John Huston co jakiś czas w swojej twórczości powracał do przedmiotu wiary i eksplorował gatunki na wskroś obejmujące tematykę wyznaniową. Jednak czy to kusił swoich bohaterów (Bóg jeden wie, panie Allison, ale i Noc Iguany), czy pozwalał im dostąpić boskości (Człowiek, który chciał być królem), czy wręcz dosłownie podchodził do najważniejszego dla chrześcijan zbioru ksiąg (Biblia z 1966 roku), to zawsze przedstawiał się jako twórca, który z szacunkiem odnosił się do aspektów religijnych.
W Mądrości krwi, która jest ekranizacją powieści Mary Flannery O’Connor (wydana w 1952 r.), John Huston miał być może zadanie najtrudniejsze w swojej karierze filmowca. Temat jest o tyle ambitny, co przede wszystkim trudny do przełożenia na filmowy język, a opowiada o labiryntach wiary, samotności i fałszywych prorokach oraz tych, którzy chcą nieść słowo, ale najtrudniej jest im udowodnić, że w swoich przekonaniach są szczerzy. W rezultacie wynikają z tego rzeczy nie tylko gorzkie, ale wręcz tragiczne w swoich skutkach.
Sama Mądrość krwi, jako jeden z ciekawszych filmów o tematyce religijnej, przedstawia również w sposób niezwykle bezkompromisowy świat wyrachowany i zimny. Tacy są ludzie, którzy otaczają młodego Hazela Motesa, wojennego weterana (być może jedna z najlepszych ról w karierze Brada Dourifa, nawet mając na uwadze tą z Lotu nad kukułczym gniazdem). Zagubiony, samotny, ale zdecydowanie nie szukający towarzystwa, antypatyczny (jak wszyscy w filmie) ma problem z wiarą. Chrystus go zawiódł (prawdopodobnie na wojnie) i Hazel przybiera teraz szaty proroka i zakłada kościół wierzących bez Chrystusa. Mądrość krwi, którą można scharakteryzować jako kino drogi jest również pochwałą wolnej woli (a gdy się zastanowić, może to być prawdopodobnie główny i najważniejszy motyw filmu).
Chociaż Mary Flannery O’Connor (a idąc za nią również i John Huston) dotyka w sposób całkowity motywu wiary, to wydaje mi się, że wspomniana wolna wola jest dla twórców najważniejsza. Taki jest również ostateczny wybór Motesa. Można mieć z tym problem, można stać z boku i pytać po cichu: „Co żeś uczynił człowieku?”, ale nie można odmówić mu, że zrobił to z premedytacją i w myśl własnych przekonań. Z drugiej strony, gdy prześledzi się dokładnie akcję filmu, główny bohater kilkukrotnie działał bardzo pochopnie, czy jak to sam próbował wyjaśnić dzięki „mądrej krwi”, która w nim płynęła. Jak więc odczytywać ostatecznie przesłanie? Jako gloryfikację wolnej woli? I jak ją właściwie rozpoznać? Czy jest to działanie w pełni świadome czy podyktowane głupiemu i nierozsądnemu odczytywaniu znaków, albo własnej słabości umysłu. Pytań więc stawia John Huston wiele i nie trudno się w tym natłoku fabularnych nitek pogubić. Warto jednak dać szansę Mądrej krwi ze względu na ekscentryczność, ale też na kilka innych godnych uwagi elementów. Ciekawa jest obsada, bo oprócz fantastycznie obsadzonego Dourifa na ekranie możemy zobaczyć w roli niewidomego kaznodziei Harry’ego Dean Stantona czy chociażby Amy Wright, która tutaj dała prawdziwy popis. Ale Mądrość krwi to też świetna ścieżka dźwiękowa, w której kompozycje Alexa Northa (który w całej karierze został autorem do pięciu filmów Johna Hustona) krążą wokół muzyki bluegrassowej. To nie jest łatwy w odbiorze film, potrafi rozczarować tempem, niejasnym przekazem, surrealistycznym niekiedy klimatem. Ale czy próba opowiedzenia o wierze nie powinna być właśnie taka? Na pierwszy rzut oka niedostępna, po zagłębieniu się w nią… intrygująca.
Czas trwania: 106 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: John Huston
Scenariusz: Mary Flannery O’Connor (powieść), Benedict Fitzgerald, Michael Fitzgerald
Obsada: Brad Dourif, Dan Shor, Harry Dean Stanton, Amy Wright, William Hickey, Ned Beatty
Zdjęcia: Gerry Fisher
Muzyka: Alex North