Piszą o W lesie dziś nie zaśnie nikt, filmie Bartosza M. Kowalskiego, że jest hołdem dla amerykańskich slasherów, ale też ich pastiszem. Przeczytacie również, że jest w pełni świadomą zabawą gatunkiem z odniesieniami do wszystkich znanych nam schematów klasycznego horroru włącznie z błędnie podejmowanymi decyzjami przez „niemądrych” nastolatków. Myślę, że każdy piszący o tym filmie ma poniekąd rację, ale ja wszedłbym głębiej w zamiary reżysera. Sądzę bowiem, że przy pierwszym podejściu do pomysłu, reżyser chciał zrobić pełnokrwisty horror, ale wiedział, że nie ma u nas na to szans. Nie chodzi o warsztat (tego twórcy nie brakuje) i nie chodzi o scenariusz czy dostępne środki, ale chodzi właśnie o widza i kulturę horroru w polskiej kinematografii. Pisanie ciągle o tej jednej Wilczycy jest już mało zabawne. Horroru u nas nie ma, a kilka filmów z elementami grozy nic w tym temacie nie zmienia. Dlaczego tak jest, stanowi temat na oddzielną dyskusję. Sytuacja kina gatunkowego u nas w kraju jest powszechnie znana i nie trzeba być ekspertem, by zauważyć niszę. Bartosz M. Kowalski podjął, moim zdaniem, bardzo odważną decyzję o wyważeniu drzwi i przyjęciu na siebie zadania najtrudniejszego. Zagrał schematami, by zachęcić innych. Bawi się gatunkiem, by kolejni mogli już podejść do czystej, bezkompromisowej grozy. Wiedział, że każda scena zahaczająca choćby w małym procencie o element humorystyczny zostanie wręcz wyniesiona przez odbiorców na szczyty komizmu, stąd pomysł (podjęty z przekory) na zatrudnienie Piotra Cyrwusa czy epizod Wojciecha Mecwaldowskiego z zabawnym wyglądem podstarzałego skauta.
W lesie dziś nie zaśnie nikt jest więc bardzo dobrym slasherem, który w swoim komediowym tonie kłania się najlepszym stereotypom. Bartosz M. Kowalski zna horror i czuć tutaj, że wychował się na nim. Przynależność do komedii została więc wpisana niejako z marszu, a twórca nie ucieka od tego wspominając nawet w pewnym momencie Amerykańskiego wilkołaka w Londynie Johna Landisa. Ten jest przecież doskonałym przykładem tego niezwykle trudnego do opanowania przez twórcę gatunku.
Jednak ile byśmy nie wyszukali znaczeń i o jakie aspiracje byśmy Kowalskiego nie podejrzewali i jak byśmy jego zamiarów nie zinterpretowali, jednego nie można mu odmówić, właśnie warsztatu. Scenariusz W lesie dziś nie zaśnie nikt to naturalna sztampa i backwoods slasher z akcją osadzoną na leśnym obozie. W tej wspomnianej sztampie W lesie dziś nie zaśnie nikt wybija się na ponadprzeciętny poziom pod wieloma względami. Ma świetne zaaranżowane dialogi, krótkie, dobrze napisane i co najważniejsze bardzo dobrze brzmiące, wpadające w ucho i nadające się do cytowania (tak się buduje filmowy kult). Jest autoironiczny, bo przecież inaczej niż o autoironii nie sposób pisać, gdy główną bohaterkę, późniejszą final girl na obozie bez internetu z zarekwirowanymi komórkami z dala od instagramu gra polska influencerka Julia Wieniawa i robi to dobrze. W tym wszystkim mógł polec Kowalski na efektach specjalnych (które nierzadko są wizytówką większości uznanych tytułów), ale widać jak niezmiernie to był dla niego ważny element. Gore to wysoka półka, sceny, które można bez wstydu zaprezentować na międzynarodowych festiwalach tematycznych. Przeczytać można pojawiające się natomiast przytyki dotyczące podkładu muzycznego. I w tym momencie trzeba tę warstwę filmową stworzoną przez Radzimira Dębskiego bronić i to bronić bardzo mocno. Czyżby ci, którzy nazywają się fanami horroru zapomnieli jakie ilustracje muzyczne wypełniały kino gatunkowe z lat 80.? I nie piszę tu tylko o amerykańskich slasherach. Napiszecie, że to nadużycie, ale dla mnie te teoretycznie tylko niepasujące dźwięki przypomniały niektóre melodie od samego Ennio Morricone, który potrafił właśnie takie kompozycje wstawiać do włoskiego nurtu giallo. W lesie dziś nie zaśnie nikt to pozycja, z której reżyser powinien być dumny, jego list miłosny do gatunku, oby nie przypadek jednostkowy. Teraz powinien iść za ciosem i wskoczyć na głębokie wody przeznaczone dla tych, którzy nie boją się posępnych krwawych rzezi. Jeżeli ktoś potrafi zabawnie, to potrafi też całkiem na serio. W drugą stronę rzadko to działa.
Czas trwania: 105 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Bartosz M. Kowalski
Scenariusz: Jan Kwieciński, Mirella Zaradkiewicz, Bartosz M. Kowalski
Obsada: Julia Wieniawa, Wiktoria Gąsiewska, Mirosław Zbrojewicz, Gabriela Muskała, Olaf Lubaszenko, Piotr Cyrwus
Zdjęcia: Cezary Stolecki
Muzyka: Radzimir Dębski