Godzina oczyszczenia przypomina widzom jak ważnym (najważniejszym?) elementem w filmie jest scenariusz i ile można wygrać, gdy jest przemyślany i intrygujący. Ten, napisany przez reżysera Damiena LeVecka do spółki z Aaronem Horwitzem, gryzie gatunkowy horror od najlepszej strony. Jest diablo wciągający, odpowiednio krwawy, ale też przedstawia mocno zaangażowany temat opisujący i krytykujący aktualne trendy wśród użytkowników sieci.
Drew i Max prowadzą internetowy show o egzorcyzmach. De facto to Max jest gwiazdą tego przedsięwzięcia. Przystojny ksiądz wypędza na żywo przed internetową publiką demony. Jest krwawo, panowie dodają trochę pirotechniki i krwi z ketchupu. Uwijają się w godzinę, jest głośno i spektakularnie. Po programie nie można zapomnieć o żebraniu o polubienia, komentarze i subskrypcje. Idzie im nieźle, chociaż te marne kilkadziesiąt tysięcy widzów nie przyniesie upragnionej „weryfikacji” czy medalu z ziemniaka. Na szczęście już za chwilę ich notowania diametralnie się polepszą. Prawdziwy demon opanuje ciało dziewczyny aktorki, przejmie kontrolę nad show, rany cięte i szarpane już nie będą markowane. Licznik z ilością widzów oszaleje.
Scenariusz do Godziny oczyszczenia łączy w sobie to, co najważniejsze dla niezależnego kina. Jest napisany z myślą o mikro budżecie (akcja rozgrywa się w jednym pomieszczeniu z kilkoma aktorami). Niesie ze sobą ważny przekaz, a idąc dalej niejednokrotnie przeobraża się w ponurą satyrę biorąc na celownik współczesnego odbiorcę. Nie są to wnioski odkrywcze, bo każdy w teorii wie co napędza widownię i co aktualnie sprzedaje się najlepiej. Oglądając Godzinę oczyszczenia miałem jednak wrażenie, że przy gatunkowym ujęciu jest to rzecz świeża i potrzebna. Temat przewodni, czyli opętanie można traktować dosłownie, ale trzeba też jako metaforę. Kto bowiem jest bardziej opętany? Widzowie czy twórcy? Gdzie leżą i czy istnieją granice prezentowanej treści?
Twórcy wskazują i oskarżają zarówno widzów, jak i twórców. Ci pierwsi nie potrafią się zatrzymać w kreowaniu coraz bardziej brutalnego kontentu, drudzy ich napędzają swoimi reakcjami. Można napisać, że to zamknięte koło, ale po prawdzie nie trzeba za dużo wysiłku, żeby je przerwać, wystarczy zdrowy rozsądek. Godzina oczyszczenia to spore emocje, dużo dziarskich pomysłów na wykończenie krwawych scen (w tym jedna z użyciem noża, która i mnie wprawiła w osłupienie) i nieustannie rosnące napięcie. Demon ma swój niecny plan i nie cofnie się przed niczym, by zasilić publikę kolejnymi żądnymi krwi widzami, a Drew i Max będą musieli w finale obnażyć swoje grzechy przed milionami.
Można tylko żałować, że twórcy wiedząc jak małym budżetem dysponują zdecydowali się na kilka efektów specjalnych, które wymagają większego nakładu środków. To tylko mały niuans, który nie rzutuje na odbiorze całości, jednego z ciekawszych horrorów z ostatnich latach.