„Zwariuję. Zwariuję, jeżeli nie wyjaśnią co się stało w tym lesie” – myślałem w trakcie oglądania W głębi lasu, polskiego serialu wyprodukowanego pod skrzydłami Netflix. Przypomnę, że to druga polska produkcja nakręcona z szyldem Netflix Originals. Pierwszy, tak hucznie zapowiadany 1983, który był alternatywną wizją współczesnego świata, zachłysnął się własnymi ambicjami. Doborowa obsada, intrygujący scenariusz, wymuskane zdjęcia ugrzęzły na scenariuszowych mieliznach. W moim przekonaniu okazał się kompletnym niewypałem. Ale to było dwa lata temu.Tutaj kluczem do sukcesu okazał się według mnie scenariusz oparty na powieści Harlana Cobena.
Powieść The Woods Cobena, amerykańskiego zapracowanego pisarza, scenarzysty, a teraz również i producenta, została wydana w 2007 roku. W literackim pierwowzorze prokurator Paul Copeland wraca do dramatycznych wydarzeń, które rozegrały się 20 lat wcześniej na letnim obozie. Historia jest o tyle uniwersalna, że wystarczyło Paula Copelanda zamienić na Pawła Kopińskiego, a hrabstwo Essex w stanie New Jersey na Warszawę. Las przecież jest tak samo gęsty i tajemniczy, a letnie obozy w latach 90. wyglądały wszędzie bardzo podobnie. Nastoletni wiek bez względu na szerokość geograficzną obarczony jest tymi samymi problemami…
Akcja serialu W głębi lasu rozłożona jest na dwie płaszczyzny czasowe, które przeplatają się niezmiennie przez wszystkie odcinki. Twórcy zaczynają opowieść od wydarzeń z 1994 roku, kiedy grupa młodzieży pod czujnym okiem wychowawców i opiekunów spędza wakacje w małych domkach w lesie. To może być Stegna, albo Funka nad jeziorem Charzykowskim. Nie jest to istotne, bo po prawdzie czas i miejsce jest odmalowane w ten sposób, że każdy kto dorastał w latach 90. w Polsce i jeździł na takie obozy, w mig rozpozna znajome miejsca i przedmioty. Letniskowe domki, małe placyki do gry w koszykówkę wyglądały w naszym kraju w każdym regionie podobnie, żeby nie napisać tak samo. Wszyscy również rozpoznamy muzykę i błysk w oku chłopaka, który ukradkiem zerka na dziewczynę na wieczornej dyskotece, albo przypomną sobie przemycany alkohol i picie w trakcie ciszy nocnej. Jednak pewnej nocy wszystko się zmienia. Wraz z nastaniem świtu okazuje się, że zaginęła czwórka obozowiczów, między innymi Kamila (siostra głównego bohatera, wtedy opiekuna na obozie). Dwie dziewczyny, dwóch chłopaków. Ciało jednej z obozowiczek znaleziono dość szybko, nagą z poderżniętym gardłem. Sprawa wraca do Pawła po 25 latach, dzisiaj prokuratora w stolicy.
To serial na raz, do obejrzenia na długi wieczór, bo inaczej się nie da. Nie da się, bo para reżyserów (panowie Leszek Dawid i Bartosz Konopka „podzielili” się odcinkami) trzyma nas w niepewności do końca. Niekoniecznie w napięciu, bo tego jakby trochę tu brakuje, jednak twórcy tak umiejętnie podsycają ogień skrzącej się tajemnicy, że wystarczy, by przykuć nas do ekranu skutecznie na sześć godzin.
Są pytania, zagadki, niektórzy kłamią, normalnym jest tu matactwo. Wszystko odbywa się na zasadzie próby chronienia informacji sprzed lat, utrzymaniu w garści rodzinnych sekretów, ale też niewygodnej prawdy, która wiąże lepiej niż łańcuchy. O tym wszystkim przekona się Paweł Kopiński. Przełomem i jednocześnie zawiązaniem pierwszych wydarzeń jest ciało mężczyzny, które może mieć związek z zaginionymi wtedy w lesie. W tym samym lesie, o którym jedna z postaci powie później: „Wszyscy powinniśmy tam zostać”.
