Każdy kto miał okazję zetknąć się ze znakomitą, wydaną w 2016 roku, książką Marty Abramowicz Zakonnice odchodzą po cichu lub obejrzeć, niedawno wyemitowany przez francusko-niemiecką stację Arte, wstrząsający film dokumentalny pt. Wykorzystywanie seksualne zakonnic przez księży i inne nadużycia, musiał dojść do przykrej konkluzji, iż żeńskie klasztory często zamiast miejscem religijnej kontemplacji, są w istocie bastionami patriarchalnego porządku świata. Ta, w mojej ocenie, ciągle jeszcze nie odkryta w sposób na jaki by zasługiwała, przestrzeń mogłaby posłużyć jako idealne tło dla wielu filmowych opowieści. Gdy przeczytałem, że twórcy horroru Zakon Świętej Agaty zamiast w kolejną opowieść o nawiedzonym klasztorze (jak kuriozalna Zakonnica z zeszłego roku, która bardziej, niż kino grozy, przypominała kolejną cześć Strasznego filmu) będą celować w horror bardziej psychologiczny, to moje zainteresowanie produkcją gwałtownie wzrosło. W dobie rozwijającego się horroru, czy zwłaszcza post-horroru, kiedy to właśnie filmy grozy stały się najbardziej progresywnym, przełamującym schematy i reformatorskim gatunkiem filmowym, liczyłem na przepełnioną grozą wiwisekcję patriarchalno-autorytarnej struktury społecznej. Choć pierwsze zwiastuny tonowały nieco moje oczekiwania, to ciągle najnowszy obraz Darrena Lynn Bousmana zapowiadał się jako, w najgorszym razie, solidny horror przepełniony duszną atmosferą wszechogarniającego terroru. Niestety, Zakon Świętej Agaty okazał się nie tylko filmem pozbawionym jakichkolwiek artystycznych ambicji, ale również zwyczajnie nudnym i pod wieloma względami anachronicznym.
Stany Zjednoczone, konserwatywna Georgia, końcówka lat 50. Młoda kobieta, Mary (debiutująca Sabrina Kern), ucieka wraz ze swoim chłopakiem przed piekłem swojego rodzinnego domu. Niestety, jej wybranek, podrzędny muzyk i drobny przestępca, Jimmy (Justin Miles), nie potrafi być dla niej ani psychicznym, ani finansowym oparciem. Na domiar złego, Mary odkrywa, że jest w ciąży. Opuszczona przez wszystkich dziewczyna postanawia poszukać schronienia w położonym na odludziu tytułowym przybytku. Miejsce, które wydawało się straumatyzowanej kobiecie azylem, okazuje się być prawdziwym piekłem na Ziemi. Zakonem kieruje despotyczna matka przełożona (uroczo przerysowana Carolyn Hennesy) ustanawiająca surowe zasady, za których złamanie grożą bardzo dotkliwe kary.
Być jak James Wan
Bez wątpienia najmocniejszą stroną Zakonu Świętej Agaty jest bardzo dobra oprawa wizualna. Mroczna scenografia, sprawna praca kamery oraz dobra gra świateł sprawiają, że w obiektywie Josepha White’a tytułowy zakon jawi się jako rzeczywistość wyjęta z sennego koszmaru. Jeśli dodamy do tego interesującą ścieżkę dźwiękową odsyłającą do takich filmów jak Dziecko Rosemary Romana Polańskiego i Suspiria Dario Argento, to całość nabiera intrygującego klimatu. Darren Lynn Bousman po raz kolejny udowodnił, że jest świetnym filmowym stylistą, który ze skromnego budżetu potrafi ulepić coś wizualnie ciekawego. Niestety, w Zakonie… powraca również to, co zwykle było główną bolączką jego filmów – nienajlepszy scenariusz. Bousman zyskał popularność, gdy w 2005 roku przejął Piłę po Jamesie Wanie. Następnie, podobnie jak on, po porzuceniu tej serii, próbował kręcić horrory mniej krwawe, a bardziej wyrafinowane. O ile jednak Wanowi, który jest zdecydowanie bardziej samoświadomym twórcą, sztuka ta się udała i dziś jest to jeden z faktycznych ojców renesansu współczesnego horroru (wystarczy przypomnieć takie filmy jak Obecność, czy Naznaczony), o tyle Bousman to ciągle reżyser dobrze się zapowiadający, którego kolejne filmy to, w najlepszym razie, filmowe ciekawostki.
Pornografia Przemocy
Zakon Świętej Agaty był dla Amerykanina szansą na artystyczny rozwój. Sama historia miała w sobie ogromny potencjał na sugestywną, mrożącą krew w żyłach opowieść o jednostce w totalitarnej machinie, zinstytucjonalizowanej przemocy, czy też patriarchalnej strukturze, która… może być również zarządzana przez kobiety. Niestety, Bousman nie wykorzystuje tej szansy i zamiast horroru psychologicznego serwuje nam coś na pograniczu nunsploitation. Reżyser nie potrafi wyjść poza dosłowność, przez to przemoc w filmie jest tak groteskowa, że wręcz karykaturalna. Obrazowi brakuje subtelności, przez to cierpi realizm, a my z czasem dochodzimy do wniosku, że twórcy nie chodzi o nic więcej, niż o zabawę w ciągłe pastwienie się nad swoimi bohaterkami. Zakon Świętej Agaty nie broni się nawet jako dzieło czysto rozrywkowe. Brak mu napięcia, a wszystkie zwroty akcji są do tego stopnia czytelne, że nawet mało uważny widz bez problemu je wszystkie przewidzi. Co gorsza, przez większość filmu historia drepcze w miejscu, przez co z ekranu wieje nudą, a jedynymi atrakcjami, jakimi twórcy chcą umilić nam seans, są kolejne psychiczne i fizyczne tortury jakim poddawana jest Mary i inne dziewczyny. Mamy więc zmuszanie do zjadania własnych wymiocin, zamykanie w trumnie, odcinanie języka oraz (last but not least) duszenie przy pomocy… pępowiny. Co gorsza postacie (może poza główną bohaterką) przez cały film pozostają tak nijakie, że trudno się z nimi utożsamić, czy też przejmować ich losem.
Czas trwania: 90 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Darren Lynn Bousman
Scenariusz: Andy Demetrio, Shaun Fletcher, Sara Sometti Michaels, Clint Sears
Obsada: Sabrina Kern, Carolyn Hennesy, Courtney Halverson, Seth Michaels
Zdjęcia: Joseph White
Muzyka: Mark Sayfritz