Kino drogi, love story, czołgi i płonące wsie.
Czerwiec 1991 roku, ostatni spokojny czas przed wybuchem wojny i rozłamem pięknej Jugosławii. Z więzienia wychodzi Ratko, Bośniak (imponujący w tej roli, zresztą jak zawsze, Srdjan 'Zika’ Todorovic, aktor Kusturicy, pamiętny Dadan Karambolo z filmu „Czarny kot, biały kot”). Jest daltonistą, co swego czasu uniemożliwiło mu zdobycia prawa jazdy. Do wojska też go nie wezmą („to nieważne, że nie rozróżniasz kolorów, powinieneś iść na front, w tej wojnie domowej i tak nie wiadomo kto jest kim”, usłyszy w pewnym momencie Ratko). Jest złodziejem aut, jego wielką pasją (nałogiem) są ciężarówki. Kradnie taką jedną, wielką, a na stopa zabiera Suzane (Aleksandra Balmazovic). To młoda energiczna dziewczyna, która chciałaby się zachłysnąć wolnością, muzyką, beztroską. Żyje z dnia na dzień, śpiewa w rockowym zespole w Belgradzie. Gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, zabrała kilka swoich obrazów i ruszyła do Dubrownika. Chce je sprzedać i zarobić na zabieg aborcyjny.
Chyba w żadnym innym regionie na świecie filmowcy nie potrafili tak rozliczać się z narodowymi traumami. Srdjan Koljevic to kolejny reżyser (po Srdjanie Dragojevicu, Emirze Kusturicy czy Goranie Paskaljeviciu), który opowiedział swój osobisty film o wojnie nie skupiając się jednak na frontowych przeżyciach. Tych było aż nadto w doniesieniach telewizyjnych, historycznych raportach, relacji ofiar. Koljevic nakręcił swój pełnometrażowy debiut w wieku 38 lat. Wojna wybuchła, gdy miał lat 25. Jak wielu mu podobnych (między innymi tych wymienionych) był młodym człowiekiem, który nie rozumiał wielu spraw, nie akceptował i był wściekły głównie na to, że do piekła doprowadził nacjonalizm i konflikty na tle wyznaniowym. Wszystko to zawarł w swoim niezwykłym obrazie, przejmującym, czasem zabawnym, ale też gorzkim, wrażliwym i wzruszającym opisem nastrojów panujących w tamtym rejonie. Specjalnie nie piszę o ojczyźnie czy choćby kraju, bo ten, będący w całkowitym rozdarciu z terenami kontrolowanymi przez kilka stron i watażków, stał się regionem, którym rządził chaos.
Szara ciężarówka w kolorze czerwonym to kino drogi, love story z czołgami i płonącymi wsiami na drugim planie. Srdjan Koljevic na przykładzie diametralnie się różniących osób przedstawił narodziny sympatii. Pokazał jak pomimo wielu różnic się do siebie zbliżają, w końcu zakochują się. Jest to możliwe, pomimo tego że pochodzą z różnych środowisk, miejsc, kultur. On wierzy w Boga, ona patrzy na to ironizując. Uważa go za wieśniaka, prymitywnego Bośniaka, ciągle go bije. On nie pozostaje jej dłużny („jak się nie pozabijają, to znaczy, że się nie kochają” – wspomina Zlatko rodzinne przypowieści i przedstawia w sposób znamienny regionalny temperament). Uczucie rzeczywiście rozkwita, a ja jako widz autentycznie w nie uwierzyłem.
Antywojenny przekaz jest jasny, zabawny ton wręcz wymagany, by śmiech przykrył łzy. Film Koljevica usłany jest metaforami dotyczącymi stanu państwa (dwójka transwestytów pochylona nad walizką z pieniędzmi kwituje widok słowami „to więcej niż ma nasz rząd”) ma wiele wybitnych scen, które na długo pozostaną w pamięci, jak ten, gdy dwójka kochanków z różnych światów tuli się czule na płyciźnie jeziora w czasie, gdy na drugim brzegu płonie wioska, a mieszkańcy wyżynani są w pień. Taki jest bałkański styl. Srdjan Koljevic wypowiada się niekiedy o wojnie z ironią. Pokazuje jak mało istotne są przyczyny, które do niej doprowadziły (a sama wojna głupia i niepotrzebna), w obliczu miłości, pięknych widoków, zabawy, gdy ludzie potrafią wspólnie pić, śmiać się, kochać.
Czas trwania: 95 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Srđan Koljević
Scenariusz: Srđan Koljević
Obsada: Srdjan 'Zika’ Todorovic, Aleksandra Balmazovic, Dragan Bjelogrlic, Boris Milivojevic
Zdjęcia: Goran Volarevic
Muzyka: Misko Plavi