Słowem wstępu wystarczy wspomnieć, że rodzina Hallów doświadczyła potężnej tragedii. Muszą się pozbierać. Ojciec rodziny, Richard wraz z synem, córką i kobietą, która ma być macochą dla jego dzieci, próbuje zbudować coś od początku. Dzieci, delikatnie rzecz ujmując, nie przepadają za partnerką ojca. Teraz mają spędzić wspólnie zimowe święta w domku pośród leśnej głuszy. Mężczyzna zostawia całą trójkę z powodów zawodowych (na kilka raptem dni), ale i w nadziei, że towarzystwo jakoś się dotrze. Dotrą się brutalnie i bezlitośnie.
W horrorze wyreżyserowanym przez Veronikę Franz i Severina Fiala (austriacki duet, który w 2014 roku debiutował niezwykle udanym Widzę, widzę) mało rzeczy jest pewnych, chociaż znaki, które pojawiają się od początku filmu sugerują coś innego. Sugerują klisze i schematy sprawnie przez twórców wykorzystywane. Jest pistolet, który w końcu wystrzeli. Przewrócona lalka sugeruje wypadek. Gdy bohaterowie oglądają w telewizji The Thing Carpentera, wiemy, że filmowy temat zaraz nawiąże do klasyki horroru (izolacja w warunkach zimowych). Powtarzające się sekwencje z domkiem do zabawy przywodzą na myśl głównie Dziedzictwo. Hereditary Ari Astera, jednak gdy w kadrze pojawia się zaglądająca do domku postać, sporo nam to mówi o samej fabule The Lodge. To próba kontrolowania i złudne wrażenie (nawet przestroga) o utrzymywaniu wszystkiego w ryzach, włącznie z własnymi (lub czyimiś) demonami.
Najczęściej w filmie Franz i Fialy czułem ten sam chłód, który towarzyszył mi podczas seansu Zło we mnie Oza Perkinsa, a ponurych wrażeń dostarczyły mi dobijające się do mojej podświadomości echa mistrzowskiej Martha Marcy May Marlene Seana Durkina, o dziewczynie, która porzuciła sektę. Głównej bohaterce z The Lodge towarzyszy podobna historia i to ona głównie wpływa na nasze postrzeganie akcji. Incydenty, które zaczynają się dziać w domu (tajemnicze i złowieszcze) wskazują różne symptomy horroru. Rzeczywistość płynnie miesza się z koszmarnym snem albo nawet z projekcjami z zamkniętych życiowych rozdziałów, które nieroztropnie zostają otwarte. Tajemniczy nastrój wzmagają surowe zdjęcia Thimiosa Bakatakisa, stałego współpracownika Yorgosa Lanthimosa. W tym aspekcie widz czuje się prawie jak na miejscu zbrodni szukając śladów przyszłego cierpienia. Może to głosy, które dopiero nadejdą albo jednak nadnaturalne zjawiska? Ważnym tropem są tu odniesienia sakralne, tak jakby religia miała coś wspólnego z charakterem objawów, które spowijają dom i znajdujących się w nim mieszkańców.
Lodowaty wręcz wyraz formalny staje się przyczyną i skutkiem, początkiem i finałem. Beznamiętny jest więc język filmowania, a zjawiska, których dzieci i kobieta są świadkami (znikają rzeczy, nie ma prądu), wtrącają nas na kolejny niepewny grunt. Można przy okazji recenzji The Lodge trafić na przymiotnik „przewidywalny”. Jeżeli nawet, to przewidywalność nie psuje charakternej opowieści o tym, że z diabłem nie należy igrać.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 108 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Veronika Franz, Severin Fiala
Scenariusz: Sergio Casci, Veronika Franz, Severin Fiala
Obsada: Riley Keough, Richard Armitage, Katelyn Wells, Lola Reid
Zdjęcia: Thimios Bakatakis
Muzyka: Danny Bensi, Saunder Jurriaans