W rodzinne strony, do Wałbrzycha wraca Alicja Tabor. Alicja mieszka na stałe w Warszawie i pracuje w największej krajowej gazecie. Pisze reportaże i to głównie te najcięższego kalibru. Rozmawia z mordercami, patrzy w oczy ludziom, od których odwrócili się już wszyscy. Alicja pancernik, tak o niej mówią, bo nie straszny jej temat i zawsze potrafi dotrzeć do sedna, dać się wypowiedzieć. Bo ludzie przy Alicji się otwierają, tak jak będą mieli szansę się otworzyć książkowi bohaterowie Ciemno, prawie noc.
Powód powrotu Alicji w bliskie rejony zamku Książ, tam gdzie spędziła dzieciństwo, wiąże się bezpośrednio z pracą, chociaż wpłynie pośrednio na całe życie głównej bohaterki. Okazuje się, że „powrót” to głównie podróż do dziecięcych traum jej i kilku jej najbliższych osób. Głównym tematem reportażu mają być tajemnicze zniknięcia dzieci, a Alicja jeżdżąc od adresu do adresu wysłucha wielu opowieści, po których ciężko się będzie otrząsnąć, nawet takiemu pancernikowi.
Ciemno, prawie noc straciło szansę na bycie kryminałem w chwili, gdy kartami powieści zaczęła rządzić „spowiedź” kolejnych napotkanych osób. W dusznym, bezwzględnym klimacie sączącej się z każdego akapitu patologii czytałem o kolejnych niekochanych dzieciach. Niemiłość uprawiana przez autorkę przybiera formę bezkompromisową, a przez to ciężką. I wszystko byłoby w porządku, bo ciężar i wprawny literacki język powieści mógłby rekompensować gatunkową ułomność, gdyby Joanna Bator nie sięgnęła po jakże proste rozwiązania i ostatecznie okazała się pisarką, która w zacietrzewieniu nie ma umiaru. Sama patologia, a także historia, która dotyka w Ciemno, prawie noc krzywd sięgających aż do okropności wojennych, to jedno. Niestety, dużo miejsca (za dużo) zajmuje wszystko z czego naigrawam się nie raz, ale w takim natężeniu okazało się co najmniej niesmaczne i… tanie. Cała wiejska dewocja, szarlatani, polska B, która związana z kultami i bałwochwalstwem tonie w szambie własnego hejtu. Do tego wszystkiego dodajcie pedofilię, okrucieństwo, zbrodnie. Dołożenie rozdziałów, które są „spisem” rozmów na forach internetowych, po których przewala się najgorszy ściek w postaci brutalnych inwektyw, odsłania główną bolączkę powieści – że zbudowana jest na prostych stereotypach. Łysy musi nienawidzić każdego odmieńca, wieśniak musi tępo wierzyć i chwalić zacieki w kuchni. Jednak pośród wszelkich osobliwości udało się autorce stworzyć specyficzny klimat (to atut) będący połączeniem sennego koszmaru z wyjącą i proszącą o dobicie rzeczywistością. Wszyscy „zamieszkujący” Ciemno, prawie noc tułają się w swoim nieszczęściu, a my możemy tylko czekać, aż Alicja wyrwie się ze snu, czyli wyjedzie i zapomni.
Nie mogę odmówić Joannie Bator tego, że swoją powieścią dostarcza emocji, a przez to nie można jej ocenić słabo. Nawet jeśli są to emocje negatywne, to książkę czyta się „na raz”. Ciemno, prawie noc nie jest więc przeznaczona dla wszystkich, szczególnie nie dla wrażliwych, którzy odwrócą się od niej w połowie zniesmaczeni sugestywnymi opowieściami, przy których wyobraźnia (niestety) dopełnia szczegółami wszystkie luki.
Autor: Joanna Bator
Ilość stron: 496
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: W.A.B.
Format: 135×202 mm