Mężczyzna zabija najlepszego przyjaciela, wariat porywa autobus z pasażerami wygrażając całemu światu, ktoś przebacza byłemu oprawcy, zwykła stłuczka doprowadza do najścia i zdemolowania mieszkania. Dla kronik policyjnych ciąg takich zdarzeń to nic nowego, jednak w filmie Gorana Paskaljevicia wszystkie incydenty mają znamienną wymowę. Rozgrywają się bowiem w ciągu jednej nocy w Belgradzie, w okresie dla narodu serbskiego niezwykle ważnym. Gdy na ulicach ludzie skaczą sobie do gardeł, inni cieszą się, tak naprawdę wszyscy czekają w napięciu, chociaż w filmie, kluczowe słowo „wojna” nie pada ani razu. Na drugim krańcu świata bowiem, w bazie amerykańskich sił powietrznych w Dayton trwają rokowania dotyczące podpisania układu pokojowego i wytyczenia nowych państwowych granic na Bałkanach. Belgrad to beczka prochu, gotowa pogrążyć kolejne istnienia, ale też po wybuchu, dać nadzieję na nowy ład i porządek.
Goran Paskaljević z niezwykłą gracją przechodzi od epizodu do epizodu, od radości, przez grozę, po smutek. Jego Beczka prochu to niezwykły korowód zdarzeń, często tragicznych, nierzadko zabawnych, zawsze uderzających w przejmującą szczerą nutę. Stało się tak głównie dzięki zaangażowanym aktorom, którzy zdawali sobie sprawę, że ich ekranowe potyczki stanowią metaforę do kluczowych dla ich ojczyzny, ale i całego regionu, wydarzeń.
Twórca świadomie odwraca się od wojny słusznie zakładając, że ciężko coś w temacie powiedzieć nowego, tym bardziej, że konflikt opiera się w głównej mierze na bezsensownych antagonizmach narodowych, a tych przecież nie da się jasno wytłumaczyć, czy też jakoś usprawiedliwić. Na przykładzie Beczki prochu pokazał co wojna pośrednio robi z ludźmi, jak warunki w kraju, gospodarce, sytuacje z dnia codziennego wpływają na emocje i nastroje obywateli. Nie ma więc tu głównego bohatera, a występuje zbiorowy, mieszkaniec miasta, który niepewnie wypatruje kolejnego dnia. Napięcie jest odczuwalne w każdym spojrzeniu, co bardziej rozluźnieni są już zapewne po kilku głębszych. Narodowy tygiel jak rzadko kiedy w historii kinematografii jest tak sugestywnie sportretowany przez pojedyncze scenki, z których każda może być odbiciem całego wojennego konfliktu. Gdy bowiem zechcecie się pokusić o głębszą analizę, stwierdzicie, że rzeczywiście, nawet ten porwany autobus stanowi odzwierciedlenie rzeczywistych leków związanych ze statusem kraju – pewien wariat prowadzi go w niewiadomym kierunku i doprowadza do wypadku, a całą sytuację komentuje postronny świadek, elegancki mężczyzna: „dobra, dobra, przecież nic się nie stało”
Małe wojny i wojenki na belgradzkich ulicach rozgrywają się bez względu na to, czy w Dayton dojdą do porozumienia, czy pertraktacje spełzną na niczym. Część ludzi nie dożyje świtu, inni wejdą z radością w nowy dzień. Karetki zabiorą rannych, a policja zatrzyma podejrzanych. Czy Goran Paskaljević chce powiedzieć, że ta wojna nie była nikomu potrzebna, bo przecież konfliktów aż nadto rozgrywa się wewnątrz człowieka? Nie potrafimy poradzić sobie z uczuciami, własnymi grzechami, zdradzamy najbliższych, kłamiemy, ze wstydem odwracamy wzrok zamiast pomóc. Później odreagowujemy w bratobójczej walce, choćby z nacjonalistycznych pobudek. To zupełnie irracjonalne i bezcelowe, a nawet groteskowe.
Beczka prochu to kolejny z szeregu doskonałych filmów od serbskich twórców, którzy próbują opowiedzieć o narodowych traumach wykorzystując do tego różne gatunki. Paskaljević realizując swój film na podstawie dramatu Dejana Dukowskiego opowiedział o kilku godzinach na ulicy, szczerze, chwytając za serce, z dużą wrażliwością przy wyjątkowym montażu zazębiających się wypadków. I ciężko wskazać jedną historyjkę, która jakoś szczególnie wybija się na tle pozostałych. Każda jest ważna i każda mówi bardzo dużo o kondycji człowieka stającego do konfrontacji z sytuacjami, w których znaleźć się nie powinien.
Czas trwania: 102 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Goran Paskaljević
Scenariusz: Dejan Dukovski (sztuka teatralna), Goran Paskaljević, Filip David, Zoran Andric
Obsada: Aleksandar Bercek, Vojislav 'Voja’ Brajovic, Bogdan Diklic, Nebojsa Glogovac, Mirjana Jokovic, Mirjana Karanovic
Zdjęcia: Milan Spasic
Muzyka: Zoran Simjanovic