Rozpoczyna się kolejny dzień. Oficer dyżurny w codziennym rytuale odlicza więźniów, sprawdza cele. Kraty i osadzeni wypełniają kolejne kadry tak mocno, że wychodzą prawie poza ekran. Jest ciasno i gęsto. Pierwsze sceny gwarantują nam, że do końca seansu nie opuścimy więzienia. Miejsca jest mało, ludzi za dużo, nerwowo od samego rana. Ktoś krzyczy, ktoś się modli, reszta skanduje lub wygraża. W kolejnych scenach najczęściej widzimy ogromne stalowe pręty oddzielające recydywistów od korytarzy. Powoli ich rozpoznajemy. To osobliwa mieszanka kultur, ras i wyroków. Nikt tu nie siedzi za niewinność.
By zacząć pisać o Short eyes i zrozumieć jego wyjątkowość, wspomnieć trzeba przede wszystkim o autorze sztuki teatralnej, na której podstawie film powstał. Miguel Piñero napisał ją w wieku 25 lat podczas odsiadywania wyroku za rozbój w więzieniu Sing Sing. Nie był to zresztą pierwszy „przystanek” Piñery, bo na drodze przestępczej był już od bardzo dawna. Uzależniony od narkotyków, członek gangu od trzynastego roku życia, pierwszy raz złamał prawo w wieku siedmiu lat dopuszczając się kradzieży. Kradł, by przeżyć lata ubóstwa, później, by wkupić się w łaski gangu i wracamy do Sing Sing, w którym Piñero dostał szansę, gdy ujawnił się jego literacki talent. Short eyes oparł na własnych doświadczeniach więziennych, a tytuł odnosi się do slangowego określenia mężczyzny oskarżonego o molestowanie dzieci. Sztuka odniosła niebywały sukces, była wystawiona na Broodwayu, a Piñero wyszedł na prostą. Opuścił więzienie i pisał dalej. Short eyes zostało przeniesione na duży ekran przez Roberta M. Younga, dla którego był to pełnometrażowy debiut, a tytułową rolę zagrał Bruce Davison.
Davison wciela się w Clarka Davisa, który oskarżony o molestowanie trafia do aresztu ze złodziejami i mordercami. Nie było jeszcze rozprawy, prawomocnego orzeczenia, ale wyrok pod celą zostaje wydany szybko, chociaż znalazł się i obrońca Davisa. To jednak nie jest arena dla „Dwunastu gniewnych ludzi”, a więzienny korytarz i mała rekreacyjna salka, w której wystarczą oskarżenia, ba! pomówienia, a w ruch idzie żyletka.
Short eyes to prawdopodobnie najbardziej realistyczny dramat więzienny w historii kinematografii. Nie najbardziej brutalny, przejmujący czy chociażby wulgarny. Realistyczny, po prostu. Wyjątkowe jest tu wszystko, od przedstawionych realiów, przez ostre jak brzytwa dialogi, po naturalną, by nie napisać wyglądającą na improwizowaną, grę więźniów. Szczególny jest nie tylko sposób filmowania, ale też pomysł na przedstawienie głównego bohatera. Clark Davies to przestraszony mąż i ojciec kochający swoją rodzinę. Na pierwszy rzut oka różni go od współwięźniów wszystko, od wyglądu zewnętrznego po zachowanie, maniery, język i sposób mówienia. To młody inteligentny człowiek, który wydaje się być świadomy swoich „ułomności”, zdaje sobie sprawę z podziału na dobro i zło, jest otwarty i szczery, a jednak nie znalazł się tu bez powodu…
Short eyes to kolejna filmowa perła, nieco zapomniana i zakurzona. Kręcony w miejskim areszcie na dolnym Manhattanie filmowy obraz został „uszlachetniony” muzyką Curtisa Mayfielda, wybitnego przedstawiciela muzyki soul. Nie wątpię, że Short eyes nie przypadnie wszystkim do gustu. To kino przegadane, w zasadzie bez scen trzymających widza w ciągłym napięciu. Jednocześnie jest to kino bardzo chropowate, brudne i niemalże naturalistyczne. W swojej twardej wymowie, nie ma sobie równych.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 100 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Robert M. Young
Scenariusz: Miguel Pinero (sztuka teatralna)
Obsada: Bruce Davison, José Pérez, Nathan George, Don Blakely, Shawn Elliott
Zdjęcia: Peter Sova
Muzyka: Curtis Mayfield