W rok wcześniej nakręconym Stań przy mnie, klasycznym tytule z nurtu coming of age, Rob Reiner na przykładzie wyprawy grupki dzieciaków przedstawił cały ich rytuał przejścia. Informacja o zwłokach rówieśnika była dla nich punktem zwrotnym w młodzieńczym okresie, sytuacją, w której zrzucali skórę nastolatków i mogli stać się dorosłymi, ukształtować na nowo, zacieśnić przyjaźnie, wykazać się. W W zakolu rzeki informacja o trupie szkolnej „przyjaciółki” jest skwitowana suchym: „Chodźmy ją zobaczyć”, a po beznamiętnych oględzinach leżącej nad brzegiem rzeki nagiej Jamie młodzież wraca do szkoły. Nie będzie dorastania, ani chwalebnej młodzieńczej eskapady. To pokolenie X ze stępioną empatią, bez planów i ideałów.
O zwłokach już wiecie. Dziewczynę zamordował szkolny, średnio rozgarnięty dryblas, który powiadamia o tym najbliższych kumpli. Wśród nich jest Matt (Keanu Reeves), który w pewnym momencie sam się chyba dziwi swojej apatycznej postawie. Jest Layne (Crispin Glover), który kreuje się na przywódcę „gangu”, są i dziewczyny. Ale to nie koniec wyliczania mało przyjemnej menażerii. Zło, a raczej zobojętnienie na nie, jest rozsiane po całym miasteczku i maluje się na facjatach wszystkich łapanych w obiektyw małolatów. Jako widzowie będziemy mogli zobaczyć jak sprawa, która wydaje się być przecież tą najważniejszą, dla nich (bohaterów) jest tak mało istotna.
Reżyser Tim Hunter udowodnił swoim W zakolu rzeki, że gniewną, wyzutą z uczuć młodzież można wstawić i w kolorowe filmowe lata 80. Zapewne nie przewidywał, że 30 lat później, w zalewie obecnej nostalgii za „ejtisami” jego film zajmie pozycję wyjątkową, a dokładniej rzecz ujmując stanie zupełnie z boku, bo chociaż obrośnięty kultem, jest obrazem kompletnie niepasującym do reszty „wspomnieniowych” seansów. Odbiera się go przez to inaczej. Jest wciąż bardzo aktualny (niestety), ale jednocześnie w żaden sposób nie można go zaproponować na podwójny seans z jakimkolwiek obrazem o młodzieży z lat 80. Hunter był pod tym względem pionierem, bo prawdziwa filmowa fala o pokoleniu X miała dopiero nadejść wraz z kinem Gregga Arakiego.
Gdybyśmy jednak chcieli porównać film Huntera z najbardziej znanymi przedstawicielami z nurtu coming of age z lat 80., różnice dostrzeżemy bardzo szybko. Jako film jest poważniejszy, depresyjny, a „z wyglądu i zachowania” jest jak ten starszy typek, który oblał kilka klas i siedzi teraz pochmurny z młodszymi, pełnymi nadziei, uśmiechniętymi dzieciakami w sali lekcyjnej. Nastolatków z W zakolu rzeki nie dotyczy więc jakże pokrzepiająco brzmiące coming of age (nawet jeżeli dorastanie bywa bolesne), bo jest w nich coś na tyle przerażającego i na tyle niechlubnego, że uważamy, iż nie zasługują na wszystkie pozytywne aspekty łączone z inicjacją.
Film przedstawia młodych ludzi w pewnym odrętwieniu, w oderwaniu od rzeczywistości, którą wydaje nam się, że znaliśmy, tak jak wydawało nam się, że potrafimy przewidzieć ludzkie zachowania w takich ekstremalnych przecież sytuacjach. A jednak film nie dość, że portretuje pewien społeczny przekrój, to portretuje go dość wiernie odnosząc się do prawdziwej zbrodni, która wydarzyła się w 1981 roku (morderstwo 14-letniej Marcy Renee Conrad w mieście Milpitas w Kalifornii). Zwłoki zgwałconej i zamordowanej dziewczyny, którymi „chwalił” się morderca mogło zobaczyć nawet kilkanaście osób i nikt nie zgłosił tego faktu policji przez trzy dni.
Jednak Tim Hunter zrobił coś więcej niż tylko dał wyraz pewnego filmowego buntu wpisując się w nurt, który nigdy na dobre nie wybuchł. W zobrazowaniu młodzieńczych postaw bliżej mu bowiem do lat 70., a koresponduje z nimi postać grana przez Dennisa Hoppera. Jego Feck, lokalny diler, który najwięcej serca ma do dmuchanej seks zabawki okazuje się w kluczowym momencie zmienić bieg wydarzeń. Tak jakby „sflaczały” na pozór easy rider miał jeszcze w sobie ukryte pokłady ikry, które chował na specjalną okazję (nawet jeżeli wszystkie działania należałoby przypisywać jego szaleństwu).
Jeżeli rozpatrywać film Huntera jako jeden z ciekawszych przykładów kina niezależnego, to chciałbym o nim również pisać jako o obrazie stojącym w twardej opozycji do całej ejtisowej fali, nowej przygody, Gooniesowej drużyny oraz jako o zachęcie dla całej reszty filmowych partyzantów, którzy mogliby opowiedzieć inaczej o rzeczach najważniejszych.