Po opuszczeniu poprawczaka Daniel ma pracować w stolarni. Dostaje adres zakładu jak wielu przed nim, ale wcale mu się nie uśmiecha dołączyć do załogi. W poprawczaku się zmienił. Podobno. Twierdzi, że chciałby teraz pełnić posługi kapłańskie, ale z wyrokiem nie przyjmie go przecież żadne seminarium. Okazja przychodzi nagle. W miasteczku nieopodal stolarni, przez niezwykły zbieg okoliczności, przyjdzie mu przywdziać sutannę i poprowadzić owieczki.
Możliwe, że odczytuję (i interpretuję) film Jana Komasy zupełnie inaczej niż większość widzów. Wydaje mi się bowiem, że główny bohater pomylił się co do Chrystusa i jego wielkiej mocy sprawczej. Rzucenie się z taką obsesją w potrzebę szerzenia wiary widzę jako przemożną chęć poradzenia sobie z poczuciem winy i potrzebą odkupienia winy. To musiało mu ciążyć bardziej niż cokolwiek, drążyć i wykręcać trzewia. Kościół katolicki nie dał mu odpowiedzi, spokoju i satysfakcji i moim zdaniem bohater zobaczył w nim pustkę, a w Bogu kogoś obcego. Wykorzystał wprawdzie miejsce do działań, które odbiły się pozytywnie na społeczności, nauczył się czegoś, ale ostatecznie wrócił ze swojej wyprawy, bo zdał sobie sprawę, że nie ma religijnego odkupienia. Trzeba stanąć do otwartej konfrontacji, wyjaśnić sprawę słowem, pięściami, literą prawa, rozmawiając, ale nie modlitwą. Modlitwa moim zdaniem tylko oddala w czasie to, co powinno się zrobić naprawdę. Tak jak oddalała czas dla Daniela, który na chwilę został księdzem Tomkiem. I wydaje mi się, że Daniel to zrozumiał. Ostatnia scena przedstawia bohatera, który pogodził się z losem śmiertelnika. Nie ma niczego poza ziemskim padołem.
Sam fakt, że Jan Komasa tak nienachalnie zachęca do prób interpretacji, świadczy o twórcy jak najlepiej. Posiłkuje się oczywiście elementem wiary, co można uznać za pewną prowokację (to przecież temat, który z pewnością będzie żywo komentowany, aprobowany lub zupełnie odwrotnie, sprowadzony do taniego chwytu). Dla mnie opowieść o Danielu jest bardzo przejmującą ilustracją zachowań młodego chłopaka, który bardzo chciałby wyrwać się z kręgu przemocy.
Według mnie to zupełny przypadek, że pomagał tam w mszach (to przyjemna odskocznia od innych więziennych rytuałów) i nie wierzę, że naprawdę chciał wiązać swoje życie z posługą. Widział tam raczej możliwość „zaczepienia” się przy bezpiecznej przystani i późniejsze czerpanie ewentualnych korzyści. Jednak, gdy zakłada sutannę, robi wszystko tak jak być powinno – jak powinien działać świat oparty na szacunku.
Twórca wykorzystuje postać księdza i przebranego za niego Daniela, by uwypuklić to, co powinno razić wśród katolików najbardziej – małomiasteczkowość (w tym wydaniu wręcz znamienna), naginanie zasad do własnej wygody, hipokryzję. Przecież społeczność ukazana w Bożym Ciele jest zwierciadłem wszystkiego, co i mnie nie pasuje w tej instytucji. Wydaje mi się również, że ksiądz Tomek może przedstawiać poglądy tych wiernych, którzy chcieliby wierzyć (wierzą), ale nie jest im po myśli ze sztywnymi zasadami, systemem kościelnym, celibatem, ścisłymi regułami odprawianej mszy. Daniel, który nie przeszedł całej drogi przez seminarium, jest wyzbyty wszystkich naleciałości, które idą za „wykształceniem”, burzy ściany, wychodzi na zewnątrz.
Jan Komasa na początku pokazuje Kościół jako nudny, zatrwożony i niemal przybity smutnym szerzeniem wiary i konfrontuje go z radosnym, szczerym, bardzo ludzkim wymiarem. Z dala od wstydu, uciekania oczami od trudnych tematów, Kościół odważny. Mało tu jest według mnie Boga, a dużo ludzkiej empatii, po prostu. Największą zaletą produkcji jest bez wątpienia Bartosz Bielenia wcielający się w Daniela. Jest intrygujący. Jego sprawa z poprawczaka nie jest do końca jasna, a zachowanie zrozumiałe. Ciągle coś ukrywa i przed sobą, wstydząc się tego i przede wszystkim przed widzem. Tajemnica, a później liczne niebezpieczeństwa związane z możliwym zdemaskowaniem fałszywego księdza napędzają fabularną oś, dodają scenariuszowi ikry, a sam film gładko szusuje po różnych gatunkach.
Boże Ciało to z pewnością jeden z najjaśniejszych punktów ostatnich lat w naszej rodzimej kinematografii. Utwór przemyślany i nakręcony z werwą godną buntownika. Tak, Boże Ciało, to obraz zbuntowany przeciwko niektórym dogmatom, nierównym szansom, niesprawiedliwości. Daniel, gdy już poznamy całą jego historię, stanie się nam z pewnością bliższy, a twórcy uczą nas, że każdy zasługuje na uwagę i że człowiek jest z natury dobry, tylko zdarza mu się błądzić.
Czas trwania: 115 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Jan Komasa
Scenariusz: Mateusz Pacewicz
Obsada: Bartosz Bielenia, Aleksandra Konieczna, Eliza Rycembel, Tomasz Ziętek, Łukasz Simlat
Zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
Muzyka: Evgueni Galperine