Nad brzegiem jeziora zapada zmierzch. Statyczne ujęcie obejmuje brzeg i zarośla. Zachodzi słońce. Do życia budzi się nocna fauna. Słyszymy narastające odgłosy żab, świerszczy i kilka innych tajemniczych dźwięków. Ekran się ściemnia, wchodzimy w świat zmór i koszmarów Jane, głównej bohaterki filmu Wszystkie kolory ciemności. Wprawdzie ten urokliwy filmowy wstęp prosto z łona natury nie ma odbicia w późniejszej fabule, ale moim zdaniem stanowi doskonałe zaproszenie w stan śnienia. Gdy już jesteśmy, jak nam się wydaje, w bezpiecznych objęciach Morfeusza, na arenę wkracza nieokiełznany Sergio Martino. Ta przyjemna drzemka zamienia się w koszmar, a włoski reżyser w mig zmienia nastrój. Miłe dla ucha odgłosy natury zastępuje jazgotem cierpienia. Widzimy kobietę w zaawansowanej ciąży leżącą na surowo wykonanym fotelu ginekologicznym. Pomieszczenie pomalowane na czarno, groteskowy mężczyzna, który chciałby ze swoją niedopasowaną peruką upodobnić się do arlekina, macha w obłąkanym rytmie rękoma. Brzemienna z dłońmi zafarbowanymi krwią, tonie w grymasie udręki. Majaki Sergio Martino wyglądają jak relacja z dolnego poziomu w psychiatrycznym szpitalu. Gdy przychodzi przebudzenie, wiemy już, że makabryczne obrazki niedługo powrócą.
Za koszmary odpowiedzialne są w głównej mierze traumatyczne epizody z życia Jane (Edwige Fenech), a pomóc stara się jej życiowy partner Richard (George Hilton). Jane chodzi jeszcze na sesje do psychoanalityka (ukochany mężczyzna jest zdecydowanym przeciwnikiem terapii). Gdy żadna pomoc nie przynosi pożądanych efektów, a obrazki z sennej mary wydają się przybierać rzeczywistą formę (Jane jest śledzona przez błękitnookiego mężczyznę ze snów), ostatnią deską ratunku są potężne siły ciemności w postaci tajemniczego kultu. Sekta ma wzmocnić roztrzęsioną kobietę, dodać jej hartu ducha, ale jedyne co z rytuałami przychodzi to orgie i pogłębiająca się schizofrenia…
Wszystkie kolory ciemności to ten rodzaj fantastycznego giallo, gdzie twórcy udało się pogodzić kilka nurtów, obejrzeć się z uznaniem na dzieła zachodnich mistrzów, ale również wnieść wiele oryginalnych motywów. Giallo Sergio Martino przefiltrowane jest głównie przez horror Romana Polańskiego Dziecko Rosemary, jednak dostarcza emocji i napięcia nie tylko od wymownej strony satanistycznego kultu, który czyha na rozpadającą się Jane. Żółty kryminał nie przyniesie nam wprawdzie sprawy klasycznych morderstw, bo fabuła koncentruje się przede wszystkim na kobiecie, która traci kontakt z rzeczywistością. Jednak geniusz Sergio Martino polega tu na tym, że senna zmora wkracza bardzo odważnie do realnego świata. I my i sama Jane tracimy kontrolę nad tym, co jest prawdziwe, a co pochodzi z drugiej strony lustra. Nie jesteśmy już pewni do jakiego świata należy błękitnooki mężczyzna.
Na ujmujący swoją psychodelią klimat utworu ogromny wpływ miała doskonała kooperacja kilku artystycznych pionów, ale najwyższe uznanie należy się człowiekowi z batutą, Sergio Martinowi, że tak doskonale oddał paranoiczny aspekt zatracania życiowej równowagi u głównej bohaterki. Zarówno zdjęcia Giancarlo Ferrando (agresywne najazdy, nietypowe kąty, rybie oko) jak i muzyka Bruno Nicolai (czasem nastrojowe melodie, a nierzadko anielskie chorały zwiastujące niemalże przybycie księcia ciemności) oraz montaż Eugenio Alabiso złożyły się na nietuzinkowy efekt końcowy. Satanistyczne giallo Sergio Martino nęci więc nieustannie wspaniałą atmosferą, soczystymi barwami, ale też realną grozą w tym odrealnionym halucynogennym świecie, w który została wrzucona Jane. Kolejnym niewątpliwym atutem jest tu aktorka wcielająca się w główną rolę, Edwige Fenech. Diwa włoskiego kina gatunkowego po raz kolejny przedstawiła się w pełnej krasie. Wprawdzie można tu narzekać na kilka stałych min w wykonaniu Fenech, jednak ikona europejskiego kina swoje braki natury technicznej sprawnie przykrywa charyzmą i urodą.
Ciekawie natomiast łączy się główny wątek Jane z Wszystkich kolorów ciemności Sergio Martino z pobocznym wątkiem Jennifer (również Edwige Fenech) z filmu Skąd wzięły się te dziwne krople krwi na ciele Jennifer? Giuliano Carnimeo. U Carnimeo główna bohaterka wyrwała się z sekty, gdzie odprawiano rytuały przy akompaniamencie lubieżnych bezeceństw, a u Martino sekta stanowi esencję fabuły. Czyżby Ernesto Gastaldi, główny scenarzysta u Carnimeo, przeniósł pomysł z mającego pół roku wcześniej premierę filmu Martino (gdzie również sprawował tę samą funkcję)? Bardzo możliwe. Włoskie kino gatunkowe i samo kino jako takie oddychało przecież niejednokrotnie powielonymi pomysłami. Nie widzę w tym nic zdrożnego, wręcz przeciwnie. Oba dzieła bronią się wyśmienicie. Wszystkie kolory ciemności to historia, która niejednokrotnie odpływa w histeryczny, niemalże nadprzyrodzony charakter. Jednak Sergio Martino, pomimo wielu wyborów wśród widmowych imaginacji, jest człowiekiem, który twardo stąpa po ziemi. Koszmary zawsze są najgroźniejsze, gdy przybierają ludzki wymiar, a u podstaw leżą bardzo przyziemne motywy.
Czas trwania: 95 min
Gatunek: giallo
Reżyseria: Sergio Martino
Scenariusz: Santiago Moncada, Ernesto Gastaldi, Sauro Scavolini
Obsada: George Hilton, Edwige Fenech, Ivan Rassimov, Nieves Navarro
Zdjęcia: Giancarlo Ferrando
Muzyka: Bruno Nicolai