Nie trzeba za bardzo się orientować w przemyśle filmowym, by wiedzieć, że 30 tysięcy dolarów budżetu przeznaczone na film będący wypadkową fantasy i horroru to zdecydowanie za mało. Jednak te 30 tysięcy dolarów może w niektórych przypadkach pomóc. Wtedy do głosu dochodzi zapał, pomysły, patenty dzięki którym, jeżeli sprawdzą się, będą o tobie długo mówić. Fani docenią, koledzy z branży zauważą. Za 30 tysięcy dolarów Jordan Downey nakręcił horror fantasy o wojowniku mścicielu, który prowadzi krucjatę przeciwko potworom, bo jeden taki zabił mu córkę. Całość wpada w ponurą i przygnębiającą tonację, z której docierają do widza emocje w kolorach opadającego brudnego kurzu.
Taki jest The Head Hunter, opowieść o wiedźmińskim herosie, ojcu, który miał w życiu jedną miłość, małą córeczkę. Po jej śmierci mężczyzna wszedł na wojenną ścieżkę. Walce z potworami podporządkował całe swoje życie, dzienne i nocne rytuały. Ciosa kołki, ostrzy miecze, przygotowuje życiodajne mikstury, które używa chwilę po powrocie z kolejnej krwawej bitwy. Tych (bitew) nie widzimy, ale sugestywna charakteryzacja, blizny, otwarte rany, z których sączy się krew i przede wszystkim obłęd w oczach wojownika (Christopher Rygh w tej roli dał z siebie tyle, że nie miałem problemu by uwierzyć w życiowy cel odgrywanej przez niego postaci). Pracuje na zlecenie możnych tej krainy, za usługi płacą mu złotem i kosztownościami, ale po prawdzie robi to przecież z jednego powodu. Ma nadzieję, że swój łeb wychyli w końcu bestia, która zabrała mu jego jedyny skarb. The Head Hunter to zwycięstwo pasji i marzeń o filmie, który wygląda jak ten z pierwszej ligi, a jednocześnie kosztował drobniaki.
Dlaczego Jordanowi Downeyowi się udało? Ponieważ ekipa pod jego wodzą dopieściła każdy detal produkcji. W praktyce wygląda to tak, że praca scenografów, charakteryzatorów, specjalistów od efektów praktycznych poszła o krok do przodu w kierunku wypełnienia przestrzeni detalami, a każdy z nich dopieszczono kolejnym szczegółem. Chata w której mieszka wojownik, każda ściana w środku, stół, roi się od drobiazgów. Małe słoiki, elementy ekwipunku, noże, kości, kosteczki, wszystko oblepione jest zastygającą krwią, w powietrzu unosi się odór śmierci, a odcięte głowy, trofea, wiszą na honorowym miejscu. Ten człowiek zaznał wiele bólu w swoim życiu i dzieli się nim dokańczając podłego żywota każdej maszkary kryjącej się w lesie, pieczarze, dolinie czy jaskini. W końcu przyszła wieść o jego nemezis.
The Head Hunter to mroczne dark fantasy, w dzisiejszych czasach bez konkurencji. Jordan Downey nie robi sobie żartów, do tematu podszedł od strony poważnego tonu, co w rezultacie zaowocowało twardą, bezkompromisową, a w finale bezlitosną przypowieścią (i bardzo smutną). Obraz wygrywa historią, wykonaniem, klimatem. Być może nie tempem, bo to film dla cierpliwych, historia w duchu 'slow burn cinema’, ale tempo jest wszak podyktowane tutaj ciężarem historii. Każdy moment musi również odpowiednio wybrzmieć, widz musi dokładnie odczuć charakter sceny, poczuć drzemiącą w bohaterze wściekłość. Właśnie do tego potrzebny jest czas.
Czas trwania: 72 min
Gatunek: fantasy, horror
Reżyseria: Jordan Downey
Scenariusz: Kevin Stewart, Jordan Downey
Obsada: Christopher Rygh
Zdjęcia: Kevin Stewart
Muzyka: Gina Luciani