Niezbyt urodziwa 16-letnia Jo (Rita Tushingham) mieszka ze swoją niezbyt urodziwą matką w robotniczej dzielnicy. Wynajmują mieszkanie, a gdy zbliża się czas zapłaty czynszu, ulatniają się i wynajmują kolejne. Są na siebie skazane w świecie, gdzie dominuje brak uczuć i wyzierająca z każdego spojrzenia samotność. Matka Jo, Helen (Dora Bryan) to sfrustrowana kobieta, która przebiera w kochankach póki jeszcze może, nie odmawia sobie używek, a córce na każdym kroku przypomina, że jest jej życiowym balastem.
Jo mając za wzorzec tylko jeden przykład wchodzi w ten sam schemat. Spędza noc z marynarzem, który wnet obiera kurs na kolejny port. Wkrótce Jo zostaje porzucona przez matkę (tej kroi się kolejny związek z przypadku i ślub) i stwierdza, że jest w ciąży. Jedyną ciepłą osobą w życiu nastolatki jest Geoffrey, homoseksualista odrzucony przez społeczeństwo. Zostają przyjaciółmi, a chłopak zaczyna się prawdziwe troszczyć o Jo.
Smak miodu jako jeden z reprezentantów brytyjskiej nowej fali nie jest naznaczony jednak charakterystycznym dla nurtu gniewem, a filmowiec-buntownik Tony Richardson, chociaż opowiada wyjątkowo gorzko, to ze sporą dawką humanizmu. To po prostu smutny przykład zataczającego się koła na życiowej koleinie. Pomimo kilku ciepłych momentów, twórca w finale nie daje nam zapomnieć, że historia matki musi się powtórzyć.
Smak miodu spełnia większość założeń, które zdefiniowały brytyjską nową falę. Filmy powstałe z potrzeby mówienia „jak jest”, a nakręcone pomiędzy 1959 a 1963 rokiem stanęły w konfrontacji do mainstreamu. Oferowały coś innego, tak jak Smak miodu, obraz ludzi z sąsiedztwa, biednych, niekochanych, umorusanych prawdziwymi życiowymi problemami. Bohaterzy Smaku miodu są właśnie tacy. Geoffrey i Jo wychowani w cieniu wielkich fabryk, spacerujący po wysypiskach, przy kanale, do którego elektrownia ładuje ścieki, obok na tratwie bawią się dzieci. Tutaj filmowcy odnajdują gniew, miłość, zazdrość i wszystkie inne ludzkie uczucia. Kręcony w naturalnych plenerach, przy zachowaniu prostych środków formalnych, niekiedy w dokumentalnym stylu Smak miodu jest w zasadzie zlepkiem kilku epizodów, ale przestawionych niezwykle szczerze i bez ubarwień. W tym czarno-białym obrazie, z aktorami, którzy doskonale oddali ducha artystycznych założeń, kryje się cała prawda o życiu, które w tym przypadku nie jawi się jako niesprawiedliwe, a raczej skłaniające do słusznej refleksji, że inaczej być tutaj nie może. Tony Richardson nie punktuje bowiem ani klasy społecznej, ani różnic wynikających ze stopnia zamożności. Najważniejszy jest u reżysera człowiek, który ma możliwości, a i państwo nie jest w stosunku do swoich obywateli opresyjne. Jo chociaż porzuca szkołę, to ma pracę, wynajmuje mieszkanie. Fatum jest jednak nieubłagane, brak uczuć odbija się na przynależności Jo do kręgu samotników złapanych w utkaną przez smutny los pajęczynę.
Czas trwania: 101 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Tony Richardson
Scenariusz: Shelagh Delaney (na podstawie sztuki teatralnej), Tony Richardson
Obsada: Dora Bryan, Rita Tushingham, Robert Stephens, Murray Melvin
Zdjęcia: Walter Lassally
Muzyka: John Addison