Jeong-beom Lee, koreański reżyser, twórca niekwestionowanego hitu Ajeossi (The Man From Nowhere) z 2010 roku i kilku mniej udanych filmów (między innymi No Tears for the Dead z 2014 roku) powrócił w dobrym stylu. Jego Jo-Pil Ho: Narodziny furii to gęste neo-noir sięgające po bohatera pełnego wad, brudnego gliniarza, który pod wpływem kolejnych wydarzeń ma szansę się zmienić. Nie jest to gliniarz, za którym stoimy murem, nie jest też szczególnie predysponowany do swojej roboty, a tym bardziej nadchodzącej filmowej akcji. Nie jest ani twardzielem, ani też szczególnie pewnym siebie mężczyzną. Prowadzi lewe interesy, szantażuje drobnych złodziei i regularnie z ich pomocą robi przekręty i kradnie. Ciągle na celowniku wydziału wewnętrznego jakoś lawiruje pomiędzy oskarżeniami i wychodzi na swoje. Jest też wyjątkowo i niepoprawnie wyluzowany co do swoich procederów. Jednak to płotka w świecie prawdziwego kryminału. Nawet nie zdaje sobie sprawy w jakie wpadł szambo, gdy jego „interesy” zetkną się przez zupełny przypadek z aferą, w którą zamieszana jest jedna z czołowych koreańskich korporacji.
Fanów Ajeossi trzeba od razu poinformować, że to nie jest film akcji. Nie ma pościgów, żadnego martial arts, nawet strzelaniny nie zobaczycie! Jest kilka bójek i mocny finał, trochę niespodziewany, ale dający ogromną satysfakcję. To szorstki thriller z typem bohatera, którego bardzo sobie w kinie cenię. Facet, którego trudno lubić, a jednak reżyser konsekwentnie doprowadza do jego przemiany. Pcha go do krawędzi i potwierdza, że nawet Dawid może zaszkodzić Goliatowi.
Czas trwania: 127 min
Gatunek: kryminał, neo-noir
Reżyseria: Jeong-beom Lee
Scenariusz: Jeong-beom Lee
Obsada: Sun-kyun Lee, Young-yu Lee, Hae-Joon Park
Zdjęcia: Kim Sung-An
Muzyka: Sim Hyeon-jeong