Wyobraź sobie, że wracasz po długich wakacjach do rodzinnego domu i nie możesz do niego wejść. Nie możesz, bo wcześniej użyczyłeś mieszkanie „znajomym”, a ci ani myślą go teraz opuścić. Opiekowali się domem, opłacali rachunki i w myśl prawa zostali lokatorami. Umowa była spisana, owszem, ale tak skonstruowana, że nie wyznaczała terminu opuszczenia adresu, ani innych podstawowych zasad najmu. Mieli się opiekować posiadłością, dbać o teren. Robili to wszystko, a teraz prawowity właściciel Paul wraz z żoną i synkiem musi spać w kamperze na polu kempingowym.
Takie scenariusze życie pisze codziennie, a kwestia pozbycia się dzikich lokatorów wcale nie jest taka prosta. Szczególnie, jeżeli chcecie załatwić wszystko w myśl obowiązujących przepisów. Paul robi właśnie to, co „należy” zrobić. Zakłada sprawę, stara się o eksmisje, nieuchronnie zbliża się okres ochronny. Nie jestem pewny czy taka sytuacja może być opatrzona jednym, prostym słowem „złość”.
Scenariuszowo film nie skupia się jednak tylko na dzikich lokatorach, ale próbuje również sprawiać wrażenie zaangażowanego społecznie, kulturowo, dotykać problemy z przynależnością i miejscem cywilizowanego człowieka w wydawałoby się cywilizowanym społeczeństwie. Szybko niestety spada maska tych ważkich tematów, bo z każdego z nich bije fałsz.
Główną kwestia jest tu bowiem element socjologiczny, a przede wszystkim aspekt dotyczący poczucia wolności. Paul jest nauczycielem historii. Przerabia (akurat w tym momencie) tematy własności, z czym wiąże się wolność, jak ją zdefiniować. Paul jest czarnoskórym rodowitym Francuzem, dom zbudował jego ojciec. Jest związany z krajem i Europą. Wyjazd na wakacje to jego „smaki dzieciństwa”, gdy przemierzał go, również w trakcie wakacji, z ojcem. Teraz, oczywiście słusznie, narasta w nim wściekłość, bo oto biały mężczyzna z żoną niejako siłą zabrał mu rodzinny dom. Moim zdaniem wtrącanie tu elementów dotykających przynależności rasowych i wolnościowych było zupełnie niepotrzebne. Temat z dzikimi lokatorami pod adresem, w którym spędziłeś całe życie jest wystarczający do zbudowania emocji (które zresztą są w tym filmie). Cała sytuacja odbija się w znaczącej mierze na jego postrzeganiu reguł rządzących współczesnym światem. Przecież żyjemy w cywilizowanym kraju i społeczeństwie, które powinno przestrzegać reguł. Dlaczego wciąż obowiązuje prawo silniejszego? Świat z zasadami, gęstą siecią urzędowych korytarzy, przez które przebijać się musi Paul z żoną wcale nie ułatwia zachowania spokoju, czyli tego czego wymaga od nas państwo zbudowane na praworządności.
Nie jestem pewny czy twórcy wybrali najlepsza drogę, by zaprezentować przemianę głównego bohatera. Ten bowiem związuje się z ludźmi, którzy drogę w życiu torowali sobie zawsze pięściami. Nasiąkając ich kulturą główny bohater będzie miał możliwość, by odzyskać dom. Tylko teoretycznie, bo Złość stara się pokazać, że większą szansę mamy na walkę, gdy ktoś brutalnie atakuje, niż robi to podstępem w białych rękawiczkach. Złość z pewnością byłaby filmem bardziej udanym, gdyby twórcy nie dorzucali kolejnych składników. Większość bowiem brzmi pretekstowo, a nie wspomniałem nawet o połowie (choćby problemy natury małżeńskiej). Te wspomniane fabularne preteksty prowadzą do finału, o który mam wrażenie chodziło twórcom przede wszystkim. Wtedy bowiem puszcza łańcuch z uczepionymi do niego nędznymi psami, jak u Sama Peckinpaha. Całość nabiera krwawych barw home invasion z elementami brutalnej eksploatacji. Paul w końcu będzie mógł powalczyć o swoje miejsce na ziemi. Tylko z kim?
Czas trwania: 97 min
Gatunek: dramat, thriller
Reżyseria: Olivier Abbou
Scenariusz: Olivier Abbou, Aurélien Molas
Obsada: Adama Niane, Stéphane Caillard, Paul Hamy, Eddy Leduc, Hubert Delattre
Zdjęcia: Laurent Tangy
Muzyka: Clément Tery