Biedna, stara kobiecina z nizin społecznych, która nie wiadomo czy przeżyje kolejną zimę, zgrzeszyła okrutnie. Tak okrutnie, że posądzono ją o czary. Staruszka nie przyjęła hostii, schowała ją pod chustkę i chciała przekazać innej kobiecie, która to miała nakarmić podarunkiem swoją krowę. Krowa, boża przecież istota, od dawna nie dawała mleka. Może poleje nim obficie, gdy przyjmie komunikant? Zabobonne kobiety nie sprawdziły swojej teorii, bo zostały oskarżone o czary. Miały podobno latać na widłach i miotłach na sabat. Miały oddawać się bezeceństwom i praktykować czarną magię. Co z takimi zrobić? Najlepiej spalić na stosie. Z modlitwą na ustach.
A zaczęło się od „dzieła” dominikańskiego inkwizytora Heinricha Kramera Malleus Maleficarum. Katolicki traktat poprzedzony bullą papieża Innocentego VIII był podręcznikiem łowców czarownic, a w gruncie rzeczy kompendium wiedzy dla frustratów, ludzi obłąkanych, żądnych władzy i takich, którzy chcieli sponiewierać niewinne osoby. Malleus Maleficarum występuje w filmie Otakara Vávry i stanowi centralny punkt w fabule. To wokół niej rozgrywa się akcja i to do niej odnosi się inkwizytor Bobliga wynajęty przez włodarzy miasteczka Šumperk, w którym rozgrywają się filmowe wydarzenia. Boblig szybko chwyta okazję i rozszerza zakres swoich działań. Oskarżane są kolejne osoby. Swojej niewinności mogą dowieść tylko wytrzymując okrutne tortury, a nawet i wtedy, gdy krzyczą niemiłosiernie, że nie mają konszachtów z diabłem, Boblig może stwierdzić (i stwierdza), że i za tymi słowami stoi szatan. Nie ma ucieczki przed systemem sądowniczym kościoła katolickiego.
Wpisujący się w schyłek Czeskiej Nowej Fali obraz nakręcony na podstawie powieści Kladivo NA Čarodějnice Václava Kaplickiego traktuje o morawskich procesach czarownic z lat 1622 – 1699. O ile jednak ze swoim zaangażowanym tematem tytuł jest oczywiście niesiony nowofalowym nurtem, to formą daleko dziełu Vávry do dokonań kolegów. To obraz mniej awangardowy, skupiony na scenariuszu, postaciach, pełen symboli, z sugestywną prezentacją i o walorach artystycznych (muzyka, czarno białe zdjęcia Josefa Illíka) obok których nie można przejść obojętnie.
Dla reżysera Otakara Vávry był to najlepszy moment na kręcenie takiego filmu (i wówczas ostatni, teraz jak się okazuje niebywale znamienny). Przychodziła tak długo oczekiwana odwilż, system zaczął się łamać. Czas po stłumieniu siłą Praskiej Wiosny nie sprzyjał jednak premierze, która odbyła się w styczniu 1970 roku. Tuż po niej cenzura zakazała pokazów.
Analogie bowiem w filmie Otakara Vávry do represji, sowieckiej okupacji, przesłuchań, wymuszania zeznań były tak silne, że dzieła czeskiego reżysera nie można było pociąć i przemontować, a trzeba było zakazać w całości. Młot na czarownice to z jednej strony okrutny zapis praktyk stosowanych w ceimnogrodzie, z drugiej metafora i wybitny obraz o ponadczasowym wymiarze. Polowanie na czarownice można wziąć bowiem w duży cudzysłów i podpiąć pod to wszystko czym charakteryzują się współczesne nagonki na mniejszości seksualne, narodowe czy wyznaniowe w kolejnych ogniskach zapalnych na świecie.
Siłą filmu jest więc jego ponury ton, którego echo odbija się wciąż z taką samą mocą na przestrzeni dekad. Tym właśnie charakteryzują się dzieła wybitne, które nie tracą na ważności, wciąż poruszają i potrafią skłonić do refleksji. Za procesami Bobliga szedł jego interes własny. Sprytnie wybierał kolejnych podejrzanych, tkał swą sieć czarownic w ten sposób, by władze mogły spłacić procesy sądowe majątkami późniejszych skazanych. Na ludzi skupionych wokół oskarżonych (rodziny, bliscy znajomi) szybko kładą się paranoiczne lęki o własne życie. Zrywane są kontakty, uchylane protekcje by samemu nie wpaść w krąg podejrzeń. Znamienne jest to, jak Otakara Vávra potraktował jedną z pozytywnych postaci dramatu, dziekana Lautner (Elo Romančík). Oczytany duchowny, którego wiedza wykracza daleko poza Biblie staje do samotnej walki z reżimem. To nie Hollywood, a kraj naznaczony licznymi tragediami, w którym jedyny sprawiedliwy, odwołujący się do mądrości i inteligencji był niejednokrotnie palony na przysłowiowym stosie, albo wobec własnej bezsilności, w akcie desperacji, protestu, dokonywał samospalenia. To wielki, ponadczasowy i wciąż ważny film. Ku przestrodze.