Jest kilka stałych punktów programu na rokrocznym świątecznym spotkaniu organizowanym przez siostry Morkan. Przede wszystkim dobra muzyka, taniec i jedzenie. Gęś jak co roku kroi pan Gabriel, który pod koniec spotkania towarzyskiego wygłasza podziękowania, ewentualnie skusi się na wyrecytowanie wiersza. Freddy jak zawsze wcięty, chociaż w te święta jakby było z nim trochę lepiej. Ciocia Julia zaśpiewa piosenkę, Gretta zagra na pianinie. Goście prowadzą żywą dyskusję o ostatnio wystawionej sztuce teatralnej. Wydaje się, że nic tu się nie zmienia. Gdy rozmowa zejdzie na drażliwe tematy, starsze panie jak zwykle zręcznie zmienią temat. Przepełnione melancholią spotkania zmuszają do refleksji, wspomnień, również tych bolesnych, które pojawiają się pod wpływem jednej nuty, jednego wersu przytoczonego poematu…
By zrozumieć nostalgiczną atmosferę unoszącą się nad filmową akcją, trzeba odnieść się przede wszystkim do literackiego pierwowzoru, opowiadania, nad którym pochylił się scenarzysta, a później John Huston. Zmarli znaleźli się w zbiorze Dublińczycy i stanowią pełne uroku spotkanie z mieszkańcami tego niezwykłego, jak czytamy w opowiadaniach Jamesa Joyce’a, miejsca. Niezwykłego, choć przecież tak bardzo prozaicznego, gdy odniesiemy się do całego kontekstu rzeczonego zbioru. Otóż Dublińczycy Joyce’a to ludzie z klasy średniej, z ojczyzny pisarza i ich zwykłe sprawy, spotkanie z dawno niewidzianym przyjacielem, odrzucenie miłości, które być może zaważyło na całym życiu, wagary w szkole czy świąteczne spotkanie jak w Zmarłych.
Nakręcony w 1987 roku jest adaptacją bardzo wierną, niektóre dialogi i scenki są przeniesione z kart opowiadania niemal dosłownie, ale jako że Zmarli to raptem 40 stron, to scenarzyści rozwinęli kilka postaci i dali im większy udział w opowieści. Najważniejszą wymową filmu jest wspomniana refleksja, która łapie cię w najmniej spodziewanym momencie. Cofasz się myślami do dzieciństwa, jednej chwili, gdy mogłeś inaczej poprowadzić swoje życie. Huston, a wcześniej Joyce, wyraźnie zaznaczyli, że nie można niczego żałować, ale warto wspominać i tymi wspomnieniami się dzielić. Zmarli to również tradycja, którą trzeba kultywować.
Wszystkie role zostały wspaniale zagrane przez weteranki i weteranów kina oraz scen teatralnych (Cathleen Delany, Helena Carroll i Donal McCann), ale również przez „młodsze” pokolenie. Nie zabrakło również córki Johna, Anjeliki.
Dla Johna Hustona Zmarli to również pożegnanie z medium, któremu poświęcił całe życie. W wieku 81 lat nie był już w najlepszym stanie. Był nałogowym palaczem, a chorobę płuc zdiagnozowano już w 1978 roku. Pod koniec życia nie mógł funkcjonować bez aparatu tlenowego, a mimo to zdecydował się na pracę do końca. Oddychać bez aparatury był w stanie tylko przez 20 minut i wtedy był najbardziej aktywny. Ciągle na wózku, wpatrzony w monitor, nierzadko z dala od głównego planu. Można się tylko domyślić, jak trudna musiała być dla niego taka forma pracy, bo Huston lubił mieć zawsze wgląd do wszystkiego. Na przekór tym przeciwnościom, doprowadził produkcję do końca. Film miał swoją premierę na festiwalu w Wenecji 3 września 1987 roku. John Huston zmarł kilka dni wcześniej. Wydaje się, że swój ostatni obraz dedykował rodzinie i przyjaciołom, spotkaniom, wspólnym chwilom, nawet jeżeli tak rzadkim, to w każdym momencie ważnym.
Czas trwania: 83 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: John Huston
Scenariusz: John Huston, James Joyce (na podstawie opowiadania), Tony Huston
Obsada: Helena Carroll, Cathleen Delany, Kate O’Toole, Anjelica Huston, Donal McCann
Zdjęcia: Fred Murphy
Muzyka: Alex North