– Jeśli te potwory wykształciły się wskutek pierwszego wybuchu w 1945 roku, jakie będą skutki wszystkich następnych prób jądrowych?
– Wkraczając w erę atomową, człowiek otworzył wrota nowego świata. Nikt nie może przewidzieć co nas za nimi czeka.
Ten krótki dialog z finału jest głównym założeniem scenografów w ustanowieniu filmowego pola dla przedstawionej wcześniej grozy. One! korzystają bowiem z ówczesnych obaw społecznych i umiejętnie je podsycają. Tym razem zło jest pokłosiem pierwszych prób nuklearnych, które rząd Stanów Zjednoczonych przeprowadził na pustynnych terenach własnego kraju. Jednak na dramatyczne wydarzenia okolicznym mieszkańcom przyszło trochę poczekać, bo dekadę trwało aż promieniowanie przez kolejne cykle rozrodcze mrówek ustanowiło ich aktualne gabaryty. Mrówki mają już trzy metry i szukają cukru, a ten rzecz jasna najłatwiej znaleźć w ludzkich skupiskach.
Zaczyna się standardowo od pierwszych świadków, ofiar i dziwiących się wszystkiemu policjantów. Tak jak w nakręconej rok później Tarantuli, tak i w One! przez pustynię idzie postać. W filmie Gordona Douglasa jest to dziewczynka, a policjanci którzy na nią trafili wnet odnajdą kolejne dowody na to, że dzieje się coś więcej niż na początku zakładają.
Efekty specjalny w One! (nominacja do Oscara w tej kategorii) to podobnie jak we wszystkich powstałych w tym okresie filmach zostały oparte na montażu, zręcznych zdjęciach trickowych oraz kilku modelach mrówek (na potrzeby filmu zbudowano trzy egzemplarze, więc więcej w jednym ujęciu ich nie zobaczymy). Złapane w obiektyw lepiej lub czasem gorzej (szczególnie sztucznie wyglądają, gdy sztab za kadrem musiał poruszyć odnóżami) dają w rezultacie sporo frajdy dla widzów starszych, a dużych emocji u młodszych.
Nie ma więc co oczywiście liczyć na wielką ekspansję czy późniejsze bitewne starcia jak u Verhoevena w Żołnierzach z kosmosu, bo w One! człowiek na szczęście trzyma rękę na pulsie i w mig reaguje próbując unicestwić agresywne mrówki w mrowiskach, a później w wybetonowanym korycie rzeki Los Angeles, wyjątkowo wdzięcznym plenerze dla wielu filmów. W głównej roli wystąpił James Whitmore, w historii nie mogło zabraknąć naukowca (Edmund Gwenn), a i o pięknej kobiecie nie zapomniano (doktor Patricia Medford – Joan Weldon).
Do fabuły wkradł się i element emancypacji kobiet, bo doktor Patricia widząc niepewną minę agenta FBI nie omieszkała sobie z tego zażartować: Skoro nie przejdzie panu przez usta pani doktor, proszę mówić mi po imieniu”. Od strony akcji najlepiej wypada finał i starcie wojska z mrówkami w tunelach. Finał z miotaczami, których słup ognia obejmuje mrówcze jaja, wnet przypomną wam akcję z Obcego decydujące starcie Jamesa Camerona.
One! przetrwały próbę czasu i są poważnym sci-fi, które nie robi sobie żartów z własnych skąpych na tamte czasy możliwości na polu realizacyjnym. To, czego nie można pokazać, jest pomijane (o latających mrówkach słyszymy tylko z doniesień), a tam gdzie przygotowano najlepsze modele, to są one doskonale przedstawione – gęba mrówki ze szczypcami łapie w morderczym uścisku filmowego bohatera.
Jako klasyczny sci-fi ma znacznie więcej akcji w finale niż Tarantula Jacka Arnolda, chociaż oba filmy będą pasowały do waszego wieczoru double feature z monster movies. Polecam
Czas trwania: 94 min
Gatunek: sci-fi
Reżyseria: Gordon Douglas
Scenariusz: Ted Sherdeman, Russell S. Hughes, George Worthing Yates
Obsada: James Whitmore, Edmund Gwenn, Joan Weldon, Joan Weldon, Onslow Stevens
Zdjęcia: Sidney Hickox
Muzyka: Bronislau Kaper