Dwójka zawieszonych gliniarzy nie zamierza zalegać na kanapie przez sześć tygodni ustalonej kary. Wykorzystują kontakty i postanawiają „dorobić” na boku.
Dragged Across Concrete to najbardziej złożony i przemyślany projekt Zahlera. Prowadzony z żelazną wręcz dyscypliną jest jak makaron gotujący się na kuchence elektrycznej z palnikiem nastawionym na dwójeczkę. Będzie się gotować długo, ale w końcu, ostatecznie… znacie finał. Zahler to mistrz slow burn cinema, a przecież to dopiero jego trzeci obraz w karierze. Film przycięty na miarę solidnego neo-noir jest przede wszystkim trafną obserwacją kondycji współczesnego człowieka. Wbrew bowiem głosom, jakoby Dragged Across Concrete był rasistowski i seksistowski jest przecież tylko skadrowanym obrazem sfrustrowanego mężczyzny, kobiety z podciętymi przez prozę życia skrzydłami. To opowieść o stagnacji i przemożnej chęci poprawienia swojego losu i o drodze, która do zmiany wiedzie. U Zahlera tylko przez zbrodnię.
Na swojej autorskiej drodze Zahler nie korzysta ze skrótów, musi prowokować, musi być czasem bezczelny i chamski, ale robi to, by przedstawić brutalne reguły gry, zarysować kontekst i przedstawić motywy.
To, co mnie szczególnie uderzyło w filmie, to jego absolutna prawda i szczerość świata przedstawionego (zarówno jeżeli chodzi o zobrazowanie czynników ludzkich, ale i w kwestiach formalnych samego filmowego medium). Praca policyjna jest nudna (siedzenie i wielogodzinna obserwacja), rutyna dnia codziennego jest dołująca, bo przecież codziennie trzeba wrócić do tego samego mieszkania, w którym czeka chora żona i córka, na którą plują na ulicy. Dla recydywisty jedyną opcją na wyciągnięcie bliskich z kłopotów jest ponowne uwikłanie się w kryminał. Jednocześnie świat Zahlera jest bardzo prosty, tak samo jak zasady, których trzeba się trzymać. Tutaj każdy może wziąć udział w polowaniu na lwy, ale nie każdy może zgarnąć trofeum.
Craig S. Zahler w mistrzowski sposób podkręca napięcie w swoim thrillerze, a pomagają mu w tym wybitnie obsadzeni aktorzy. Zarówno Vince Vaughn, jak i Mel Gibson to klasa sama w sobie, czuć tu pełne zrozumienie reżyserskich intencji, wyraźnie widać motywy, niewidzialną nić porozumienia pomiędzy dwoma gliniarzami, którzy decydują się na desperacki krok. Ale oprócz pierwszoplanowych ról, Zahler nie zapomniał „napisać” tych drugoplanowych, jak się okazuje bardzo istotnych dla całego przekazu. Chociażby postać kobieca (którą błędnie można odczytać jako stworzoną przez męskiego szowinistę), doskonale zagrana przez Jennifer Carpenter, jest ilustracją przemocy, która w sekundę może zdmuchnąć życie. Mniej istotna jest krytyka nieczułego systemu zmuszającego matkę do powrotu za biurko czy też obraz mężczyzny konformisty, który zarabia mniej (czy nawet chwilowo jest bez zajęcia) i wypycha żonę niemal pod kulę.
Nie da się jednak ukryć, że Zahler kręci kino męskie i to mężczyźni w Dragged Across Concrete zostają popchnięci przez reżysera do działania. Uwikłani, zdesperowani, stawiają na szali życie swoje i swoich najbliższych, a motywy są bardzo prozaiczne, brutalnie wyrwać od życia to czego nie są w stanie zdobyć uczciwą pracą. Znamienne jest, że twórca nie ingeruje w rozgrywkę filmowych bohaterów. Usuwa policję (tą w pełni praworządną), poboczne zdarzenia, które mogą wpłynąć na przebieg akcji, są tylko strony konfliktu i złoto. Jak na Dzikim Zachodzie, do którego współczesna Ameryka jest tu przyrównywana.
W dobie filmów i twórców, którzy czerpią od siebie nawzajem, Zahler gotuje z całkowicie innych składników. Jego Dragged Across Concrete (z całkiem sympatycznym polskim tytułem Krew na betonie) to ekranowa miazga, jedyny w swoim rodzaju poemat o fatalnym losie i kilku złych decyzjach, które zostały jednak podjęte z pełną świadomością. O frustracjach we współczesnym świecie, niesprawiedliwościach społecznych i o ciężkim losie zwykłych zjadaczy chleba, którzy chcieliby czegoś więcej, bo niby dlaczego nie? Wybitny.