Jeżeli Francis Ford Coppola opowiadał w Czasie apokalipsy o wyprawie do jądra ciemności, to reżyser Alejandro Landes w swoim Monos wrzuca nas od początku w samo jądro. Dopiero później, mozolnie, razem z kilkoma bohaterami próbujemy się z niego wydostać. Monos to traktat o szaleństwie i wizualny obłęd. Ale Alejandro Landes wcale nie ułatwia widzowi sprawy i nie traktuje go jak gościa, któremu wypadałoby wyjaśnić zasady gry. W Monos jesteśmy postawieni w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Oto jest nam dane obserwować grupę młodocianych partyzantów, amerykańską zakładniczkę – jeńca i krowę, która ma oddział wyżywić. Młodzi posługują się ksywkami. Bigfoot, Rambo, Wolf, Swede, Smurf, Boom Boom, Dog – wszyscy są pod rozkazami tajemniczej organizacji. Czasem odwiedza ich posłaniec, starszy stopniem i wiekiem mikrus, któremu dzieciaki zdają raporty. Czas na górze, na której rozgrywa się większość filmowej akcji, spędzają na ciągłych musztrach, chaotycznych ćwiczeniach, osobliwych zabawach, orgietkach w myśl pokrętnie rozumianej inicjacji. Za wszystkim stoi niedojrzałość, brak wzorców, zagubienie. Widzom jest przede wszystkim żal oddziału małp (jak została ochrzczona grupa), szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę słowa reżysera, który napomknął w wywiadzie, że obraz stanowi metaforę Kolumbii jako narodu. Narodu, który wciąż poszukuje tożsamości, stoi na skraju konfliktów, uczy się wolności, patrzy niepewnie w przyszłość. Jak ten stojący z naładowanym karabinem młody człowiek w poczuciu zagrożenia, które może nadejść z każdej strony.
Nastoletni bojownicy u Landesa nie rozumieją jednak konfliktu, w który zostali wciągnięci, tak jak i zresztą widz. Ta ósemka pilnująca krowy i jeńca to dzieciaki z niewykształconą empatią, niepewne i szukające wsparcia w kimś, kto mógłby do nich wyciągnąć rękę. Ale w Monos nie znajdzie się taka osoba i przez to seans mija w bardzo depresyjnej i ponurej atmosferze. Nawet chwile, gdy teoretycznie nastolatek odkłada karabin i próbuje oddać się jakiemuś relaksowi mają bardzo niepokojący wydźwięk, tak jakby ta chwila do niego nie pasowała. Na kolumbijskich szczytach jest ciężko, warunki nie są odpowiednie dla dzieciaków, a na domiar złego ciąży na nich spora odpowiedzialność. Partyzancka służba to cykl kilku zadań, ale głównie chaos, w którym „zabawa”, „odpowiedzialność”, „władza” wciąż rozbijają się o emocjonalną niedojrzałość. Alejandro Landes kreuje przed nami piekło, ale kreuje je w imponującym otoczeniu.
Monos odbiera się niepewnie, nie czujemy go tak jak inne filmy, a już na pewno nie możemy powiedzieć po seansie, ze został odkryty cały. Może to nastręczać pewnych problemów, ale jako wizja pewnej małej apokalipsy prym wiodą tu wzięte pod lupę szeregi zachowań. Niedojrzałość zderzona z brutalną rzeczywistością raz jeszcze potwierdza pewne prawidła w przyrodzie, którym nie należy się przeciwstawiać. Monos zaskakuje pod wieloma względami. Z jednej strony to film bardzo surowy, który bez ogródek pokazuje wiele rzeczy (jak dzielenie krowy, czy seks nastolatków), z drugiej strony ta surowość w zestawieniu z pięknem natury wypada co najmniej niezwykle. Imponujące zdjęcia i krajobrazy mówią nam dużo o świecie w filmie Monos. Dziewicze tereny, leśne gęstwiny, kolor który wręcz oszałamia widza , to wszystko powoduje, ze dzieło odbiera się zapominając niejako o konfliktach.
To kino wymagające skupienia i pochylenia się nad charakterami. Każdy z małych partyzantów ma inną historię i każdemu gra w głowie inna muzyka. Akcja zacieśnia się, gdy w obozie dochodzi do wypadku, a kolejne wydarzenia nastawiają zegar na czas apokalipsy. Alejandro Landes jasno wskazuje inspiracje w swoim filmie. Oprócz wspomnianego arcydzieła Coppoli można tu rzecz jasna zobaczyć Władcę much, bo przecież żaden obraz o społeczności nieletnich stojących na krawędzi ludzkich zachowań od powieści Williama Goldinga nie ucieknie. Jednak Landes idzie dalej i czerpie sporo z Idź i patrz oraz Pięknej pracy Claire Denis. Te wszystkie wspaniałe filmy mówią dużo o wrażliwości reżysera i o tym jak chciałby przedstawić czas wojny i czas pokoju. Monos to nie tylko wnikliwa analiza zachowań, ale przede wszystkim imponująca, a wręcz hipnotyczna oprawa audio wizualna.
Reżyseria: Alejandro Landes
Scenariusz: Alexis Dos Santos, Alejandro Landes
Obsada: Sofia Buenaventura, Julián Giraldo, Karen Quintero, Laura Castrillón, Moises Arias
Zdjęcia: Mica Levi
Muzyka: Jasper Wolf