Nakręceni w malowniczym regionie włoskiej Abruzji Barbarzyńcy to film doskonały. Przy tej okazji warto wspomnieć, że jest raptem kilka obrazów z gatunku 'sword and sorcery’, które spełniają swoją rolę. Arcydziełem w tym segmencie jest oczywiście Conan Barbarzyńca Johna Miliusa. Bardzo dobrze wypadają Willow i Czerwona Sonja (i jeszcze kilka innych, ale to temat na osobny wpis). Dziś to gatunek niemal wymarły (niemal, bo pojawiają się przecież takie utwory jak Łowca głów Jordana Downeya), fani ratują się swoimi fanowskimi produkcjami, a nam pozostało sięgać po starsze tytuły, których wysyp można było zaobserwować właśnie na początku lat 80., dokładnie po roku 1982, czyli po wspomnianym Conanie Miliusa. Ruggero Deodato był więc jednym z tych licznych twórców gatunkowych, którzy na temat się rzucili, ale jednocześnie jednym z nielicznych, którym udało się wyjść z klasą.
Barbarzyńcy to soczyste heroic fantasy i opowieść o dwóch braciach bliźniakach. Kutchek i Gore (imię niczym pocałunek Deodato dla tego plugawego gatunkowego odszczepieńca), którzy zostali wychowani przez trupę cyrkowych wędrowców. Byli sierotami, ale pod czujnym okiem Canary (nosi tytuł królowej, choć jej „dwór” liczy najwyżej kilkanaście osób) wychowują się w radości i miłości. Jednak Canara ma coś, co jest obiektem pożądania każdego niegodziwca w tej fantastycznej krainie. Magiczny rubin staje się przedmiotem walki, karawana zostaje napadnięta przez zbirów okrutnego Kadara (Richard Lynch zrobiony trochę na Davida Bowiego z Labiryntu Jima Hensona), Kutchek i Gore uprowadzeni, Canara wtrącona do haremu. Po latach, dwóch niemrawych osesków wyrasta na wielkoludów. Wszak nie robili nic innego jak tylko katorżniczą pracę w kamieniołomach, a że jak widać odżywiali się przy tym dobrze, efekty nie mogły być inne. Dwójka bliźniaków będzie zaraz wrzucona na arenę, na której mają walczyć między sobą. Wracają wspomnienia, pojawia się pragnienie krwawego odwetu.
Barbarzyńcy, dzisiaj, po latach od premiery, wydają się filmem bez wad (nawet jeżeli scenariusz przypomina w kilku punktach ten Johna Miliusa, to nie rzutuje to w żaden sposób na odbiorze). Z budżetem dobijającym do trzech milionów dolarów (wszyscy powinni być wdzięczni włodarzom z legendarnej wytwórni Cannon, bo Barbarzyńcy zostali sfinalizowani właśnie pod czujnym producenckim okiem Menahema Golana i Yorama Globusa), obraz ma w sobie wszystko co najlepsze w gatunku. Wspaniałą scenerię (akcja przy wodospadach, na rozległych górzystych terenach, w pięknych leśnych kniejach), bezkompromisowe pojedynki, w których nie ma czasu na negocjacje, wielkie potwory, ohydne stwory, wnętrzności wylewające z rozprutych brzuchów. Największym jednak atutem produkcji jest udział dwóch kulturystów, Petera i Davida Paula. Aż dziw bierze, że kino tak rzadko po nich sięgało. Największym ich walorem były wprawdzie gabaryty, ale i przecież ich naturalny wdzięk i magnetyzm dość szybko przekładały się na ekranowe atrakcje. Ja przynajmniej, miło wspominam każdą z nimi (choć było ich kilka) produkcję. Scenariusze filmowe, jeżeli twórcy zdecydowali się na angaż braci, zawsze były budowane pod nich. Filmy akcji, komedie, urocze i nieco głupiutkie, stanowiły przecież o niezapomnianym dziś uroku lat 80. Warto więc powspominać i przypomnieć takie tytuły jak Podwójny kłopot, Think Big, czy Twin sisters. W Barbarzyńcach bracia Paul w mig zrozumieli z czym wiąże się heroic fantasy, z wrodzonym wdziękiem popartym słusznymi rozmiarami i muskulaturą porywają widzów tekstami, świetną chemią (jakże by mogło być inaczej, skoro wynikała ona z faktu bycia bliźniakami), zabawnymi sytuacjami.
Deodato miał tę przewagę nad innymi twórcami, że nie bał się (a niejako jest to wizytówka reżysera), umieszczać w swojej smakowitej włoszczyźnie scen przepełnionych golizną (fantastycznie prosperujący harem Kadara). To skądinąd wspaniały dodatek, bo przecież ten gatunek (a i realia fantasy) powinny stać pikanterią, krwawymi sekwencjami, nie uciekać od brutalnych momentów. Jak wspomniałem jest wszystko, a fani włoskiego kina gatunkowego powinni być mile połechtani, bo w epizodzie zobaczą samego George’a Eastmana. Nie można też zapomnieć o wspaniałych kompozycjach maestro Pino Donaggio (etatowy współpracownik Briana De Palmy. Skomponował ścieżki dźwiękowe do ośmiu filmów twórcy Carrie).
Barbarzyńcy to film nakręcony z pokorą dla gatunku i niemalże jego szczytowe osiągnięcie, niezrównana zabawa formułą, wyśmienite tempo i ciągła akcja obfitująca w wiele niespodzianek. Zabarwiony lekkim kiczem (niektóre szaty, zdobienia, ekwipunek spreparowany według kolorystyki obowiązującej w latach 80.) jest przede wszystkim wspaniałą rozrywką, przy której nie sposób się nudzić, a już na pewno Barbarzyńcy są filmem, który bije na głowę najnowsze produkcje fantasy, choćby te wymyślne epopeje na podstawie prozy Tolkiena.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 87 min
Gatunek: fantasy, sword and sorcery
Reżyseria: Ruggero Deodato
Scenariusz: James R. Silke
Obsada: Peter Paul, David Paul, Richard Lynch, Eva LaRue, Virginia Bryant, Michael Berryman
Zdjęcia: Gianlorenzo Battaglia
Muzyka: Pino Donaggio