Jest taka scena w Peninsula (Train to Busan 2), gdy odruchowo sięgasz po pada do konsoli. Jeep jedzie po zapuszczonej metropolii sunąc po nawierzchni jak bojer po lodzie. Nie zwalnia, wykonuje ekwilibrystyczne piruety i z gracją roztrąca hordy zombie. Brakuje tylko wyskakujących bonusów z każdego potrąconego. Cóż, Peninsula nie dostarcza tych samych emocji co część pierwsza, ale jest wciąż niezłą rozrywką. Gdy kino trochę już się zachłysnęło tematyką zombie, koreański film wciąż potrafi dostarczyć uciechy. Niestety, w kilku raptem miejscach.
To klasyczny sequel, gdzie jest więcej, mocniej i głośniej. Korea Południowa nie przeżyła inwazji agresywnych zombie i została odcięta od reszty świata. Tu już nic nie ma, a ci co przeżyli, są przeświadczeni o tym, że podobny los spotkał resztę świata. Wiodą więc życie nomadów na terenie kraju i w zarośniętych metropoliach, do których natura wdarła się nie niepokojona przez nikogo. W tym postapokaliptycznym środowisku udało się przetrwać garstce. Niektórzy trwają i nie zatracili ducha człowieczeństwa, inni odcięli się od ludzkiego pierwiastka i niczym postaci z Drogi Cormaca McCarthy’ego zmienili się w ludzkie bestie. Z pewnością mając do tego predyspozycje wcześniej, teraz odnaleźli się jak ryby w wodzie.
Powstały enklawy, w których ludzie walczą o każdy kolejny świt, a brutalne oddziały szukają uciechy w okrutnych rozrywkach. Nie wiedzą, że cała reszta świata odgrodziła się od półwyspu. Dowiedzą się jednak, bo do centrum metropolii dociera grupka tych, którym cztery lata wcześniej udało się stąd ewakuować. Ich motywy są najprostsze z możliwych. Ta czwórka mieszka obecnie w Hongkongu, są silnie represjonowani, ponieważ jak wielu innych pochodzą z terenów skażonych. Były wojskowy ze swoim bratem i dwójka obcych skuszona wizją fortuny ukrytej w ciężarówce przebijają się przez tereny „zakażonych”. Wejść jest prosto, wyjść o niebo trudniej. Na miejscu spotykają (oprócz głównych bohaterów tego utworu, masy nieobliczalnych zombie) ocalałych, którzy jak wspomniałem, nie zdają sobie sprawy, że cały świat trzyma w garści ten region.
O ile pierwszy Train to Busan (ochrzczony przez naszego rodzimego dystrybutora Zombie Express) był fantastycznym kinem akcji, który biegł z horrorem równym tempem z prostą, lecz angażującą fabułą, tutaj sprawa została pisząc kolokwialnie pokpiona.
To wciąż ten sam action pack zombie, jednak z momentami, w których twórcy nieznośnie czerpią pełnymi garściami z serii Za szybcy za wściekli (i to, o zgrozo, z jej najnowszych odsłon). Wiele scen rozgrywa się w trakcie pościgów (finał przywodzi na myśl ucieczkę w Mad Max 2: Wojownik szos i jest to sympatyczny element), ale gros scen to niemożliwe ujęcia rodem ze wspomnianych tytułów, w których za kółkiem brylowali Vin Diesel i Paul Walker. Znacznie lepiej sprawdzają się momenty, gdy bohaterowie filmu muszą pokonywać drogę pieszo. Dynamiczny montaż i próby rozpędzenia hord z broni automatycznych to miłe dla oka ujęcia. Gdy przyjdzie Wam natomiast ochota zajrzeć trochę głębiej pod ten wypakowany czystą (choć w rezultacie średnią) rozrywką seans, natkniemy się na kilka palących i aktualnych dla naszego świata kwestii. W prologu możemy dowiedzieć się, co stoi za wspominaną kilka razy „zarazą”. Informacja o wypuszczonym wirusie z któregoś z laboratoriów medycznych w Azji w mig przypomina nam doniesienia prasowe (prawdziwe lub nie) o wirusach, które „uciekły” spod ręki naukowców.
Peninsula potrafi kilka razy zaskoczyć swoimi szalonymi pomysłami. W scenariuszu, który spina klamrą historię głównego bohatera potrafi być nawet przejmująca, a w finale sprawiła, że poczułem się w jego sprawę zaangażowany (prawie). Gdyby twórcy zdecydowali się na bardziej surowe wykonanie i odeszli od napastliwego CGI, być może sequel powtórzyłby sukces pierwszej odsłony.
Czas trwania: 116 min
Gatunek: akcja, horror
Reżyseria: Sang-ho Yeon
Scenariusz: Sang-ho Yeon, Ryu Yong-jae
Obsada: Dong-Won Gang, Jung-hyun Lee, Re Lee, Min-Jae Kim, Do-Yoon Kim
Zdjęcia: Hyung-deok Lee
Muzyka: Mowg