Chociaż Rozłąka, dziesięcioodcinkowy najnowszy serial wyprodukowany przez Netflix łączy wydarzenia w kosmosie z tymi na naszej planecie (nieprzerwanie przez cały pierwszy sezon), to bliżej mu do filmu Proxima, którego akcja rozgrywała się w całości na Ziemi. I tam, w filmie wyreżyserowanym przez Alice Winocour, i tutaj, w serialu stworzonym przez Andrew Hinderakera, głównym tematem jest poświęcenie dla sprawy. Idzie za tym cała treść, która niejako z poświęceniem się wiąże: rodzinny dramat, człowieczeństwo, pytania o nasze miejsce we wszechświecie. Dziesięć odcinków Rozłąki to opowieść o wylocie z Ziemi pięcioosobowej załogi z Emmą Green (Hilary Swank) jako dowódcą wyprawy, przystanku na Księżycu i ich drodze na Marsa.
Miejsce w szeregu
Na pierwszy rzut oka w Netfliksie nic się nie zmieniło. Jednak można wyłapać kilka scen, które świadczą o tym, że Rozłąka potrafi stanąć w innym niż cała reszta seriali miejscu. Ma też kilka własnych patentów, które wypadają dość świeżo. Ot, chociażby kwestia problemów z kompetencjami dowódcy, gdy na statku dochodzi do incydentu i każdy z uczestników przedstawia w raporcie dla NASA swoją wersję. Tych kilka drobnych smaczków to z pewnością atuty, ale wyjątkowo intrygująco Rozłąka wypada, gdy zdamy sobie sprawę, że twórcom udało się pogodzić „poprawność polityczną” ze zdroworozsądkowym podejściem do logiki. Gdy dowództwo (kobieta) z NASA żąda od Green, by ta stała twardo na swoim miejscu, bo jest kobietą i to niezwykle ważne w historii lotów kosmicznych, by właśnie kobieta prowadziła misję, Green z poirytowaniem komentuje, że to nie czas na „feministyczne bzdury”, bo najważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi, statku itd. Płeć nie ma tu żadnego znaczenia.
Kosmos stereotypów
Drużyna astronautów składa się z przedstawicieli najważniejszych narodów. Jest Rosjanin Misha (jakżeby inaczej), Chinka, Hindus, Afroamerykanin i wspomniana Amerykanka. Każdy innej nacji, wyznawanej religii, przekonań i z własną historią. To w większości stereotypy, ale z drugiej strony to też prawdziwa historia, której nijak nie da się wymazać (przekłamać). Kilka wzmianek o Mishy z jego przeszłości z bloku wschodniego to fakty, które ciągną się za każdym rosyjskim astronautą. Misha z dumą przedzierał się po wojskowych szczeblach, by teraz oddać dowództwo kobiecie. Każdy z bohaterów ma własne troski, nad każdym też twórcy pochylą się w poszczególnych odcinkach. Zrozumiemy ich bolączki, poznamy członków rodziny, będziemy wiedzieli co musieli poświęcić i co dla nich jest tą tytułową „rozłąką”. To nie zawsze rodzina, chociaż ona stanowi tu motyw przewodni, który istnieje naturalnie na pierwszym planie razem z opowieścią o Emmie Green.
Rodzina na odległość gwiazd
Wątkiem głównym jest więc rodzina Emmy. Kobieta zostawiła na Ziemi męża i dorastającą córkę, której burza hormonów wznieca co rusz to nowe pożary. Na Ziemi byli niezwykle zgrani, kochali się i mogli się wspierać. To może, ale nie musi stać się ich główną siłą, która powinna pomóc przy takiej trzy letniej rozłące. Im bardziej Emma oddala się od Ziemi, tym więcej w domu pojawia się problemów. Nie może pomóc ani jako kobieta, ani jako matka. Rozmowy telefoniczne są urywane, mail i smsy nie załatwią sprawy od ręki.
Wady, o których szybko zapominamy
Tak, Rozłąka to serial pełen uproszczeń. Trzy lata podróży zostaje skróconych do kilku godzin. Dostajemy rozwiązania, w które nie trudno wątpić. Historia rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, ale łatwość nawiązywania połączeń komórkową telefonią z Ziemią budzi wiele zastrzeżeń. I nie tylko to. Jakość odbioru, natychmiastowe kontakty z rodziną są tu niemalże na wyciągnięcie ręki. I nie piszę o samej technologii, ale też o łamaniu wszelkich protokołów bezpieczeństwa, bo przecież ciężko uwierzyć, by astronautka mogła ot tak zadzwonić z Księżyca na Ziemię pomijając przełożonych czy wspomniane protokoły. Jest jeszcze sprawa przygotowania do wyprawy, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że biorąc udział w takiej misji uczestnicy nie mieli wglądu do akt, nie interesowali się personaliami współtowarzyszy, przeszłością. Taka misja wymaga przecież wiedzy o każdym aspekcie, charakterze, wadach i zaletach każdego poszczególnego astronauty. Tu nie może być niespodzianek, a jak się okazuje jest ich aż nadto.
Takich symplifikacji jest dużo więcej i nawet jeżeli potrafią one razić, a dla malkontentów staną się punktem wyjściowym każdej recenzji, to według mnie czas spędzony z astronautami rekompensuje wszelkie niedogodności realizacyjne i scenariuszowe. Producentom udało się bowiem stworzyć serial bardzo ludzki. Wykreowane postaci, z pozoru o różnych osobowościach, staną się zgraną „paczką”. Wiem jak to brzmi, ale taki był zapewne cel Rozłąki. Obcy ludzie (choć znali się z treningów i innych przygotowań) postawieni w nowych sytuacjach muszą raz jeszcze zrozumieć istotę dobrej współpracy, nauczyć się na nowo wielu spraw, zrobić krok naprzód i pomimo niektórych uprzedzeń stać się lepszymi ludźmi. Tylko w ten sposób dotrą do Marsa, dosłownie i w przenośni. Na tym polu serial udanie spełnia swoją pokrzepiającą rolę, a ja zżyłem się z astronautami. Polubiłem postaci, kibicowałem i wyczekiwałem finału podróży.
To nie jest czystej postaci sci-fi. Mało tu sekwencji w kosmosie, bo serial skupia się na ludzkim pierwiastku. Kilka powtarzających się ujęć w tych samych pomieszczeniach wskazuje na niski budżet, chociaż i tak zdecydowano się na dwa „spacery”. Brak wymiaru epickiego jednak nie razi, gdy z miejsca nastawimy się właśnie na dramat, a nie na tytuł bliższy chociażby zeszłorocznej Ad Astrze. Skromny, kapitalnie zagrany, jest niezłą próbą ugryzienia lotów kosmicznych od strony rodzinnych separacji i narastających problemów na tym polu, kiedy znajdujesz się tak daleko od domu i nic nie możesz wskórać, gdy tam na Ziemi tyle rzeczy wymaga jeszcze naprawy.
Czas trwania: 10 epizodów
Gatunek: dramat, sci-fi
Twórca: Andrew Hinderaker
Reżyseria: Fabio Mollo, Lyda Patitucci
Obsada: Hilary Swank, Ato Essandoh, Mark Ivanir, Ray Panthaki, Vivian Wu, Talitha Bateman, Josh Charles
Zdjęcia: Brian Pearson, David Boyd, Timothy A. Burton
Muzyka: Will Bates