Dziś mijają trzy lata od premiery Nowego Początku – w mojej ocenie najlepszego obrazu traktującego o spotkaniu ludzi z pozaziemską cywilizacją. Po dwóch mrocznych obrazach: thrillerze Labirynt i sensacji Sicario był to trzeci hollywoodzki film w dorobku Denisa Villeneuve’a. Kanadyjski reżyser stał się dzięki niemu jednym z najbardziej cenionych twórców SF – wystarczy nadmienić, że to on w 2017 roku stanął za kamerą głośnej (i kontrowersyjnej) kontynuacji kultowego Łowcy Androidów i to on obecnie pracuje nad nową ekranizacją Diuny Franka Herberta. która będzie miała premierę w przyszłym roku. Tworząc Nowy Początek Villeneuve również posiłkował się literaturą, biorąc za kanwę scenariusza głośne opowiadanie Teda Chianga Story of Your Life. W rezultacie powstała niebanalna, przepiękna i intelektualnie spełniona filmowa opowieść SF.
Przybysze czy najeźdźcy?
Obrazów o przybyszach z innej planety kinematografia zna mnóstwo, rzadko jednak są to wizje optymistyczne. W większości tych opowieści kosmici odwiedzający Ziemię mają jeden cel – zniszczyć ludzkość przy zastosowaniu swojej olbrzymiej przewagi technologicznej. Doskonale obrazuje to scena z superprodukcji Dzień Niepodległości z 1996 r., gdy kosmiczni najeźdźcy bez słowa ostrzeżenia niszczą budynek, na dachu którego znajduje się grupa pokojowo nastawionych Ziemian chcących przywitać przybyszów. Jeszcze dosadniejszą symbolikę zastosował Tim Burton w swoim Marsjanie atakują!. W obrazie tym pierwszą ofiarą wrogo nastawionych Marsjan staje się powitalny biały gołąb, symbol pokoju. Dwa najsłynniejsze filmy prezentujące inną wizję spotkania ludzkości z pozaziemską cywilizacją nakręcił Steven Spielberg, jeden z ojców „kina nowej przygody”. Mowa tu o superprodukcji Bliskie spotkania trzeciego stopnia z 1977 r. oraz familijnym E.T. z 1983 r. Później Spielberg był już dużo bardziej pesymistyczny. Ekranizując Wojnę Światów, nie pozostawił nadziei – obcy przyjadą nas zniszczyć. To ciekawe, że młody Spielberg widział w „spotkaniu z obcym” szansę na ubogacenie naszego świata, jeśli tylko podejdziemy do przybysza z dziecięcą ciekawością, wolni od uprzedzeń, których dzieci uczą się dopiero od dorosłych. Później jednak reżyser sam został „dorosłym”.
Zawsze zastanawiałem się, na ile obrazy, w których „obcy” przyjeżdżali po to, by nas zniszczyć, a my mogliśmy (i powinniśmy) jedynie się przed nimi bronić, wpłynęły na to, jak my, jako zbiorowość, postrzegamy obcych – niekoniecznie tych z innej planety.
Zależność tę doskonale rozumiał Neill Blomkamp, który w świetnym Dystrykcie 9 poprzez stosunek ludzi do kosmitów przedstawił brutalnie szczere studium ludzkiej ksenofobii. Zarówno strach jak i ciekawość są naturalnymi ludzkimi emocjami towarzyszącymi nam w sytuacji kontaktu z czymś nieznanym (zjawiskiem, kulturą itd.). Szkoda, że kino (zwłaszcza SF) na ogół żywi się tą pierwszą emocją. W Nowym Początku wyraźnie więcej jest ciekawości niż strachu. Do dziś pamiętam, że podczas oglądania filmu w kinie, blisko miesiąc po premierze, towarzyszyła mi pełna widzów sala, co dobrze pokazuje, że na takie obrazy jest bardzo duże zapotrzebowanie.
Nowe ujęcie.
