Mężowie

By w pełni świadomie wejść w odbiór kolejnego autorskiego projektu Johna Cassavetesa, mistrza wyłapywania ukrytych emocji, trzeba się zastanowić nad samym tytułem i słowem „mężowie”. „Mężowie” powinni kojarzyć się bowiem z pewnym doświadczeniem, sytuacją życiową, a już na pewno z porzuceniem wieku dziecięcego. Jesteś mężem, człowiekiem odpowiedzialnym, być może ojcem, mężczyzną, który powinien być już po części spełniony. Jednak to tylko teoretyzowanie, bo przecież każdy z nas na pewnym etapie musi przebrnąć przez kryzys wieku średniego. Wtedy właśnie następuje przewartościowanie priorytetów, gdy spoglądasz w tył i myślisz: czy było warto? Sądzisz też, że to ostatni moment, by coś sobie udowodnić, błaznować, rzucić się w wir nieskrępowanej zabawy. Tak naprawdę jesteś zmęczony i Twoje pisane na szybko sprayem „carpe diem” brzmi gorzko, bo spływa po pierwszym deszczu, jak u Cassavetesa.

W języku polskim są dostępne (trudno dostępne) dwie monografie poświęcone twórczości Johna Cassavetesa. W jednej z nich, Mieliśmy tu mały problem… o twórczości Johna Cassavetesa, Elżbieta Durys analizując obrazy reżysera podzieliła książkę na część z opisem procesów twórczych dotyczących powstawania kolejnych filmów i część poświęconą właśnie analizie poszczególnych utworów. Przy okazji filmu Mężowie autorka ugryzła temat przyrównując filmowe wydarzenia do rytuału przejścia. To świetny punkt wyjścia i w pełni się nim zgadzam, jednak nie znaczy to, że na Mężów nie mogę spojrzeć z innej strony, tym bardziej, że czuję się ku temu zobligowany będąc też przecież mężem, w podobnym zresztą wieku i z podobnymi poniekąd problemami. Według mnie, tym co napędza akcję, determinuje wybory jest strach.

Mężowie zaczynają się najbardziej ironicznie jak tylko można – od pokazu zdjęć w formie przewijanych slajdów. W szybkim montażu, przy pogodnym podkładzie muzycznym widzimy czterech mężczyzn na towarzyskim spotkaniu. To jedno z tych amerykańskich posiedzeń przy grillu nad basenem, z dziećmi i żonami. Atmosfera bijąca ze zdjęć jasno wskazuje pogodny czas, bohaterowie z fotografii ujęci są w sytuacjach zabawnych i widać szczerą radość. Prężą muskuły, twarze przyozdobione są uśmiechami. Cassavetes jednym cięciem zmienia nastrój i przenosimy się na pogrzeb. W żałobnym kondukcie, nad grobem, pośród zebranych widzimy Archiego (Peter Falk), Gusa (John Cassavetes) i Harry’ego (Ben Gazzara). Czwarty, Stuart leży już w ziemi.

Mężowie to opis kilku dni z życia trójki mężczyzn w średnim wieku, którym nie spieszno do powrotu do domu z pogrzebu. Upijają się, wygłupiają, prawią komunały o przyjaźni, oddaniu i poświęceniu. Oszukują się, wylatują nawet do Londynu, spotykają się z obcymi kobietami, w końcu wracają do rodzin. Nie wszyscy.

Ci widzowie, którym nie uda się z marszu wejść w klimat filmu, poczują się znudzeni. To przecież film o niczym, banalny portret kilku facetów, którzy miotają się próbując wyrwać się jednocześnie z kryzysu wieku średniego, poddają się głupiej chwili. To samo życie i nic więcej. Dlaczego więc tak banalna opowieść zasługuje na tak wysoką ocenę? John Cassavetes opowiada nie uciekając przed prawdą, łapie w obiektyw całą śmieszność, ale i całą powagę chwili. Nie ocenia, ale prosi, by  przyjrzeć się i spróbować zrozumieć, że nie każdemu pisane jest życie w czterech ścianach z kobietą i dzieckiem. I robi to w mistrzowski sposób. Reżyser każdemu z trójki daje szansę na ucieczkę. Strach, o którym wspomniałem, ma według mnie tą siłę sprawczą, że od momentu pochowania przyjaciela mężczyźni trzymają się razem. Trudno im się rozstać, bo tylko w swoim towarzystwie czują się w miarę pewni siebie. Gdy są już sami, wiedzą, że czeka ich to, od czego starają się uciec, rodzina, odpowiedzialność, płacenie rachunków. I nie ma tu znaczenia, że każdy z nich jest dobrze sytuowany, każdy ma pracę i poszanowanie w wykonywanym zawodzie. To właśnie sfera uczuciowa pozostawia wiele do życzenia. Nieuporządkowane życie osobiste, a raczej wzdryganie się przed monotonią, powoduje, że nie chcą do niego wracać. Być może monotonię kojarzą ze śmiercią i sądzą, że właśnie to przyczyniło się do odejścia jednego z nich.

Nakręcony nie bez problemów przedstawia jednak wizję reżysera, który wynegocjował sobie pełną kontrolę artystyczną nad własnym dziełem. Historia powstania opisana pokrótce niech zawrze przepychanki z włoskim producentem w kwestii budżetu, problemy natury technicznej, jak wyselekcjonowanie zdatnego materiału filmowego z prawie trzystu nakręconych godzin i wiele innych perturbacji. Pierwsza wersja trwała prawie cztery godziny, skrócona do dwóch na pierwszych pokazach wywołała reakcje zgoła inne niż te, które oczekiwał Cassavetes. Rozsierdzony twórca nie chciał wybuchów śmiechu i pogodnego nastroju wśród publiczności i wbrew wszystkim zmontował Mężów raz jeszcze, który dzisiaj możemy oglądać z ich pełną gorzką wymową.

Mężowie to przejmujący dramat i studium charakterów. Cassavetes w swoim stylu nieznośnie przedłuża ujęcia, łapie w obiektyw kamery spojrzenie aktora i czeka dobrą minutę rejestrując każdą zmianę nastroju, a nawet jeżeli do zmiany nie dojdzie, sugeruje, że właśnie obserwowaliśmy maskę, dobrą minę. Bohaterów filmu bardzo ciężko rozgryźć, ale po prawdzie to wcale nie trzeba tego robić. Powinno nam wystarczyć, że są skomplikowani, a reżyser po prostu oddał dobitnie ducha tego stanu rzeczy. Żadne z ich zachowań nie wpłynie na poprawę samopoczucia. Ani upijanie się do nieprzytomności, ani gry hazardowe, ani w końcu flirt i noc z przygodnie spotkanymi kobietami. Jedyne co trzeba zrobić, to przełknąć swój wiek, wcześniejsze wybory i iść dalej. Kryzys w końcu odpłynie.

Patryk Karwowski


Czas trwania: 138 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: John Cassavetes
Scenariusz: John Cassavetes
Obsada: Ben Gazzara, Peter Falk, John Cassavetes, Jenny Runacre
Zdjęcia: Victor J. Kemper