Ostatnio oglądam sporo horrorów. To zapewne po części pokłosie pory roku – chłodno i deszczowo za oknem oraz tego, iż z okazji niedawnego (i coraz liczniej w Polsce obchodzonego) święta Halloween na platformę Netflix trafiło sporo reprezentantów kina grozy. Ale to chyba również skutek czasów w jakich żyjemy – mrocznych, niepewnych, nienapawających optymizmem. Horrory, co wiemy już od czasów ekspresjonizmu w kinie, nieraz potrafiły znakomicie tę niepewność i strach uchwycić. Zawsze to w nich ceniłem. Złościłem się natomiast na te filmy grozy, które za nic mają ludzkie życie, epatują pornografią przemocy i jednocześnie pozują na dzieła ambitne, jak choćby pretensjonalny, pseudointelektualny Martyrs. Skazani na strach z 2008 roku. Hiszpańsko-meksykańska koprodukcja pt. Dzień Pański (Menéndez: El día del señor) w reżyserii Santiago Alvarado, która 30 października pojawiła się na Netfliksie, jest, niestety, przykładem tego, czego w horrorach nie lubię najbardziej. To obraz, który pod pozorem ambitnej opowieści grozy sprzedaje nam bardzo mało ambitne torture porn.
Egzorcyzm i dziewczyna
Emerytowany ksiądz, Menéndez (Juli Fàbregas), to postać wręcz wyjęta z kina noir. Ten niegdyś niezłomny duchowny za pomocą niekonwencjonalnych metod wypędzał demony z ludzi odrzuconych, narkomanów, przestępców. Niestety, w wyniku jednego z egzorcyzmów śmierć poniósł mały chłopiec. Ksiądz Menéndez został oskarżony o morderstwo i trafił do więzienia. Po jego opuszczeniu zamknął się we własnym domu. Ciemność, z którą kiedyś walczył, dziś coraz bardziej pochłania jego duszę. Całymi dniami przechadza się po ciemnym i zapuszczonym mieszkaniu i pije duże ilości alkoholu. Jak sam przyznaje, pije, bo tylko tak może ze sobą wytrzymać. Dręczą go koszmary i wyrzuty sumienia. Pewnego dnia odwiedza go przyjaciel, Sebastián (Hector Illanes), któremu swego czasu Menéndez pomógł wyjść z nałogu narkotykowego. Teraz Sebastián jest przekonany, że jego córka, Raquel (Ximena Romo), jest opętana przez szatana i tylko niekonwencjonalne metody Menéndeza mogą wygnać z niej demona. Po wahaniach bohater zgadza się upatrując w tym szansę na odkupienie własnych win. Gdy następnego dnia Sebastián przyprowadza córkę ta wygląda… jak zwykła nastolatka, której zagrażają nie moce ciemności, lecz raczej utrata słuchu na skutek zbyt głośnego słuchania muzyki przez słuchawki. „Teraz mam zacząć wymiotować żółcią” – rzuca ironicznie dziewczyna na widok krzyża zawieszonego na ścianie. Raquel twierdzi, że jej ojciec oszalał i ciągle jej wmawia opętanie. Czy dziewczyna rzeczywiście jest opętana? A może jest zwykłą nastolatką i jedynym zagrożeniem dla niej jest nie żaden demon, lecz nadużywający alkoholu Menéndez?
Ciekawy punkt wyjścia.
Sam punkt wyjścia filmu Alvarado jest bardzo obiecujący. Czy ksiądz Menéndez jest w tej opowieści wybawicielem, czy oprawcą? Ocierające się o filmowe arcydzieło Cloverfield Lane 10 z 2016 roku z wybitną rolą Johna Goodmana pokazało nam, jak ciekawym artystycznie zabiegiem jest pozostawienie przez twórcę przez dłuższy czas widzów w niepewności, jakie są intencje i role filmowych bohaterów. Tu na początku jest zastosowana ta gra z widzem. Zadajemy sobie pytania: czy egzorcyzm będzie w tym wypadku uwolnieniem niewinnej duszy ze szponów diabła, czy może narzędziem patriarchalnej opresji wobec zbuntowanej dziewczyny mającym przywołać ją na jej miejsca w szeregu? Czy najgorsze demony to te, które widzimy u innych, czy może te, które kryją się w nas samych? Subtelny twórca zrobiłby z Dnia Pańskiego ciekawe i intrygujące kino, ale Santiago Alvarado nie ma w swoim słowniku słowa „subtelność”.
Torture porn
Wspomnianej cechy brakuje twórcy już niemal na samym początku. Z jednej strony Alvarado próbuje mylić tropy, z drugiej sam sabotuje własne wysiłki, bo np. wszędzie tam gdzie chodzi Raquel, wszelkie krzyże muszą się złowieszczo odwracać, zupełnie jakby zły duch zamieszkujący dziewczynę wysyłał wiadomość: „tu jestem”. Co zabawne, ten sam demon, gdy ksiądz Menéndez domyśla się jego obecności… jest tym faktem bardzo zdziwiony. Jednak to nie jest największy problem filmu. Ani to, że stylistyczny arsenał twórcy Dnia Pańskiego jest bardzo ubogi i ogranicza się do kilku sprawdzonych i dość prymitywnych sztuczek znanych doskonale wszystkim fanom horrorów. Problemem jest cała druga część filmu, w której obraz ten zmienia się w torture porn przepełnione groteskową mizoginią i cokolwiek niepokojącą filmową rehabilitacją metod „wyrzucania diabła” stosowaną przez świętą inkwizycję. „Męcz mnie! Dręcz mnie ręcznie! Ech, butem, Knutem, Znęcaj się nad ciałem mem zepsutem!” – śpiewała kiedyś Irena Kwiatkowska z „Kabaretu Starszych Panów”. Oglądając Dzień Pański nie tylko ma się wrażenie, że jego twórcy znają słowa tej piosenki, ale również, iż wzięli sobie za punkt honoru dokonanie ich wiernej ekranizacji. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że kino eksploatacji ma swoje miejsce na mapie światowej kinematografii i doprawdy przywykłem już do tego, iż twórcy tego typu produkcji regularnie zabierają mi czas oraz poczucie jego produktywnego spędzania – ok, o ile jest to propozycja uczciwa. Twórcy kolejnych części Piły nie ukrywali, że seria ta z czasem porzucała wszelkie ambicje i nie jest niczym więcej jak kinowym torture porn. Tymczasem Alvarado napina się na tworzenie antropologicznego traktatu o ludziach prześladowanych przez własne demony, ale w rzeczywistości interesuje go jedynie ekranowa przemoc. W rezultacie wychodzi z tego piramidalny kicz o księdzu, który w piwnicy łamie kości i wyrywa paznokcie związanej młodej dziewczynie, by wygnać z niej diabła, a na piętrze rozmawia z Bogiem o dręczących jego duszę w wątpliwościach. Cóż.. kiedyś słyszałem, że najprostszy podział horrorów, to na te straszne i te głupie. Dzień Pański posiada obie te cechy, bo jest strasznie głupi.
Czas trwania: 93 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Santiago Alvarado Ilarri
Scenariusz: Santiago Alvarado Ilarri, Ramón Salas
Obsada: Juli Fàbregas, Hector Illanes, Dolores Heredia, Ximena Romo
Zdjęcia: Rocco Rodriguez
Muzyka: Néstor Romero Clemente