki jest Martyrs: skazane na śmierć. Dzieło Laugiera to kwintesencja filmu niewygodnego, który wypada jednak nazwać sztuką. Przekracza granice, znajdzie szybki poklask u widzów, którzy z miejsca krzykną „chore gówno”, ale to właśnie jeden z elementów terapii szokowej, którą Laugier opanował do perfekcji.
Czas trwania: 99 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Pascal Laugier
Scenariusz: Pascal Laugier
Obsada: Morjana Alaoui, Mylène Jampanoï, Catherine Bégin, Xavier Dolan
Zdjęcia: Stéphane Martin, Nathalie Moliavko-Visotzky, Bruno Philip
Muzyka: Alex Cortés, Willie Cortés