„Stoją oni przed nami, jak stał Gloucester nad zwłokami zamordowanego przez siebie króla. Błagał on wdowę, tak jak oni błagają nas: „Powiedz, że to nie ja zabiłem!”. Ale on przecież jest zabity. Jeśliby dziś powiedzieć, że ci ludzie są niewinni, to znaczy, że nie było obozów koncentracyjnych, masowych zabójstw, nie było drugiej wojny światowej” (fragment przemowy prokuratora generalnego USA, Roberta H. Jacksona w czasie procesu norymberskiego).
Trwający prawie rok proces norymberski Jerzy Antczak przedstawił w dwie godziny. Dwie godziny wystarczyły jednak, by przekazać ogromne emocje, pokazać wyrządzone krzywdy, zainscenizować ogień krzyżowych pytań, udowodnić winę i raz jeszcze zaprezentować ogrom krzywd wyrządzonych przez hitlerowskie Niemcy.
Epilog norymberski z 1971 roku to rzecz unikatowa. Można napisać, ewenement. Teatr faktu i spektakl telewizyjny (wystawiany przez Antczaka w 1969 roku) jest tu skonfrontowany z materiałami archiwalnymi, a nawet fragmentami wyreżyserowanego na potrzeby Epilogu norymberskiego filmu. Całość prezentuje się imponująco. Odtworzono wygląd sali sądowej, zadbano o szczegóły scenografii, wykorzystano treść oryginalnych stenogramów, aktorów przywdziano w te same mundury, każdy przybrał manierę odtwarzanej przez siebie postaci, siedział w tym samym miejscu, aktorzy sugestywnie skopiowali gesty i grymasy, sposób mówienia i charakterystyczne wtręty.
Epilog norymberski robi piorunujące wrażenie, miejscami przytłacza, ale też potrafi dać nadzieję, że czasem, sprawiedliwość ostatecznie triumfuje. Może jest to i małe pocieszenie, bo nie da się uciec od refleksji, że jeden stryczek to za mało dla wojennego zbrodniarza, a jednak w Epilogu… norymberskim jego twórcy starają się wytłumaczyć, że już samo doprowadzenie do procesu, sąd, szereg oskarżeń, obrona (co ważne!) to zwycięstwo cywilizowanego świata nad wszystkim tym, czego dopuścił się Hitler ze swoja przestępczą organizacją.
Jerzy Antczak dokonał rzeczy niebywałej, a teraz, jak się okazuje, ponadczasowej i wciąż oryginalnej. Epilog norymberski to przede wszystkim przedstawienie doskonale zagrane. W głównej (podwójnej roli) wystąpił Andrzej Łapicki. Zagrał prokuratora generalnego USA (to z jego ust padają słowa ze wstępu, w których odwołuje się do Ryszarda III Williama Shakespeare’a), ale i pełni funkcję narratora. W kluczowych momentach objaśnia widzom zwracając się bezpośrednio do kamery kto aktualnie przemawia, kto będzie starać się bronić, jakie będą następne kroki w procesie. W tej narracyjnej funkcji pomaga mu (tu kolejny fantastyczny zabieg realizatorów) redaktor Karol Małcużyński, persona niezwykle istotna i w Epilogu, ale i w historii polskiej korespondencji z Norymbergi. Otóż Karol Małcużyński naprawdę uczestniczył jako dziennikarz w tamtych historycznych wydarzeniach i teraz pełni funkcję komentatora spektaklu Antczaka, nagrywanego na żywo.
Jego uwagi są niezwykle ciekawe, czasem wyjaśnia aspekty techniczne, przypomina kilka istotnych faktów, nakreśla szerszą perspektywę, ale i często wtrąca osobiste, zawsze ciekawe uwagi. Małcużyński rozmawia z Łapickim, aktorem, a chwilę później Łapicki odgrywa już rolę prokuratora. Na ławie oskarżonych i w składzie sędziowskim natomiast zobaczymy niezwykły wręcz aktorski popis Mieczysława Pawlikowskiego jako Hermanna Göringa, Tadeusza Białoszczyńskiego (Keitel). Stanisław Jasiukiewcz gra prokuratora generalnego Związku Radzieckiego Romana Rudienko, Jan Englert wystąpił jako doktor Gostave Gilbert (naziści zwykli mu się zwierzać i są to te wyreżyserowane fragmenty w formacie zbliżonym do filmowego). Wydaje mi się, że wypada nawet przerwać wymienianie nazwisk, bo plejada aktorów jest tak znamienita, że prawdziwą przyjemnością jest zobaczenie ich po raz pierwszy przy oglądaniu spektaklu, odkrywanie na nowo ich talentu i rozpoznawanie w rolach nazistów.
Epilog norymberski to dwie godziny emocji, jednak nie dla każdego. Jerzy Antczak opisuje wojenny koszmar i nie mógł uciec od rzeczy, które z wojną są utożsamiane. I ja musiałem przerwać na chwilę seans po zeznaniach świadków i ja byłem po raz kolejny wstrząśnięty po prezentacji materiału archiwalnego (a przecież wydawało mi się, że wiem już tak wiele i tak wiele widziałem fotografii i filmów z obozów koncentracyjnych). Jednak właśnie przez to Epilog norymberski powinien znowu być oglądany, rozpowszechniany i przypominany.
Zbrodniarze bronili się w różny sposób. Generałowie, głównodowodzący, członkowie partii najczęściej mówili o słuchaniu rozkazów. Niemiecki feldmarszałek Wilhelm Keitel powiedział, że: „posłuszeństwo jest cechą narodową”. Hans Frank próbował jeszcze inaczej. Przyznał się do wszystkiego i nawrócił się na chrześcijaństwo. Małcużyński przypomina, że Frank w teatralnej i patetycznej formie próbował sobie zaskarbić przychylność sędziów. Nic im to nie pomogło. Niektórzy byli w dobrych humorach, inni sądzili nawet, że się wywiną. Film archiwalny puszczany na sali sądowej (w Epilogu norymberskim to raptem kilka minut) zmienił bardzo wiele. Kaltenbrunner wpadł w histerię, Wilhelm Keitel ukrył twarz w dłoniach, wspomniany Frank znowu wykrzywiał bogobojne hasła. Redaktor Małcużyński zauważył ciekawą rzecz. Ten wstrząs nie był jednak spowodowany przez koszmarne obrazki z taśmy filmowej, a raczej wynikał on z tego, że zbrodniarze wiedzieli już w tym momencie, że po zaprezentowanej ludzkiej gehennie nie można uniknąć odpowiedzialności i kary śmieci.
Epilog norymberski to przedstawienie niezwykłe, w formacie telewizyjnym niepowtarzalne. Oprócz wszystkich wymienionych wcześniej zalet, Jerzy Antczak (dla teatru postać niezwykle ważna) zawarł i przekazał kilka najważniejszych dla procesu norymberskiego punktów. Zbudował potrzebne napięcie, zadbał o zwroty akcji, podjął się mimo wszystko zabiegu ryzykownego (głównie, by forma nie wymknęła się spod reżyserskiej kontroli) i jako autor nie zawiódł w żadnym momencie.
Patryk Karwowski
Gatunek: dramat
Reżyseria: Jerzy Antczak
Autor sztuki: Jerzy Antczak
Obsada: Andrzej Łapicki, Władysław Hańcza, Jan Englert, Mieczysław Voit, Tadeusz Białoszczyński, Mieczysław Pawlikowski, Karol Małcużyński