Zaczyna się od spadającego meteorytu. Nie jest to jednak zwykły fragment ciała niebieskiego, a kamień napompowany miłością do horroru. Nadawcą jest James Gunn, adresatami my, wielbiciele tego gatunku. Gunn, który po Robalach zaprzedał duszę diabłu i prawdopodobnie do końca kariery będzie kręcić filmy dla Marvela (czy innych komiksowych stajenek), w 2006 roku objawił się jako twórca, który horror rozumie, darzy szczerym uczuciem i postanowił się tym podzielić ze światem. Czego tu nie ma! Inwazja porywaczy ciał, wszelkiej maści zombie, dużo z Nocy pełzaczy, nawiązania do filmów Johna Carpentera. Sporo jak na debiut.
James Gunn w swoim hołdzie dla ulubionych horrorów i jednocześnie pierwszym kinowym filmie wzniósł się na geekowskie wyżyny. Dostarcza wiele radości, odwołuje się do znanych tytułu, łechta wyczulone podniebienia fanów gatunku, ale i daje wiele frajdy ze strony samego scenariusza.
Incydent z meteorytem to początek kolejnych dramatycznych wydarzeń. Na naszą planetę inwazję planuje obcy twór, pożeracz światów, który rozpoczyna swój niecny plan od wypuszczenia robali pasożytów. Robale przenikają do ciał niewinnych mieszkańców, tam się rozwijają i przejmują wolę. „Zarażeni” od tej pory cierpią na ogromny apetyt, który najlepiej zaspokoić surowym mięsem. Natomiast pacjent zero wnet rozwinie się w mózg całej operacji. Przeciwstawić mu się może tylko dzielny policjant.
Gunn ma świetny dryg do dialogów. Autentycznie zabawne, nie raz ratują przaśne sceny i odwracają uwagę od nieścisłości. Wszystko jest tu bowiem umowne i poddane konwencji, która przyświecała amerykańskiemu nurtowi filmów sci-fi z lat 50.. Mieszkańcy miasteczka kontra zło z kosmosu. Znamienne jest to, że Gunnowi w pierwszym filmie udało się zebrać pierwszorzędną ekipę aktorską, która w mig pojęła prawidła, które rządzą horrorem zanurzonym w lekkim pastiszowym sosie. Zarówno o Michaela Rookera, jak i Elizabeth Banks oraz Nathana Filliona widać autentyczną radość i przekonanie o wartości tego unikatu. Ich aktorskie emploi, szczególnie Elizabeth Banks, chociaż nigdy dotąd nie zostało poddane takim karkołomnym próbom, to w rezultacie casting okazał się strzałem w dziesiątkę. Ale James Gunn nie wypełnił swojego filmu tylko miłością do horrorów, która notabene wylewa się z każdego zakamarka jak w finale tytułowe robale. Udowodnił, że wie co tak naprawdę kręci fanów, gore i szacunek do efektów praktycznych. Nawet jeżeli w kilku scenach wyraźnie widać nową technologie i korzystanie z dobrodziejstw CGI, to oddać trzeba, że to właśnie efekty praktyczne i mistrzowie charakteryzacji wykonali tu przede wszystkim wspaniałą, ale i tytaniczną pracę. Rozrośnięty robal pod postacią zmutowanego już Rookera, to jeden z lepszych wytworów twórczej i kreatywnej wyobraźni.
Robali nie można oglądać inaczej niż z przymrużeniem oka. Trzeba poddać się tej absurdalnej fali i zrozumieć co powodowało tę twórczą zajawkę. W rezultacie Robale słusznie zostały ochrzczone jako tytuł noszący wyraźne znamiona obrazu kultowego
Czas trwania: 95 min
Gatunek: horror
Reżyseria: James Gunn
Scenariusz: James Gunn
Obsada: Nathan Fillion, Elizabeth Banks, Gregg Henry, Michael Rooker
Zdjęcia: Gregory Middleton
Muzyka: Tyler Bates