Kolacja z Andrzejem (My Dinner with Andre) to trzeci w kolejności film Louisa Malle’a z jego „amerykańskiego okresu” (po Pretty baby i Atlantic city), jednak samo nazwisko reżysera wydaje się tu mniej ważne. Przyznaję jednocześnie, że niekiedy nadużywam słów „wyjątkowy”, 'jedyny w swoim rodzaju”, ale w tym przypadku inaczej nie da się pisać o Kolacji z Andrzejem. To dwugodzinny zapis rozmowy dwójki znajomych, którzy nie widzieli się 14 lat. Pierwszy unikał drugiego, bo słyszał o nim „dziwne historie”, drugi natomiast w końcu zainicjował spotkanie. Pierwszy na miejsce dotarł Wally (Wallace Shawn), chwilę po nim Andre (Andre Gregory). Są więc na kolacji w eleganckiej restauracji w Nowym Jorku, zamawiają jedzenie, wino, czekają na posiłek i rozmawiają. Rozmawiają dwie godziny, jedzą, kelner chodzi, dolewa wina.
Pomysł na film zrodził się w głowie Andre Gregory’ego (scenarzysta i reżyser teatralny aktywny w głównej mierze na przełomie lat 60. i 70.), gdy ten pracował nad swoją biografią. Natomiast jego serdeczny przyjaciel, Wallace Shawn, zasugerował, by przedstawić ją w formie rozmowy dwóch znajomych, którzy przez lata nie mieli ze sobą kontaktu. Trzeba napisać od razu, że bohaterowie filmu grają samych siebie, chociaż w późniejszych wywiadach panowie zarzekali się i odcinali się w pewnym stopniu od ekranowych postaci. Obaj byli przekonani, że ta formuła sprawdzi się lepiej na ekranie niż na teatralnych deskach. Potrzebowali jeszcze reżysera, a z pomocą przyszedł Louis Malle, który był zachwycony otrzymaną kopią scenariusza. Chciał reżyserować, produkować, pracować w jakikolwiek sposób przy filmie o dwóch facetach przy stole. Ostatecznie zasiadł w fotelu reżysera i pozwolił aktorom rozmawiać.
Andre Gregory (dla którego był to aktorski debiut) i Wallace Shawn nie prowadzą czysto kurtuazyjnej rozmowy. Nie mówią o pogodzie, ulicznych korkach, polityce, kłopotach ze zdrowiem. Przez pierwszą godzinę mówi głównie Andre, bo Wally (wspomina o tym jako narrator przed rozmową), woli pytać, by nieco oswoić się z tą dziwną sytuacją (to spotkanie po latach z człowiekiem, o którym słyszał, jak przypomnę, dziwne rzeczy). Andre opowiada więc co robił przez ostatnią dekadę. Jest spory epizod z Polski i udział w teatralnych warsztatach u Jerzego Grotowskiego, pląsy po lasach z młodymi aktorami, awangarda, odkrywanie siebie, parateatr Grotowskiego, czyli czynne angażowanie widza w pracę aktora. Andre uczestniczył w tym wszystkim i z niesłabnącą pasją opowiada o tym w restauracji w Nowym Jorku (podczas wieczoru pada jeszcze kilka znamiennych nazwisk). Mężczyzna wciąż próbował zdefiniować swoje miejsce w świecie, twierdził, że metropolia i życie w nim to sen, z którego powinniśmy próbować za wszelką cenę uciec. Gregory miał przygody na Saharze (szukał inspiracji do wystawienia na teatralnych deskach Małego księcia), mieszkał w Tybecie itd. Wtedy rozmowa przechodzi w interesujący dialog na temat człowieczeństwa i radości z małych rzeczy, a taki światopogląd reprezentuje Wally, któremu niezmierną radość przynosi elektryczny koc w chłodne noce.
Kolacja z Andrzejem to teatr na wielkim ekranie, interesująca rozmowa, do której zapraszają widza dwie odmienne osobowości. Ludzie, którzy prezentują inny sposób patrzenia na wszechświat i swoje w nim miejsce. Nie zgadzają się ze sobą, ale często znajdują wspólny punkt odniesienia. Celebrują chwilę, szanują rozmówcę, widzom pozwalają w spokoju się przysłuchiwać i odnieść się po seansie do tego co usłyszeli.
Przyznacie, że już powyższy opis wskazuje na nietuzinkowy obraz, który wyłamuje się ze wszelkich rozrywkowych ram, które przypisuje się kinu. Kamera łapie z kilku podobnych kątów dwójkę aktorów, niekiedy zerkając na kelnera. W restauracji tej klasy panuje spokojny nastrój, który sprzyja rozmowie. Nic nie odwraca uwagi od słów, spojrzeń. Słyszymy dokładnie każde zdanie, przysłuchujemy się, wyciągamy wnioski, zgadzamy się lub nie. Może i Andre Gregory jest trochę dziwakiem, miota się na arenie tego świata, szuka siebie. To wszystko prawda, ale niektórzy nie potrafią usiedzieć w miejscu, szukają swojego „ja” w różnych miejscach, dzieło przypadku opisują jak niezwykłe zrządzenie losu, tak jakby oni sami znajdowali się w centrum wydarzeń. Wally nie potrzebuje takich rzeczy, czerpie radość ze spojrzenia żony i tego samego widoku za oknem, opłaca rachunki i spłaca kredyt. To też jest życie.
Panowie nakręcili niezwykły film, który burzy schematy, wymyka się stereotypom, jest skupiony na słowie, jego znaczeniu, opowieści, historii. Nawet jeżeli nie czujecie się zaintrygowani, to jako pasjonaci kina, za których się przecież uważacie, film powinniście obejrzeć.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 110 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Louis Malle
Scenariusz: Wallace Shawn, Andre Gregory
Obsada: Andre Gregory, Wallace Shawn
Zdjęcia: Jeri Sopanen
Muzyka: Allen Shawn