Już 4 sierpnia w Gdańsku rozpocznie się trzecia edycja Octopus Film Festival. To festiwal powstały z miłości do kina gatunkowego, herosów z kaset video, tęsknotą za czasami, gdy najważniejszym punktem dnia była wizyta w osiedlowej wypożyczalni VHS. Organizatorzy jednak nie tylko na nostalgii zbudowali swój pomysł na festiwal. Łączą to co było, z tym co nadchodzi, klasyczne pokazy z multimedialnymi show w niezwykłych sceneriach. Jak co roku będziemy mogli zobaczyć filmy, które kochamy, i te, które być może pokochamy. W związku z nadchodzącym wydarzeniem zadałem kilka pytań jednemu z organizatorów, Krystianowi Kujdzie.
Patryk Karwowski: Octopus Film Festival stawia czynny opór pandemii. Nie przestraszyliście się? Jakie były Wasze pierwsze myśli po wprowadzeniu obostrzeń? Z pewnością znacie organizatorów innych filmowych festiwali, którzy byli zmuszeni odwołać wydarzenia. O tych największych, międzynarodowych nawet nie wspominając. Liczyliście się z tym? Braliście pod uwagę przejście w tryb online? (co moim zdanie byłoby pomysłem karkołomnym przy festiwalu, który najwięcej pozytywnej energii wyzwala podczas wspólnych żywiołowo odbieranych seansów). Kiedy zapadła decyzja, że jednak przystępujecie do walki?
Krystian Kujda: Przestraszyliśmy się i poważnie rozważaliśmy odwołanie tej edycji. Opcja online nawet przez moment nie wchodziła w grę. Octopus jest zbyt mocno osadzony w tkance miejskiej, a oglądanie filmów w Internecie niespecjalnie nas kręci. Bacznie obserwowaliśmy rozwój sytuacji i wprowadzanie kolejnych obostrzeń sanitarnych. Kiedy upewniliśmy się, że możemy zorganizować edycję, która będzie spełniała nasze oczekiwania i jednocześnie podołamy wymogom bezpieczeństwa, podjęliśmy decyzję, że nie składamy broni. Nie ukrywam, że trzeci Octopus jest najtrudniejszy w realizacji z dotychczasowych, ale dokładamy wszelkich starań, aby publiczność była zadowolona.
Podejrzewam, że już w chwili zakończenia festiwalu myślcie o kolejnym. Tak zapewne było w 2019 roku, gdy zakończyła się 2. edycja Octopus. Opisz mi proszę czym się inspirujecie, jak wyglądają prace przy pozyskiwaniu nowych tytułów. Jeździcie po światowych festiwalach?
Tak, organizacja Octopusa to praca, która rozciąga się na cały rok. Mamy jasno wytyczoną ścieżkę rozwoju więc niektóre rzeczy planujemy ze sporym wyprzedzeniem. Część z nas współtworzy również firmę dystrybucyjną Velvet Spoon, co pozytywnie wpływa na pozyskiwanie nowych kontaktów i współpracę z agentami sprzedaży. Co do festiwali, to bardzo chciałbym abyśmy mieli na nie więcej czasu. Ostatniej jesieni podpatrywaliśmy, jak się robi wysokobudżetowy festiwal kina gatunkowego w hiszpańskim Sitges. Teraz czekamy aż opadnie pandemiczny kurz i wtedy na pewno zaplanujemy kolejne wyjazdy.
Wiem oczywiście, że zaangażowany jesteś również w rozwijanie Velvet Spoon, niezależnego dystrybutora filmowego. Czy wybierając nowe tytuły do portfolio myślicie o nich jako tych, które wypełnią festiwalowy program Octopusa? A zadając pytanie z drugiej strony. Czy jest szansa, że nowe kino gatunkowe (jeden z programów festiwalu) i tytuły, które tam zobaczymy / zobaczyliśmy, trafią do szerszej dystrybucji kinowej pod szyldem Velvet Spoon?
Tak, to naczynia połączone. Rzeczywiście niektóre tytuły, które udało nam się do pozyskać do cyklu Nowe Kino Gatunkowe (cykl ten w tym roku będzie również Konkursem głównym festiwalu) będą później dystrybuowane przez Velvet Spoon. Dany film musi nas przede wszystkim zainteresować, a dopiero później zastanawiamy się, czy wziąć go na festiwal i/lub do dystrybucji i na jakich polach.