Nowy Początek zaczyna się bardzo podobnie jak klasyczny film o inwazji kosmitów. Pewnego dnia Niezidentyfikowany Obiekt Latający (UFO) zawisa nad ziemią. Niedługo potem okazuje się, że takich obiektów jest więcej. Pojawiają się m.in. nad USA, Chinami czy nad terytorium Rosji. Jednak jest to wszystko, co łączy najnowszy film Villeneuve’a z typową hollywoodzką superprodukcją o kosmitach. Zwykle w tego typu opowieściach cel wizyty obcych bardzo szybko staje się jasny. Tymczasem tutaj zamiary przybyszów przez większość filmu pozostają tajemnicą. Odkryć je usiłuje wybitna lingwistka, dr Louise Banks (Amy Adams), która otrzymała od armii USA zadanie zrozumienia mowy dziwnych gości zwanych w filmie siedmionogimi. Stworzenia te przypominają gigantyczne siedmioramienne głowonogi i wydają dźwięki podobne do wielorybów. Bohaterce pomaga zdolny matematyk, Ian Donnelly (Jeremy Renner) oraz grupa wojskowych dowodzonych przez pułkownika Webera (Forest Whitaker). Warto zaznaczyć, że żołnierze, w odróżnieniu od większości hollywoodzkich filmów, nie są tu przedstawieni jako dążący za wszelką cenę do konfrontacji darwiniści.
Kim są ci dziwni kosmici? Dlaczego do nas przylecieli? Czy to naukowcy, którzy przylecieli zbadać nowy świat? Kosmiczni turyści? Zwiadowcy mający zrobić rekonesans przed atakiem, a może żołnierze, którzy chcą uśpić naszą czujność, zanim nas zaatakują? Zmagająca się z osobistą tragedią dr Banks musi „znaleźć wspólny język” z przedstawicielami obcej cywilizacji, by znaleźć odpowiedzi na te pytania. Czasu jest coraz mniej, bo opinia publiczna w wielu krajach zaczyna domagać się siłowego rozprawienia z przybyszami, a koniunkturalni politycy coraz częściej rozważają spełnienie tego żądania. Sam punkt wyjścia jest intelektualnie ciekawszy, niż większość filmów o obcych. Ciężko napisać coś więcej o fabule bez wyraźnych spoilerów, dlatego nie będę rozwijał jej dalej. Wystarczy napisać, że nieoczywista konwencja historii o obcych jest jedynie punktem wyjścia do dojrzałej rozprawy o żałobie, względności czasu oraz roli języka jako podstawowego narzędzia w komunikacji, czyli w postrzeganiu i rozumieniu świata. Jest to również piękny obraz o przekraczaniu przez ludzkość własnych ograniczeń. Epicki i kameralny zarazem – opowiada o małych dramatach i o wielkich abstrakcjach.
Siła i dialog.
W twórczości Villeneuve’a najbardziej lubię to, że jest to reżyser, który szanuje swoich widzów, co jest rzadką cechą w Hollywood. W swoich obrazach częściej stawia pytania niż udziela odpowiedzi. Ma też duży talent do tworzenia kobiecych bohaterek. Dr Banks to druga po Kate Macer z Sicario silna kobieca postać z filmów Villeneuve’a, która nie boi się zakwestionować świata rządzonego przez mężczyzn. Feministyczny wątek jest w obu obrazach dość silny. Jednak Nowy Początek jest interesujący jeszcze z jednego względu. Film Villeneuve’a jest ciekawy dlatego, że wychodzi poza opozycję siła/dialog. Dr Banks reprezentuje inne rozumienie politycznej siły – jest nim przekroczenie własnego strachu, gotowość wyjścia naprzeciw temu, co nieznane, akceptacja życia. Z tej perspektywy stara koncepcja siły (w filmie reprezentuje go generał Shang) nie jest w istocie żadną siłą, tylko nieporadną próbą zaprzeczania własnej słabości przez demonstracyjną przemoc. W tym rozumieniu jest to film o ludzkości, która odnajduje swoją siłę, wychodząc poza jej militarystyczno-lękowe rozumienie. Ludzkość, w którą, mimo pesymizmu większości swoich filmów, wierzy Villeneuve. Wierzy, że możemy nie tylko przetrwać, ale też przekroczyć własne ograniczenia. To z ducha nietzschowskie przesłanie filmu daje nadzieje, ale też stawia wyzwanie. Wielkie kino zawsze tak robi.