Wychowana wśród zielonoświątkowców Mara jest w takim wieku, że powinna już wybrać chłopca na męża. Waha się, tym bardziej, że skrywa tajemnicę, która może doprowadzić do rozłamu kościoła prowadzonego przez jej ojca Lemuela (Walton Goggins). Dziewczyna zawieszona gdzieś pomiędzy wiarą, życiową mądrością a wspomnieniami z przeszłości próbuje znaleźć złoty środek. Nie ma takiego, liczy się stanowczy, radykalny krok.
Wężowe wzgórza to skromny, bardzo prosty fabularnie, doskonale zagrany dramat o środowisku wywierającym wpływ na ciało, umysł i duszę. Twórcom udało się zaangażować świetną obsadę na drugim planie. Zobaczymy Olivie Colman i Waltona Gogginsa. Ich talent i charyzma wpłynęła w sposób znaczący na młode aktorskie pokolenie grające na pierwszym planie tak, że historia wybrzmiewa bardzo autentycznie. W rolach głównych zobaczymy między innymi Alice Englert, która doskonale oddała charakter opowieści. Swoim występem angażuje widza, który razem z jej postacią wyczuwa strach. Mara boi się o przyszłość, wątpi i patrzy z niepokojem na własną sytuację.
Przy okazji obrazu Wężowe wzgórza Britta Poultona i Dana Madisona Savage’a można trafić na informację, że pełnometrażowy debiut wspomnianego duetu jest thrillerem. Nie ma tu jednak więcej grozy niż tej, którą można wiązać z każdą społecznością, której istnienie opiera się o zbiór surowych reguł. Wprawdzie środki formalne mogą wskazywać na gatunkowy dreszczowiec (zarówno zdjęcia Bretta Jutkiewicza jak i muzyka autorstwa Gartha Stevensona starają się jasno określić tonacje. Pod tym względem udaje się to znakomicie). Są to jednak tylko środki wyrazu tego, co dzieje się w życiu głównej bohaterki. Na życiowej szali postawiona została ślepa wiara, która musi wygrać z realnym zagrożeniem i chorobą oraz myśleniem zdroworozsądkowym. Dla ludzi wychowanych wśród „swoich” prezentujących konkretny światopogląd, stosujących bardziej lub mniej świadomie indoktrynacje jest niezwykle ciężko przejrzeć na oczy. Czasami nie chcą, często poddają się biernie losowi, nierzadko jest również tak, że są po prostu szczęśliwi. Nie wszyscy.
Momentem przełomowym wydaje się tu być okres dojrzewania, albo jakieś wydarzenie, które wymaga ingerencji ze światem zewnętrznym. Od środowiska zależy jak postąpią, czy oddadzą swój los Bogu, czy jednak nagną zasady.
Zapewne nie skusiłbym się na seans filmowy, gdyby nie to, że miałem w swoim życiu kontakt z rodziną zielonoświątkowców. Byłem nawet zaproszony na wesele (również wcześniejszą mszę). Było to na tyle osobliwe wydarzenie, że zapamiętałem je doskonale. Generalnie to bardzo mili ludzie, natomiast „zabawa” odbyła się bez muzyki, tańców i alkoholu rzecz jasna. We wcześniejszej mszy można było już zauważyć wyraźnie jaką pozycję ma kobieta w zgromadzeniu. Młodzi się kochali, to pewne. Spotkaliśmy się kilka lat później, wciąż byli szczęśliwi, już z dwójką dzieci. Kontakt się urwał, bo to jednak zbyt odległe światy, a i odległość była znacząca. Zresztą ja byłem tylko osobą towarzyszącą, więc nie miałem interesu by zabiegać o utrzymywanie znajomości. To świat sporych wyrzeczeń, a przykład jednej osoby (matki panny młodej), która uciekła, zostawiła dwójkę dzieci, męża, sporo mówi o tym czy innych zgromadzeniach. Wiara i środowisko mniej lub bardziej opresyjne zawsze wprowadzają ograniczenia do wolności. Można generalizować i twierdzić, że to wybór tych ludzi. Jednak Wężowe wzgórza (i moja historyjka) pokazują dobitnie jak to się rozgrywa, również kulisy i jak ma się „rodzicielska” miłość i wiara do prawdziwej odpowiedzialności, nie tej wyimaginowanej stawiającej na pierwszym miejscu dobro niewidzialnych istot.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 98 min
Gatunek: dramat, thriller
Reżyseria: Britt Poulton, Dan Madison Savage
Scenariusz: Britt Poulton, Dan Madison Savage
Obsada: Alice Englert, Olivia Colman, Thomas Mann, Walton Goggins, Lewis Pullman
Zdjęcia: Brett Jutkiewicz
Muzyka: Garth Stevenson