Jeżeli mnie obudzisz w środku nocy, zaświecisz latarką prosto w oczy i spytasz: „Co wy tam palicie?”, odpowiem: „Ja? Radomskie, ale jak pan major woli, to Franz ma camele”. Psy Władysława Pasikowskiego uważam za najlepsze co przytrafiło się polskiej kinematografii po roku 90. Dosadny, gorzki obraz o próbie odnalezienia się w nowej rzeczywistości przez ludzi, którzy sądzili, że pewien stan rzeczy będzie trwać wiecznie. Ciężko mi być obiektywnym, chociaż po latach zdaję już sobie sprawę w ilu miejscach Psy kuśtykają. Widzę techniczne niedoróbki w Psach i kolejnych filmach Władysława Pasikowskiego. Te drobne skazy, niekiedy pretensjonalność nie może jednak obniżyć oceny. O filmie jako zjawisku kultowym, ale przede wszystkim doskonałym dramacie policyjnym (to dotyczy również drugiej części), mogę pisać i mówić tylko pochlebnie. Informacja o produkcji trzeciej części spadła znienacka, chociaż reżyser nie raz dawał znaki, że ma na Psy ochotę. Był podobno scenariusz, a gra szła tylko o fundusze. Pojawiało się coraz więcej doniesień, obsada poszerzała się o nowych aktorów. W dniu premiery nie miałem wielkich oczekiwań, bo po prawdzie wystarczyłaby mi sentymentalna podróż, trąbka Michała Lorenca i Bogusław Linda w ciemnym garniturze. Cóż, tyle jeżeli chodzi o miłość. Rzeczywistość jest jednak ponuro szara, uczucia do filmowych obrazów rodzą się niekiedy latami (mam nadzieję), a w dobie, gdy reżyser musi zadowolić przede wszystkim inwestorów, upada mit o autorskim sznycie. Niewielu może sobie dzisiaj pozwolić na opowiadanie wbrew regułom, których należy się trzymać, by utrzymać się na powierzchni. Romantykom przyszło cieszyć się kilkoma wtrętami i nostalgią przemyconą w spojrzeniach. Kultu może nie będzie, ale to dobry współczesny film o gangsterach, szorstkiej przyjaźni i ludziach, którym się chce.
Franciszek Maurer znowu wychodzi z więzienia. Tym razem nie czeka na niego Nowy, a grzechy przeszłości, ludzie, którzy pamiętają Jakuszyna, Sawczuka, wybuchające pociągi, Wolfa, miliony dolarów. Tylko oni, bo cała reszta naszego pięknego kraju nie zna Franza. Nikt w Warszawie z półświatka nie zainteresuje się umiejętnościami byłego ubeka. Nie ma żadnej legendy. Nikt go nie potrzebuje, stara gwardia powymierała, albo dogorywa pod kroplówkami. I jakoś nikt nie chce zgasić światła nad Franzem, szlachetnym byłym psem, który postanawia pomóc Waldkowi Morawcowi w sprawie zaginionego syna. To tło, krajobraz zamierzchłych czasów, bo na pierwszym planie rozgrywają się te wydarzenia, na które trafiacie cały czas w filmach sensacyjnych. Dlaczego Franz bierze w tym wszystkim udział? Dlaczego kilku jego znajomych również bierze we wszystkim udział? Bo nie mają nic innego do roboty i jest to cholernie przygnębiające, ale bardzo prawdziwe.
Chyba chciałbym cały czas czekać na kolejną odsłonę Psów, niż w końcu je obejrzeć. Wyobrażać sobie idealną kontynuację, a przez ten cały czas oglądać w kółko pierwszą i drugą część. A tak… będę musiał pokochać film niedoskonały, zrobiony chyba z wściekłości do czasów obecnych, ale też z wściekłości do systemu jako takiego, który łamie życiorysy, ludziom uczciwym nie pozwala rozwinąć skrzydeł, a cwaniakom i gangsterom daje gotowe narzędzia i możliwości, by ustawić się na całe życie. Na tym też chciałbym oprzeć swoją linię obrony Psów 3 (a jest przed kim film bronić, bo najnowszy Pasikowski nie wystartował z dobrą prasą), na które warto spojrzeć przez pryzmat sprawiedliwego policjanta Wita, którego zagrał wspaniale Marcin Dorociński. Dla mnie to obraz gliniarza, którym mógłby być Franciszek Maurer, były ubek, który nie dostał takiej możliwości, bo urodził się nie w tej Polsce co trzeba. W takiej interpretacji pomaga wiele scen, które pozwalają mi sądzić, że Pasikowski w ten sposób chciał skonstruować swojego nowego bohatera i szkielet opowieści. Sam Franz jest tylko tłem, mitem dla widza, którego tak naprawdę (okazało się) znałem bardzo słabo. Wiem tylko o tym bracie w Nowej Zelandii, żonie i synu. Nigdy ich nie widziałem, tylko na zdjęciu, które płonęło w ognisku 25 lat temu. Pasikowski nigdy bowiem nie pogłębił charakteru, nie pokazał go z innej strony i jestem, teraz po latach, trochę na to zły. Maurer zasługiwał na więcej, również w tym filmie. Twórca powinien spojrzeć głębiej w dramatyczny los człowieka, który przecież był narzędziem w rękach aparatu państwowego.
Miłość do tego filmu będzie trudna i być może będę musiał się z nimi dotrzeć. Psy 3. W imię zasad jest filmem smutnym, jak ta wódka z kumplem po 25 latach, z którym po godzinie wspominania nie macie już o czym gadać, bo spędzaliście przecież tylko czas w pracy. Władysław Pasikowski nie miał bowiem dobrego scenariusza, w opowieść byłem zaangażowany tylko połowicznie (wątek z Witem zdecydowanie bardziej przykuwa uwagę), a pozostały czas to opłakiwanie poległych i wspominanie wybitnych momentów.
Rozpalić uczucie z pewnością pomaga Michał Lorenc, którego ilustracje muzyczne tak pięknie ożywiają skostniałą poniekąd konstrukcję. Wspaniale wypadli wszyscy aktorzy bez wyjątku. Cezary Pazura (bez cienia fałszu), Sebastian Fabijański, doskonały Jan Frycz, który również żyje przeszłością, wszyscy oni wiedzieli w jakim biorą udział przedsięwzięciu. Nie sposób nie wspomnieć o świetnych epizodach z aktorami, którzy ozdabiali produkcje sprzed lat.
Psy 3. W imię zasad to nowy świat i nowe reguły z bohaterami, którzy się spóźnili, ale chcą coś jeszcze powiedzieć. Ja jednak chętnie do tego filmowego świata powrócę, również dla tych kilku scen, choćby tej, w której Waldek Morawiec wspomina gliniarzy, którzy brali udział w akcji w motelu. Przez te wzruszające sceny, całą masę nawiązań, dla jednego sprawiedliwego policjanta, by raz jeszcze spojrzeć w smutne oczy Franciszka Maurera, usłyszeć w tle znaną melodię, zawsze warto. W imię zasad.
Czas trwania: 114 min
Gatunek: dramat, akcja
Reżyseria: Władysław Pasikowski
Scenariusz: Władysław Pasikowski
Obsada: Bogusław Linda, Cezary Pazura, Marcin Dorociński, Jan Frycz, Sebastian Fabijański, Tomasz Schuchardt
Zdjęcia: Maciej Lisiecki
Muzyka: Michał Lorenc