Kino gatunkowe. Sam dorastałem w latach 80. Pierwszym filmem, który świadomie obejrzałem na kasecie VHS to „Amerykański Ninja” z Michaelem Dudikoffem, a pamiętne sceny z atakiem ninja na konwój na stałe wypaliły się w pamięci. Jaki jest Twoje pierwsze „kasetowe” wspomnienie?
Nie wiem czy wiesz, ale reżyser „Amerykańskiego ninja” Sam Firstenberg był gościem 20. edycji Festiwalu Filmów Kultowych za którą odpowiadał nasz zespół. Sam urodził się w Polsce i nawet pamięta kilka słów w naszym języku. W Gdańsku poznał Tomasz Knapika, który był lektorem na kasetach VHS z tym filmem. A wracając do Twojego pytania: jasne, że pamiętam! Moim pierwszym filmem była „Pierwsza krew” czyli Rambo. To było w ogóle moje pierwsze zetknięcie z kasetami VHS więc emocje były podwójne. Drugim seansem z magnetowidu był zresztą też Rambo. Pamiętam, a byłem wtedy przedszkolakiem, że mój tata zabrał mnie na jakieś przedstawienie z pacynkami. Dorośli zostawiali swoje pociechy w sali widowiskowej i sami udawali się do zadymionej świetlicy na pokaz wideo. Pacynki szybko mnie znudziły, zakradłem się do świetlicy, gdzie od razu przyłapał mnie mój tata. Na szczęście wykazał się wyrozumiałością i resztę filmu obejrzeliśmy już razem.
Czy masz swoje prywatne marzenie dotyczące Octopus Film Festiwal na temat tytułu, który bardzo chcielibyście pokazać (w kwestii rozdrapywania nostalgicznych ran), jak mój „Amerykański Ninja”? Masz taki tytuł, który chciałbyś zaprezentować? Robiłeś coś w tej kwestii? Podejrzewam, że większość z tych marzeń rozbija się o kwestie licencyjne.
Jest sporo tytułów, które chcielibyśmy przedstawić w octopusowej oprawie, ale szczerze mówiąc, razem z Grzegorzem Fortuną, który jest dyrektorem programowym festiwalu, koncentrujemy się coraz bardziej na nowych filmach, które łączą wizję artystyczną z gatunkowym sztafażem. Bardzo się cieszę, że nasz najważniejszy cykl, czyli Nowe Kino Gatunkowe, zamienia się w tym roku w konkurs główny festiwalu. Większość filmów, jakich w nim pokażemy, to będą polskie premiery! Oczywiście szeroko pojęte kino popularne i klasy B jest i zawsze będzie nam bardzo bliskie. Cieszymy się, jak małe dzieci na „Predatora” w stoczniowej hali, którą zamienimy na okoliczność pokazu w małą dżunglę, ale jeszcze więcej frajdy sprawia nam możliwość zaprezentowania naszym widzom takich filmów, jak „Swallow”, „A Fire in Cold Season”, „Gniazdo” czy „VHYes” na dużym ekranie.
Napisaliście w pierwszej wzmiance na temat 3. edycji festiwalu o nowych lokalizacjach, również o pomyśle na kino samochodowe. Masz jakieś doświadczenia w tej kwestii? Przyznam szczerze, że nie brałem udziału w takich pokazach. Kino samochodowe, tak często oglądane przeze mnie z perspektywy widza (motyw filmowy w hollywoodzkich produkcjach), zawsze wydawało się nęcące, ale miałbym wiele obiekcji, szczególnie technicznych. Jak przygotowujecie się do tego tematu. Jak z ilością miejsc, kwestią bezpieczeństwa, w końcu z samym technicznym odbiorem filmu, nagłośnieniem, wielkością ekranu etc.