Z akcją rozgrywającą się w dwóch czasowych ramach jest w chwili obecnej najlepszym serialem z gatunku mystery. To moje wspomniane „serial na raz” jest jednak trochę zarzutem, bo widz nie będzie czuł potrzeby, by do tytułu wrócić. Nie ma tu wielkich scen, niezapomnianych sekwencji czy autentycznie trzymających za gardło epizodów. W głębi lasu to niezwykle solidny kryminał, który żyje wciągającą opowieścią. Wszystko to jednak rozleciałoby się w mgnieniu oka, gdyby W głębi lasu nie był zagrany tak przekonująco, naturalnie i z potrzebną powagą. Największy ciężar spoczywał tu (i aktor wywiązał się z zadania wyśmienicie) na Grzegorzu Damięckim (spokojny, z ukrytą, ale też z wyraźnie iskrzącą się charyzmą). Towarzyszący mu aktorzy także wywiązali się z powierzonych zadań w taki sposób, że wszyscy stali się częścią tej historii. Nikt nie pozostaje na zapleczu, z tyłu, nie jest mniej ważny. Każdy staje się częścią układanki. Nawet aktorzy występujący na drugim i trzecim planie dostają istotne kwestie, a dzięki temu, że każdy z nich jest doskonale przygotowany warsztatowo, nawet te epizody ogląda się z wielką uwagą. Wypada również wspomnieć o fantastycznie przeprowadzonym castingu wśród młodych aktorów z Hubertem Miłkowskim na czele.
W W głębi lasu wspaniałe odmalowano czas i miejsce, zarówno współczesne, jak i przede wszystkim lata 90. Czuć tutaj nostalgię Leszka Dawida i Bartosza Konopki za muzyką, pewnym kolorytem, zapachami, nieskrępowaną zabawą, gdy najważniejsze było ognisko i piwo w ręce. Wyczuwa się również nostalgię za głupimi miłostkami i buntem. Tragiczna noc rozrywa na strzępy młodość, odsuwa od siebie ludzi, rodziny także sąsiadów. Oskarżeni są opiekunowie, wychowawcy, organizatorzy. Wszyscy płacą za kilka głupich błędów i złych decyzji, a tajemnica wciąż oddycha.
W głębi lasu to serial niezwykle udany pod wieloma względami. Przemyślany (widz nie czuje potrzeby szukania dziur w scenariuszu, które niepodważalnie są, ale przy wartkiej akcji, natłoku podrzucanych podpowiedzi nie mamy czasu ani ochoty, by zajmować się potknięciami twórców), fantastycznie zagrany (w każdym momencie przez wszystkich, świetny epizod Cezarego Pazury, Arkadiusza Jakubika), doskonały muzycznie również pod względem doboru piosenek (wszyscy słuchaliśmy Wilki, HEY, Elektryczne gitary).
Cieszę się, że Leszek Dawid i Bartosz Konopka nakręcili serial świeży, autentycznie angażujący i taki, przy którym denerwowałem się, że jest coraz bliżej finału, a ja wciąż tak mało wiem. To „Zwariuję, jeżeli nie wyjaśnią co się stało w tym lesie” w końcu ucichło w ostatnim, szóstym epizodzie, rzecz jasna na samym końcu. Nie jestem do końca usatysfakcjonowany, życzyłbym sobie innego rozwiązania, może bardziej surowego i takiego, które stopi dobre samopoczucia. To tylko życzenie widza, który jest w finale rozczarowany, ale przez 90 procent czasu był zachwycony. Chwila nie może decydować o całości. To bardzo dobry serial.
Obsada: Grzegorz Damięcki, Agnieszka Grochowska, Wiktoria Filus, Hubert Miłkowski, Jacek Koman, Ewa Skibińska, Arkadiusz Jakubik, Magdalena Czerwińska, Adam Ferency
Muzyka: Łukasz Targosz
Zdjęcia: Paweł Flis