Jest taka kwestia w Przemytniku, w której dobijający do 90 lat Earl (Clint Eastwood) tłumaczy dlaczego tyle życia poświęcił kwiatom: „Opiekujesz się nimi, zakwitają, a później umierają. Warto je pielęgnować”. „Tak jak rodzinę” – odpowiada żona, z którą Earl rozstał się właśnie przez swoje zaniedbania na rodzinnym polu. Pomimo całej sympatii do ikony kina amerykańskiego, do człowieka, który dał mi setki godzin kinowej radości, wzruszeń, akcji, dramatycznych epizodów, nie mogę uciec od słów, które cisnęły mi się na usta jako pierwsze po seansie – uroczy banał.
Banalnie wypowiadane są wszystkie „ważne” sentencje (podane zresztą w maksymalnie naświetlony sposób), ale banalna nie jest sama historia. Otóż Clint Eastwood, który w maju 2020 skończy 90 lat zagrał swojego równolatka, postać autentyczną, Earla Stone’a. Stone rzeczywiście poświęcił całe swoje życie pasji, uprawie kwiatów. Biznes w rękach ogrodnika nigdy specjalnie nie kwitł, a przy okazji mężczyzna zaniedbał rodzinę, żonę, później córkę, teraz ma szansę zaniedbać wnuczkę, która wbrew rodzinie próbuje szukać kontaktu z seniorem. Earl Stone zrozumiał co przeleciało mu przez palce dopiero kiedy biznes padł i nie miał gdzie się podziać. Traf chciał, że ktoś zobaczył w staruszku potencjał kierowcy – mrówki, który miałby robić kursy swoim samochodem z narkotykami. I Earl jeździł na początku nieświadomy wartości przesyłki, później już w pełni pewny co i dla kogo przewozi. Za zarobione pieniądze próbował odkupić czas, opłacić czesne wnuczki itd.
Przekaz historii był jasny już w momencie rozpoczęcia filmu. Wszystkie pieniądze świata nie są ważne u progu śmierci, a liczy się czas, który przeżyłeś. Czy Earl to zrozumiał? Pewnie tak. Tak samo jak zrozumiał, że dawał ciała przez ostatnich kilkadziesiąt lat.
Przemytnik wpisuje się idealnie w styl Eastwooda, gdy potrafił kręcić solidnie, chociaż bez ikry. W tym wymiarze film stawiam obok Sully, J. Edgar czy Changeling. To poprawna, nie pozbawiona uroku, prosta historia z sympatycznie poprowadzoną rolą Eastwooda, który odnalazł w postaci wiele z siebie samego. W tej kwestii jest sporo z Gran Torino (mogłoby być więcej). Niestety za mało tu uczucia, a i to potrafił Eastwood przecież pokazać. Wypowiadane przez Earla do żony: „Mieliśmy dobrych 10 lat”, to stanowczo za mało od reżysera Co się wydarzyło w Madison County. Dochodzi również niewykorzystana obsada, która pojawia się na drugim planie. Wręcz pretekstowo wypadł angaż Bradleya Coopera, Andy’ego Garcii czy Laurence’a Fishburne’a, po to tylko, by „uświetnić” produkcję kilkoma znajomymi nazwiskami.
Nie mogę więc postawić Przemytnika obok Gentlemana z rewolwerem, w którym Robert Redford stworzył kreację podobną, ale tam, dzięki reżyserii i scenariuszowi David Lowery’ego, znacznie lepiej przedstawioną. Przemytnik ma ważny przekaz, ma Eastwooda, na którego mogę patrzeć tylko i wyłącznie przychylnie, brak mu jednak czegoś co spina całość, wypełnia epizody, pomaga choćby drugim planem zaistnieć głównej osi fabularnej. Tam film osiada na mieliźnie.
Czas trwania: 116 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: Sam Dolnick, Nick Schenk
Obsada: Clint Eastwood, Bradley Cooper, Andy Garcia, Michael Peña, Laurence Fishburne
Zdjęcia: Yves Bélanger
Muzyka: Arturo Sandoval