Na wspomnianej już 20. edycji FFK zorganizowaliśmy dwa tego typu pokazy więc doświadczenie mamy. Mamy też świadomość, że powstało mnóstwo tego typu inicjatyw, gdy z powodu epidemii zamknięto kina i niestety spora część z nich była wątpliwej jakości więc widzowie mogą być sceptyczni wobec takiej formy oglądania filmów. Chcemy zaproponować coś innego, zdecydowanie bardziej zgodnego z duchem amerykańskich kin samochodowych. W ramach Octopusa zaprezentujemy trzy filmy z wybranych cykli, które idealnie nadają się na takie pokazy. Widzowie zobaczą: „Powrót żywych trupów” (cykl filmów punkowych), „Poza Doliną Lalek” Russa Meyera (cykl „Malinobranie”) i „Action USA”, które zaprezentujemy z kasety VHS (w ramach VHS HELL oczywiście). Zadbamy o dobrą widoczność z każdego auta, a dźwięk poleci z samochodowych głośników (widzowie będą musieli nastawić radio na odpowiednią częstotliwość).
Jak wyglądają relacje festiwalowego zarządu z władzami miasta? Gdańsk wspiera festiwal bez problemu? Na razie wystarczy Wam ta miejscówka? Myśleliście o rozwinięciu macek na całe Trójmiasto? Może o pokazach plażowych na molo w Sopocie?
Octopus to festiwal gdański i w głównej mierze stoczniowy. Tu mamy wspaniałych partnerów, jak m.in. Klub B90, Ulica Elektryków, AMBEREXPO czy Stocznia Cesarska. Jesteśmy wspierani zarówno przez Miasto Gdańsk, jak i Urząd Marszałkowski. Cieszę się, że dostrzeżono energię, którą wygenerowały dwie pierwsze edycje Octopusa, zwłaszcza, że w Gdańsku bardzo brakowało festiwalu filmowego z prawdziwego zdarzenia. Najtrudniejsze jednak przed nami. Chcemy, aby Octopus się rozwijał i rósł z rok na rok. Nasz festiwal ma szansę stać się najważniejszą tego imprezą w tej części Europy. Naprawdę wiemy, jak tego dokonać i nasze starania będą szły w tym kierunku. Najważniejsze rozmowy wciąż zatem przed nami, gdyż nie da się tego osiągnąć bez dużego budżetu.
Jednym z gości zeszłorocznego festiwalu był Sergio Martino, postać niezwykle uznana dla kina gatunkowego. Jak przebiega proces zapraszania tak znamienitych gości? Wypisujecie sobie interesujących Was bohaterów z czasów VHS (i późniejszych) i obdzwaniacie agentów?
Mamy coraz więcej kontaktów, często bezpośrednich i tak naprawdę dużo zależy od budżetu festiwalu w danym roku. Chcielibyśmy aby Gdańsk odwiedzało więcej twórców – zarówno tych, których filmy startują w Konkursie głównym, jak i tych, których retrospektywy prezentujemy. W tym roku, ze względu na pandemię, spotkania odbędą się głównie online. Do tej pory udział potwierdzili m.in.: Richard Stanley, Mark Lester, Fabrice Du Welz i Penelope Spheeris.
Octopus Film Festival, nie ukrywajmy, wciąż raczkuje. Ma dopiero trzy lata, chociaż głos ma donośny i jest zauważalny na polskiej festiwalowej mapie. Jak odczytujesz odbiór Waszego festiwalu w zestawieniu z innymi? Czujesz, że wyciągnęliście rękę po nowego widza, który wcześniej nie miał za dużego wyboru w ulubionym repertuarze?
Cieszę się bardzo, że już przy trzeciej edycji możemy powiedzieć, że Octopus jest największym festiwalem kina gatunkowego w Polsce, ale przed nami jeszcze daleka droga. Wydaje mi się, że naszą siłą jest świeża i nieoczywista formuła festiwalu – postawiliśmy na ambitne kino gatunkowe, które prezentujemy w industrialnych przestrzeniach stoczniowych. Jednocześnie nie zapominamy o rozrywkach uwielbianych przez widzów: pokazach specjalnych i kinie klasy B, do którego wciąż przecież mamy słabość. Mam wielką nadzieję, że będzie nam dane rozwijać się i potencjał ten nie zostanie zmarnowany. Mamy naprawdę duże ambicje i już nie możemy doczekać się kolejnych edycji.