Po sukcesie Swobodnego jeźdźca studio Universal Pictures dało Peterowi Fondzie pełną kontrolę artystyczną nad kolejnym, samodzielnym już projektem. Fonda postanowił zadebiutować reżysersko obrazem, wydaje się, bez jakichkolwiek komercyjnych pobudek i nakręcił film o poetyckim wymiarze, elegijnego Wynajętego człowieka. Kręcony latem 1970 roku w Nowym Meksyku jest opowieścią o trudnym powrocie na łono rodziny.
Wrócić z dalekiej tułaczki po bezdrożach Dzikiego Zachodu zamierza Harry (w głównej roli reżyser obsadził samego siebie). Lata temu opuścił żonę, małą córkę i pognał prerią w nieznane. Pojawia się po siedmiu latach rozczarowany, z dwójką kompanów. Przyjaciele chcą ruszyć dalej, on zostać z rodziną. Powinien się cieszyć, że kobieta pozwala mu „podnająć się” jako pracownik na farmie, na której kiedyś był panem domu. Harry nie narzeka, wie, że nie może prosić o więcej.
Scenariusz autorstwa Alana Sharpa już sam w sobie oferował spokojny nastrój opowieści, ale to Peter Fonda na stanowisku reżysera i kolejne jego decyzje wpłynęły na hipisowski nastrój unoszący się nad produkcją. Melancholijna atmosfera została przepięknie zaaranżowana przez węgierskiego autora zdjęć, niezastąpionego Vilmosa Zsigmonda (Fondzie zarekomendował go László Kovács, operator Swobodnego jeźdźca). Awangardowe ujęcia często z nietypowych kątów, z różnych perspektyw (głównie podczas scen pracy na farmie i przy kadrowaniu elementów przyrody) dały charakter czegoś „spoza” brutalnego świata Dzikiego Zachodu. Kolejnym niebanalnym wyborem był muzyk Bruce Langhorne, który nie miał on do tej pory możliwości pracy przy aranżowaniu ścieżek dźwiękowych. Muzykę komponował w swoim mieszkaniu oglądając przedstawiony mu przez Fondę film. Wywodzący się ze sceny folkowej, gitarzysta przy projektach Boba Dylana, użył instrumentów wykorzystywanych przy gatunku muzycznym, z którym był związany. Usłyszymy flet, skrzypce, banjo, a wszystko w onirycznym brzmieniu przy delikatnym, minimalistycznym tonie. Jednak nie tylko muzyka i zdjęcia zaważyły o obliczu tego nietuzinkowego, wymykającego się ze wszelkich ram westernu. Wielkie znaczenie dla ostatecznego „wyglądu” miał montażysta Frank Mazzola, którego praca tutaj przyczyniła się do nadania nieco psychodelicznej aury. Poszczególne sceny przepływają, nachodzą się na siebie, nierzadko przy slow motion płyną tempem delikatnie wkręcającego się narkotyku.
To nie jest klasyczny western, ale jak możecie powyżej przeczytać przy okazji zatrudnionych osób i podejścia do pracy, klasycznym być nie mógł. Opowieść o mężczyźnie marnotrawnym jest bardzo spokojna i prosta. Nie dostarcza wielu wzruszeń, nie ma tu niewiarygodnego napięcia i nieustannego niepokoju. Filmowy Harry nie jest rewolwerowcem z mroczną przeszłością (a przynajmniej my, widzowie, nic szczególnego o tych siedmiu latach się nie dowiemy). Jeżeli będzie musiał dobyć broń, to rzadko, zmuszony, nigdy z zimną krwią. Przez to bohaterowie w Wynajętym człowieku są bardzo ludzcy, uwikłani w ponadczasowe problemy, a sam film jest bardziej dramatem o przemijaniu bez uśmiechu.
Czas trwania: 90 min
Gatunek: western
Reżyseria: Peter Fonda
Scenariusz: Alan Sharp
Obsada: Peter Fonda, Warren Oates, Verna Bloom, Severn Darden, Ted Markland
Zdjęcia: Vilmos Zsigmond
Muzyka: Bruce Langhorne