W 1993 roku na granicy pomiędzy Południową a Północną Koreą stosunki są wciąż napięte, a nuklearny program z północy nie pozwala służbom z południa przybrać biernej postawy. To okres zimnej wojny, czas szpiegów, między innymi wojskowego oficera, agenta Parka (Jung-min Hwang, który w filmie Lament wykreował pamiętną rolę egzorcysty) o pseudonimie Czarna Wenus. Chociaż jego „angaż” i działania są jasne, to z czasem wszystko zaczyna się rozmywać. Park ma szpiegować północ i sprawdzić na jakim etapie jest jądrowy program w państwie pod rządami Kim Dzong Ila. Operacja przeprowadzana z chirurgiczną precyzją zakładała zarzucenie przynęty w postaci biznesowych kontraktów, a nastawionym na czerpanie zysków ze współpracy miał być Park. Przy okazji inwigilacji obiektów będzie obsadzony w roli kapitalisty, któremu zależy tylko na powodzeniu interesów. W ten sposób teoretycznie jest daleki od podejrzeń, bo przecież pieniądze robi się ponad podziałami. Coś w tym jest, jednak Park nie wziął pod uwagę, jak bardzo ponad podziałami potrafią pieniądze leżeć.
Mało filmów szpiegowskich w historii kina zbliża się do poziomu Szpiega Jong-bin Yoona. Z nowszych tytułów być może najbliżej mu do Tinker Tailor Soldier Spy Tomasa Alfredsona, ale nawet tam seans potrafi przybrać gwałtowniejszą formę. Każdy bowiem twórca próbuje ostatecznie uatrakcyjnić fabułę i wplata w swój obraz sceny akcji. To zrozumiałe, bo kino ma przede wszystkim pełnić funkcję medium rozrywkowego. Jednak Jong-bin Yoon udowadnia, że można przez dwie godziny stworzyć interesującą, inteligentną rozrywkę, w której najważniejszy jest gorzki przekaz. Tam, gdzie w zasadzie trwa ideologiczna walka na pierwszym planie, na drugim (ważniejszym z perspektywy realnych decyzji) wrogowie potrafią uścisnąć sobie dłonie i zapomnieć o własnych przekonaniach.
Szpieg to opowieść, której akcja rozgrywa się latami, a traktuje o zdobywaniu zaufania, które ostatecznie jest bardzo iluzoryczne i obie strony zdają sobie z tego sprawę. Najważniejsza jest fasada i dobra mina do gry i specyficznych zasad. Początkowo sądziłem, że Szpieg jako film będzie skupiony tylko na rozgrywce pomiędzy Parkiem, a północnokoreańskim urzędnikiem, sama zaś akcja będzie przebiegać jednotorowo wytyczona narracją po jednej opcji politycznej. Jong-bin Yoon zaprezentował stanowisko bardzo sprawiedliwe odżegnując się od piętnowania konkretnej strony konfliktu, tym bardziej wskazywania którejkolwiek jako „złej”. Dla zaangażowanych w akcję ważne jest dobro kraju, dla innych własne, materialne. Tu nie chodzi już bowiem o Koreę Północną i Południową, a o zło i dobro, bez imienia, czy barw państwowych.
Szpieg jest bardzo przekorny, ale też wyjątkowo gorzki w odniesieniu do tych, którzy poświęcają się dla sprawy. Szpieg pokazuje również (i jest przez to bardzo aktualny), że patriotyzm jest słowem bardzo wyświechtanym na pewnym poziomie prowadzenia polityki. Polityka i interes służą tylko jasno określonym celom, najczęściej odgórnemu manipulowaniu społeczeństwem przy próbie odniesienia osobistych korzyści, przedłużenia mandatu, czyli poszerzaniu wpływów.
To bardzo zajmujący, ale też bardzo przenikliwy obraz współczesnego świata, którego akcję można w zasadzie przenieść do dowolnego zakątka na naszym globie. Niestety.