Dziewczyny dostały kolejną szansę na rozwój, zacieśnienie przyjaźni, być może na coś więcej. Drugi sezon (recenzja tutaj) zakończył się wyjazdem do Las Vegas, gdzie GLOW będzie stałym programem w kasynie. Dla widzów była to wielka niewiadoma i szansa na zobaczenie ulubionych bohaterek w nowym środowisku, drapieżnym świecie formowanym przez blichtr i pieniądze.
Trzeci sezon przynosi wiele zmian od strony fabularnej. Niewinne podchody zamieniły się w szukanie odpowiedzi i własnego miejsca we wszechświecie, a długie spojrzenia i delikatne amory zostały zastąpione przez ostre zaczepki, konfrontacje i żądanie jasnych deklaracji. Po takim czasie każdy chciałby przecież wiedzieć na czym stoi, tak jak dziewczyny.
Od początku zdajemy sobie sprawę, że Las Vegas to przystanek i poczekalnia, a najważniejsze może przyjść po show, bo przecież nie można trwać na ringu wiecznie. Przez wymiar obyczajowy dostajemy mniej walk i mniej zapaśniczej akcji, a postaci niejednokrotnie będą miotać się z uczuciami względem siebie (między innymi Ruth i Sam). Czy mniejsza ilość pełnych uroku kiczowatych pojedynków wpływa na odbiór całego serialu? Z pewnością nie, bo na dłuższą metę i ten element mógłby być męczący dla widza. Jednak oprócz wyraźnie naświetlonej obyczajowości za fabułą stoi tym razem bardzo silny wątek społeczny i polityczny.
Wspaniale wypadają wszelkie uczuciowe rozterki, miłosne wpadki, rozmowy o związkach. Scenarzyści wiedzą, że GLOW od początku był zbudowany na podstawie sercowych rozterek, które przy klimacie ejtisów budują odpowiedni nastrój całego serialu. Wiele dobrego przychodzi więc przy pogłębianiu charakterów postaci, gdy podczas niewinnie rozpoczynającej się przygody w kolejnych odcinkach (vide wyjazd na piknik) dowiadujemy się wiele o przeszłości, traumach, a dziewczyny są zmuszone do interakcji w nietypowych dotąd parach. Te relacje dotyczą też ich dojrzewania i zmiany perspektywy, bo przecież każdy szuka i myśli o zajęciu „po” show. O ile finał sezonu drugiego dawał jasny sygnał o czym będzie sezon trzeci, grupa była w jednym autokarze, iskrzące się promienie słońca na horyzoncie dawały nadzieję na coś optymistycznego, to finał trzeciego sezonu jest wielką niewiadomą, nitki przyjaźni zostają nadszarpnięte, znajomości i okazja do zbudowania wspólnej przyszłości zakwestionowana.
Natomiast wymiar społeczny i polityczny, który zawsze mi leży na sercu (tak jak nagłaśnianie bolących spraw dotyczących mniejszości seksualnych, uprzedzeń rasowych, wytykanie zachowań seksistowskich, które uważam za misję mediów chcących nazywać siebie „porządnymi”), uważam, że tutaj obrał zły kierunek. Przez cały sezon trzeci przewijają się problemy palące współczesną opinię, które najczęściej rozbijają się o problematykę związaną z tożsamością seksualną. Twórcy słusznie zauważają, że temat nie narodził się dzisiaj, a trwa od zarania dziejów i z tymi samymi wątpliwościami musieli zmierzyć się bohaterowie GLOW. Problem ważki i potrzebny stał się aż nadto wybijający z rytmu. Oczywiście GLOW nie mógł być w nieskończoność łatwy i przyjemny i być może tak radykalne opowiedzenie się za tematem powinno wzbudzać tylko aplauz, bo stanowi o tożsamości tytułu, to jednak ja straciłem trochę serce. Nie straciłem natomiast serca dla dziewczyn jako bohaterek. GLOW to wciąż fantastycznie zagrane postaci, które w scenach wzruszających, ale i zabawnych niezmiennie kradną show.