Zaczyna się od akcji dywersyjnej Bonnie i Clyde’a i uwolnienia kilku osadzonych z więzienia. Jest to moment zwrotny dla bandytów, bo dla wymiaru sprawiedliwości zmienił się od tej pory priorytet. Nie chodziło już o złapanie pary złoczyńców, a o ich zabicie. To ten incydent zawiązuje właściwą akcję. Naczelnik więzienia poprzysiągł zemstę i zaangażował do akcji emerytowanego strażnika Teksasu, słynnego Franka Hamera (Kevin Costner), który na koncie miał już w tamtym czasie 50 wyjętych spod prawa. Sięgając znowu po broń i wkraczając na wojenną ścieżkę Hamer nie odpuścił do końca, był skrupulatny, poruszał się tym samym co złoczyńcy samochodem, używał tej samej broni co Bonnie i Clyde, w końcu wytropił ich i wyeliminował. Znacie tę historię, ale od drugiej strony. Nie było negocjacji, sprawę zakończył palec na spuście i kanonada z automatów.
Prawdą jest, że The Highwaymen nie wychodzi poza ramy policyjnego procedurala, na którego realizację wyłożono 50 milionów dolarów. Ikony popkultury zostały obdarte ze swojego blichtru. To mordercy, zwierzęta, które nie zasługują na życie, tak o nich najczęściej mówią stróże prawa. Gdy jeden z policjantów przyznaje, że miał na muszce Bonnie, ale nie strzelił, dostaje deprymującą pogadankę i karcące spojrzenie Hamera.
Reżyser John Lee Hancock próbuje przybliżyć współczesnym widzom kawałek historii o uciekinierach, a na drugim planie wciąż można obserwować rosnące uwielbienie i kształtującą się legendę. Przedstawione zostało kilka scen z biograficznej karty kochanków. Trzeba przyznać, że główne aspiracje reżysera można uznać za spełnione, gdyż oprócz tego, że opowiedział rzetelnie, to udało mu się na przykładzie dwójki głównych bohaterów (do Hamera dołączył Maney Gault, w którego wcielił się Woody Harrelson) przedstawić bezpowrotną zmianę czasów, jako nostalgiczne westchnienie „kiedyś to było”. W tym właśnie tonie przyjdzie nam kluczyć aż do finału. Telewizyjny sznyt jakim obarczony jest The Highwaymen nie zaszkodził produkcji. Faktem jest, że wspomnianych 50 milionów tutaj nie widać, a całość wypada skromniej w swoim ujęciu niż obraz Arthura Penna Bonnie i Clyde sprzed pół wieku. Hamer i Gault są już zmęczeni, zrezygnowani, a już na pewno nieprzygotowani na zmianę warty i nowy rodzaj przestępców, brutalnych i przesiąkniętych złem. Postanawiają jednak doprowadzić sprawę do końca.
To inna historia, która z filmem sprzed ponad 50. lat łączy się najpełniej i najmocniej w finale, w którym twórca zdaje się mówić, że i dzisiaj niektóre sceny trzeba przedstawić bez ogródek. Nie miał szans Netflix ze swoim The Highwaymen wznieść się do poziomu Bonnie i Clyde Arthura Penna. Z drugiej strony, nie można pod żadnym kątem złapać w jednym ujęciu obu obrazów, oprócz łączących ich wydarzeń. Inne jest wszystko, od tempa, przez stylistykę, aż do wymowy – para policjantów, a głównie Frank Hamer powracający do służby strażnik Teksasu (tylko i wyłącznie w związku z tą fuchą) żyje w warunkach innych niż gros społeczeństwa dociskanego przez wielki kryzys.
Pomysł na zrealizowanie opowieści o Franku Hamerze krążył już po filmowych studiach od 2005 roku, a początkowo w parę stróżów prawa mieli wcielić się Robert Redford i Paul Newman. To by było! Jednak nie ma co narzekać. Kevin Costner (nieco zachowawczy) i Woody Harrelson (bardziej wylewny) odnaleźli się dobrze w powierzonych im rolach. Bohaterów łączy krwawy łańcuch opowieści, gdy uganiali się konno za przestępcami, dobijali rannych przy zachodzącym słońcu, a przy przy „żywy lub martwy” na pierwszy człon zdania nie zwracali uwagi.
Czas trwania: 132 min
Gatunek: dramat, kryminał
Reżyseria: John Lee Hancock
Scenariusz: John Fusco
Obsada: Kevin Costner, Woody Harrelson, Kim Dickens, Kathy Bates, John Carroll Lynch
Zdjęcia: John Schwartzman
Muzyka: Thomas Newman