Boję się dwóch rzeczy: poważnej choroby i wojny. Z wojną wiąże się głównie strach o najbliższych i o to, że nie będę w stanie o nich zadbać, schronić, zapewnić bezpieczeństwa w najgroźniejszych chwilach. I mówię tu rzecz jasna o dzieciach, które nie będą mogły obronić się same. Wojna pod tym względem przeraża mnie najbardziej, bo jestem świadomy, że człowiek jest w stanie wyrzec się człowieczeństwa i zamienić się w bestię zdolną skrzywdzić najmłodszych – robić dokładnie takie rzeczy jakie robią żołnierze niemieccy w filmie Idź i patrz.
O filmie Elema Klimowa napisano już zapewne wszystko, a ja mogę być tylko pod takim samym mocnym wrażeniem jak widzowie, którzy mieli już kontakt z obrazem rosyjskiego reżysera. Kilkadziesiąt lat minęło od premiery filmu, który nic nie stracił na swojej wymowie. Nie można od razu nie napisać o samej realizacji, która stoi na najwyższym poziomie, z mistrzowsko opanowanym steadicamem i zaskakująco długimi ujęciami, co przecież musiało być niezwykle trudne zważywszy na samą akcję z udziałem wielu statystów.
Idź i patrz (co stanowi obecnie najbardziej ponurą refleksję po seansie) jest doskonałym przykładem obrazu uniwersalnego i niestety ponadczasowego oraz tego jak bardzo jest potrzebny głównie w formie przestrogi, szczególnie w dzisiejszym świecie.
Na przykładzie Idź i patrz można zaobserwować nie tylko zmianę jakiej dokonuje w psychice wojna, ale też jej wpływ na dewastację wszystkich pozytywnych stanów emocjonalnych u człowieka. Bohaterem jest nastoletni chłopiec, który mieszka z matką i dwoma siostrami, a zaraz ma być wcielony do partyzantki. Akcja dzieje się na Białorusi, przez którą przetoczy się nazistowski walec. Chłopak wstępuje do partyzantki, chociaż przeciwna temu matka ma świadomość z czym wojna się wiąże. Kolejne obrazki to raptem chwila „na służbie”, zresztą nieopodal rodzinnej wsi, powrót do niej i finał, piekielna kulminacja z udziałem faszystów.
Na jednym z wydań Idź i patrz umieszczono zdanie z recenzji z Empire Magazine: „This is war as Hollywood could never portray it„. Jest w tym dużo prawdy i pomimo że za oceanem powstało wiele wybitnych obrazów antywojennych, to żaden nie jest tak rozpaczliwie wstrząsający. Akty ludobójstwa dokonywane przez hitlerowców i próba unicestwienia całej wioski samo w sobie jest dramatycznie okrutne w przekazie filmowym. Jednak Klimow posunął się dalej. Ważne było dla niego spustoszenie i złamanie ludzkiego pierwiastka w młodym filmowym bohaterze. Obserwujemy go na początku jako pełnego nadziei chłopaka, być może przyszłego żołnierza, który ma dom, matkę i dwie urocze siostrzyczki, a seans kończymy patrząc na zrujnowane oblicze, kiedyś oblicze człowieka.
Oprócz jasnego przekazu antywojennego, to co uderza zwielokrotnioną siłą w dniu dzisiejszym, to zamykający film obraz nastolatka strzelającego do wizerunku Hitlera i następujący po tym ciąg montażowy archiwalnych zdjęć. W historycznym przekazie cofamy się przez to co w wojnie najgorsze do tego, co do wojny doprowadziło, od obozów zagłady, przemówień Hitlera, przez działania wojskowe, do malowania gwiazd żydowskich na sklepach, pierwszych marszów i początku, czyli zdjęcia dziecka na kolanach Klary Pölzl, matki Adolfa Hitlera.
Wszystko zaczyna się od dzieci.