Elio Petri, twórca kina zaangażowanego politycznie, nakręcił w 1970 roku swój najsłynniejszy obraz, Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem. Uhonorowany został między innymi statuetką Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny i po dziś dzień stanowi najlepszy przykład jak twórca filmowiec może wypowiedzieć się w istotnej sprawie. Śledztwo… to krytyka władzy i manipulatorów, którzy władzę dzierżą. Z jednej strony Petri skłania się ku ironicznym, groteskowym zabiegom, z drugiej mnie, widzowi wcale do śmiechu nie było.
Na froncie rozgrywających się wydarzeń stoi on, inspektor policji, który dopuszcza się zbrodni. Podrzyna gardło kochance (kobieta, którą trudno było zaspokoić, chciała wejść w rolę ofiary, podniecała ją władza, ale ostatecznie była nią znudzona. W tę rolę wcieliła się brazylijska aktorka i modelka Florinda Bolkan), zostawia ślady, które nawet Jacquesa Clouseau doprowadziłyby do sprawcy. Nie przyznaje się wprost, ale też nie zaprzecza. Prowadzi bardzo osobliwą grę, raz to podrzucając dowody, raz wprowadzając w błąd detektywów. Będąc u władzy lawiruje, mataczy, obserwuje postępy, ale też wygłasza górnolotne peany na chwałę mundurowych. Wszystko rozgrywa się w urzędowych trybach, które nie znoszą pośpiechu i wychodzenia poza margines, jakikolwiek. Wszelkie wychwycone podobieństwa z Procesem Kafki są jak najbardziej na miejscu, bo sama sprawa jest iście Kafkowska.
Elio Petri wręcz brawurowo prowadzi narrację żonglując jednocześnie czasem akcji. Równolegle do postępujących wydarzeń i rozgrywającego się na pierwszym planie szaleństwa poznajemy motywy zbrodni. Śledztwo… nie odniosłoby takiego sukcesu, gdyby nie Gian Maria Volontè w roli mordercy i inspektora policji. Jako faszyzujący municypalny z nienagannym wyglądem, w idealnie skrojonym garniturze przedstawia człowieka o niezwykłej charyzmie, pewnego siebie, przebiegłego kombinatora. Do końca prowadzi grę z co najmniej osobliwymi zasadami. Jest krzykliwym, nie znoszącym sprzeciwu funkcjonariuszem, który dostosowuje reguły pod aktualną sytuację. Elegancki morderca, który kpi sobie z policjantów i nie przejmuje się zaciskającą pętlą, bo raz za razem sam może ją obluzować. Jest dyrygentem, który silnym głosem i gestykulacją rozstawia po kątach podwładnych. Mając kontrolę absolutną może wskazać kolejnego obywatela poza wszelkim podejrzeniem i rozkazać go aresztować, przesłuchać, ponownie ukręcić sprawie łeb. W rytm całej niepospolicie rozgrywającej się fabuły usłyszymy świetną i intrygującą ścieżkę dźwiękową autorstwa Ennio Morricone.
Elio Petri w demaskatorski sposób przedstawił aparat państwowy i ludzi, którzy zrobią wszystko, by pozostać w roli uprzywilejowanych. Tylko urzędowy tryb życia i uprawnienia dają im poczucie spokoju. Winni zawsze się znajdą, bo Włochy z przełomu lat 60. i 70. miały na świeczniku wielu „podejrzanych” studentów, anarchistów, którzy mają dość nieporządku, niesprawiedliwości, korupcji.
Jako jeden z oryginalniejszych obrazów z gatunku kryminału film Petriego dostarcza inteligentnej rozrywki i wielu zaskoczeń. Karykatura urzędu to w gruncie rzeczy przerażająca ilustracja państwa policyjnego, kryminogennego miejsca, w którym wykluwają się patologiczne jednostki.
Czas trwania: 115 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Elio Petri
Scenariusz: Elio Petri, Ugo Pirro
Obsada: Gian Maria Volontè, Florinda Bolkan, Orazio Orlando, Arturo Dominici
Zdjęcia: Luigi Kuveiller
Muzyka: Ennio Morricone