Na wakacje do wujostwa na wieś jak co roku przyjeżdża Edek. Teraz ma 12 lat. „Ale wyrosłeś” – mówi ciocia, jej córka Honorka jest żywo zainteresowana krewniakiem, w mig znaleźli się wszyscy koledzy z zeszłego roku, tak jakby ciągle stali przy tym płocie, a zachowują się jakby Edka nie widzieli raptem dwa dni. Jest i Monika, piękna dziewczyna, która pomieszkuje u gajowej. Młodzi szybko się odnajdują, spędzają czas na harcach w lesie, Edek zakochuje się w Monice w ciągu jednego popołudnia i czas u wujostwa mija zbyt szybko. Tymczasem dojeżdżają kolejni letnicy, małżeństwo z synem, który jest dla Edka silną (zbyt silną) jak się okazuje konkurencją.
W filmie Motyle radość przychodzi równie często jak smutek, a z czasem, gdy zbliża się koniec wakacji, radość jest przez smutek wypierana. To naturalne, bo koniec „turnusu” to rozstania, a wkrótce tęsknota. Jednak Janusz Nasfeter chciał przy okazji wakacyjnego niewinnego zauroczenia opowiedzieć o czymś jeszcze. To smutny film i przepowiada dla niektórych z bohaterów koniec dzieciństwa, ale pokazuje też, że dla innych wakacje mogą oznaczać (już w tym wieku) szansę i okazję do jedynego przeżywania niewinności. Problemy dorosłych, chociaż tutaj tylko zakomunikowane, odbijają się rykoszetem na małoletnich duszach.
Motyle to niezwykle ciepły, ale też wyjątkowo gorzki obraz dopiero co wchodzących w okres nastoletni ludzi. To z tego momentu zapamiętywane są najlepiej „smaki dzieciństwa” i późniejsze nawiązywanie do „kiedyś to było”. Janusz Nasfeter przedstawia się w Motylach jako wybitny obserwator dziecięcej psychiki, tego jak dziecko obserwuje, interpretuje i nie różni się za bardzo od osoby dorosłej, przeżywa mocniej, wypowiada się śmielej. Nie jest też obarczone doświadczeniem i ciężarem konsekwencji.
Janusz Nasfeter sportretował coś, co nie ma prawa przetrwać, z drugiej strony pokazał niewinność, która u wujostwa na wsi, pośród lasów i jezior zyskuje dodatkową siłę. Jest prawdziwa i szczera. Reżyser doskonale zdaje sobie sprawę, że Edek zapamięta to lato na zawsze.
Wiem to, bo i ja dokładnie w wieku Edka miałem takie wakacje. Spędzałem je rokrocznie nad tym samym jeziorem, z babcią i dziadkiem i naszym fiatem 126p. Pamiętam łapanie raków w nocy, żaby na ścianach namiotu, mleko od krowy i dziewczynę z Gdańska, z którą uciekało się na drzewa i chowało przed nawołującymi na kolacje dorosłymi. Pamiętam wymianę adresów i to, że nie odpisałem na list. Nie pamiętam dlaczego. Chociaż dzieciństwo u młodych ludzi zmieniło się na przestrzeni dekad, to jestem przekonany, że serce potrafi pękać tak samo mocno, czy to w latach 70., czy teraz. W tej materii Motyle trzeba odczytywać jako kino ponadczasowe.