Mężczyźni sfrustrowani, napinający swoje muskuły, obrażający, wszczynający bójki i wojny. Zawsze uważałem, że największe zło na świecie potrafi wyjść spod ręki faceta. Nie ma dla nas nadziei, a ze swoim przerośniętym ego powinniśmy lepiej siedzieć cicho niż palnąć kolejną bzdurę. Zbrodniarze, gwałciciele, sadyści, zbiry spod ciemnej gwiazdy, wszystkich Was dojedzie Harley Quinn. Ma na Was zlecenie.
Jest w filmie Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) scena, gdy jedna z bohaterek śpiewa It’s a Man’s Man’s Man’s World.
This is a man’s world, this is a man’s world
But it would be nothing, nothing without a woman or a girl
Piosenka Jamesa Browna i Betty Jean Newsome wybrzmiewa w filmie w sposób znamienny, bo oprócz tego, że brzmi doskonale to jeszcze przekazuje główne założenie filmu Cathy Yan. Tak, świat w najnowszym filmie z Margot Robbie to miejsce, gdzie rządzą mężczyźni, szef policji wybił się na pracy ambitnej policjantki, sadyści realizują swoje największe obsesje, draby z knajpy czają się na ciebie, aż przesadzisz z alkoholem, a facet „przyjaciel” potrafi sprzedać informacje o tobie za grubą kasę. Czy to jakaś obsesja twórców i ekranowa niesprawiedliwość? Nic z tych rzeczy, bo Harley Quinn to zbrojne ramię dziewczyn, które już dawno powinny pokazać środkowy palec w niejednej życiowej sytuacji.
Kino zaskoczyło mnie jednocześnie kolejny raz. Sądziłem, że od czasu Mallory Knox z Urodzonych morderców nie będzie mi dane zobaczyć na ekranie równie magnetycznej i pociągającej na swój sposób wariatki. Postać ma oczywiście inny wymiar, bo przecież Knox była bezwzględną morderczynią, a Harley jest szaloną, walczącą o swój spokój ducha wyemancypowaną dziewuchą, która jest wyzwolona, pragnie przyjaźni (chociaż o tym nie wie), potrafi przywalić z buta i kija oraz ma proste potrzeby. Chce zjeść kanapkę z serem i bekonem, dorzucić suchej karmy dla swojej udomowionej hieny, czasem (często) walnąć szota w pubie.
Najsłabiej moim zdaniem wypada sam scenariusz. I nawet ciężko nakreślić tu krótki zarys fabuły, bo film przypomina stylem historie Guya Ritchiego. Retrospekcje, główna oś, wszystko plącze się wokół gangstera Romana Sionisa. W tej roli wystąpił świetny Ewan McGregor jako brutal i okrutnik, który jednak nie lubi brudzić sobie rączek, ale popatrzyć, owszem. Do najbrudniejszej roboty wysługuje się sadystycznym Victorem (Chris Messina). Sionis chce powiększyć swoje wpływy, ale by tego dokonać musi dorwać młodą dziewczynę, która wychowała się na ulicy, a dorabia sobie jako kieszonkowiec. We wszystkim przeszkadza oczywiście Harley.
Przytłoczona wręcz ogromem atrakcji (hej, są przecież jeszcze tytułowe ptaki nocy) fabuła, ugina się więc pod stylistyką, ale z drugiej strony właśnie styl pomaga nakreślić przesłanie. To film ze wszech miar dziewczyński, obcas w podbrzusze narcystycznych mężczyzn, którzy nie potrafią spojrzeć na kobietę inaczej niż z góry. Pod tym względem twórcy wygrali wszystko. Dostarczyli kinu mocną, bezkompromisową heroinę, która łamie kości, jest twarda i chcąc nie chcąc zabawna. Sam film zresztą to feeria przemocy, dowcipu i energii z doskonałymi kolorami i pracą autora zdjęć Matthew Libatique, a Margot Robbie jest wspaniała. Swoim szczerym, wielkim uśmiechem zaraża dobrym humorem widza.
Nie mam pewności czy film jest przeznaczony dla każdego. Nie jestem też przekonany czy ta forma ekspresji i ilustracja walczącej i feminizującej dziewczyny trafi w gusta każdego widza. Nie powinna, bo inaczej powstanie tego filmu mijałoby się celem. Tak charakterny obraz powinien uwierać część widzów, a główna bohaterka irytować swoim krzykliwym ubiorem, make-upem, niewyparzonym językiem. Ale spokojnie, nie zrobi Wam krzywdy, o ile nie będziecie zachowywać się jak mężczyźni z filmu.
Gatunek: akcja
Reżyseria: Cathy Yan
Scenariusz: Christina Hodson
Obsada: Margot Robbie, Rosie Perez, Mary Elizabeth Winstead, Jurnee Smollett-Bell, Ewan McGregor
Zdjęcia: Matthew Libatique
Muzyka: Daniel Pemberton