Omówienie pierwszego sezonu zakończyłem stwierdzeniem, że AMC odważyło się na wypłynięcie Terrorem w obszary dotychczas zarezerwowane dla HBO czy Netflixa i nie utknęło w lodzie. W lodzie, bo poprzedni sezon serialu oparty był na znakomitej powieści Dana Simmonsa o tym samym tytule, której bohaterami byli członkowie ekspedycji polarnej pod przywództwem kapitana Johna Franklina. Ekspedycja po dziś dzień pozostaje największą tragedią w historii brytyjskiej eksploracji, przykrym przypomnieniem czym kończy się nacjonalistyczne napuszenie i brak szacunku dla sił natury. Zaskoczeniem była już informacja, że serial będzie kontynuowany. Tym ciekawiej zrobiło się gdy producenci ogłosili, że akcja drugiego sezonu rozgrywać się będzie w 1941 roku w niesławnych obozach internowania jakie powstały w Stanach Zjednoczonych dla ich własnych obywateli o japońskich korzeniach. Feralną ekspedycję Franklina od losów japońskiej mniejszości dzieli prawie 100 lat, całkowicie różni się tło społeczne i sytuacja historyczna. Czy pomimo sporych różnic obie historie może łączyć tytułowy terror?
Jest początek grudnia 1941 roku, na małej sztucznie utworzonej Terminal Island w hrabstwie Los Angeles. Tymczasowa wyspa jest domem dla zżytej ze sobą społeczności japońskiej, która odznacza się przedsiębiorczością ale i poszanowaniem dla tradycji. Zamieszkująca wyspę rodzina Nakayama nawet bez wielkiego konfliktu znajduje się w trudnym położeniu. Głowa rodziny Henry (Shingo Usami), jest szanowanym rybakiem ale jego syn Chester (Derek Mio) idzie odważnie dalej i całkowicie porzuca wyuczony przez ojca zawód by stać się fotografem. Krzywo patrzy na klątwy i zabobony przywiezione jeszcze z Japonii, swobodnie brata się z rozlokowanymi na wyspie amerykańskimi żołnierzami. Wdaje się również w romans z pielęgniarką meksykańskiego pokolenia o imieniu Luz (Cristina Rodlo). Ich związek oraz życie całej społeczności Terminal Island staje pod znakiem zapytania gdy atakując Pearl Harbor, Japonia wypowiada wojnę Stanom Zjednoczonym. Rodzina Nakayama oraz członkowie mniejszości zostają uznani za zagrożenie dla bezpieczeństwa i relokowani do obozów internowania.
Horror bycia przerzuconym siłą do niewysprzątanych stajni, potęgowany jest przez przypadki spotkań z Bakemono, przerażającą zmiennokształtną zjawą zdolną opętać swoją ofiarę. Wraca znane nam z pierwszego sezonu poczucie, że nikt nie jest bezpieczny, że gdzieś tam w zasnutej mgłą oddali czai się coś śmiertelnie niebezpiecznego. Znakomicie podkreśla to zatrudnienie do jednej z ról legendarnego George’a Takei, który doświadczył internowania jako kilkuletnie dziecko. Twórcom pod producenckim kierunkiem Ridleya Scotta udało się sprawić, że przejmujemy się losami realistycznie zarysowanych postaci, które w historycznych realiach zmagają się z nadnaturalnym zagrożeniem. Równocześnie owa mieszanka ani przez moment nie wydaje się niedorzeczna czy nużąca. Choć całkowicie zmieniły się realia i postaci, nietknięta pozostała istota serialu, doskonale wyrażająca się w zasłużonym i wymownym tytule Terror: Dzień Hańby.