Trzeba przyznać, że Jean-Claude Van Damme rzadko próbuje zerwać ze swoim wizerunkiem ikony kina akcji. Ja, oprócz JCVD (2008) i nieco bardziej ambitnego niż cała reszta Uciec, ale dokąd? (1993), nie przypominam sobie, żeby jakiś tytuł stawiał Belga w innej niż zwykle roli. Był, jest i będzie gwiazdorem kina akcji i nawet jeżeli gros jego filmów realizowanych jest według odbitych od sztancy scenariuszy, to ja wciąż większość z nich bardzo cenię.
Lukas aka The Bouncer to przykład filmu, w którym Jean-Claude Van Damme gra rolę dopasowaną do swojego wieku. Jest zmęczonym życiem bramkarzem w nocnym klubie, całe noce spędza na obserwowaniu parkietu, szarpaniu się z pijanymi, w dzień samotnie wychowuje córeczkę. Ledwo wiąże koniec z końcem. Po incydencie i wypadku, w którym ucierpiał klient, Lukas musi zmienić pracę. Zostaje w branży, ale tym razem zmienia adres na klub ze striptizem, który prowadzi gangster Maxim, dla którego lokal jest tylko przykrywką. W międzyczasie służby specjalne, które do tej pory nie mogły zbliżyć się do interesów Maxima, widzą szansę w Lukasie. Szantażują go i zmuszają do współpracy. Ma być ich wtyczką i wyciągać informacje o gangsterskim zapleczu.
To film, na który bardzo łatwo narzekać. Ba! jeszcze łatwiej z marszu ocenić go kiepsko, bo przecież mankamenty widać jak na dłoni. Julien Leclercq, francuski producent, scenarzysta i reżyser regularnie zasila francuskie kina kolejnymi kryminałami. Znalazł tym samym obszar, w którym czuje się doskonale, porusza w obrębie podobnej tematyki i ma do dyspozycji podobne budżety. Lukas jako neo-noir przeszedłby bez echa (jak poprzednich pięć tytułów Leclercqa), gdyby nie odtwórca tytułowej roli.
I nie chodzi o samo nazwisko, bo przecież aktor kręci regularnie i nawet najzagorzalsi fani patrzą z pewnością przez palce na ostatnie filmy z jego udziałem. Kilka tytułów rocznie kierowanych na rynek VOD może o czymś świadczyć. Jednak tutaj sprawa ma się inaczej. Otóż trzeba zdać sobie sprawę, że przy swoim najnowszym filmie Julien Leclercq próbuje być trochę jak Fabrice Du Welz. Próbuje tym samym zbliżyć się do stylu twórcy z Belgii, ale niestety przeszkadzają mu w tym aktorzy, bynajmniej nie Jean Claude Van Damme. Prawdziwą przyjemnością jest bowiem patrzeć jak JCVD gra. Lukas widział i robił złe rzeczy i każda z nich wypisana jest na twarzy. Co do akcji to owszem jest, ale są to bójki raczej na poziomie tych ulicznych, a nie wyśrubowanych choreografii. Ciosy są proste i skromne, bo nie o czystą akcję tu chodzi, a ustanowienie atmosfery na pewnym ciężkim poziomie i próbie przedstawienia mężczyzny z niejasną przeszłością podstawionego pod ścianą, teoretycznie bez możliwości manewru.
Doceniam tutaj większość rzeczy i patrzę z dużą pobłażliwością na ten projekt. JCVD dobrze się czuje w roli mężczyzny, który swoje już przeżył, a niestety raz jeszcze musi coś udowodnić. Kilka scen rzeczywiście zasługuje na przypatrzenie się im uważniej, ot chociażby akcja z wyciągnięciem chemika z willi na wsi. Lukas przez pięć minut na jednym ujęciu lawiruje po zapuszczonym domu i jak gdyby nigdy nic wyciąga stamtąd poszukiwaną osobę, albo fragment z rozmową o pracę jako wariacja 'last man standing’. Lukas to z pewnością kino drugiego sortu, bardzo wybrakowane, z wyjątkowo kiepskim drugim planem, z raczej prostą historią, z ciekawym klimatem i JCVD w niecodziennej roli. Warto dać mu szansę i docenić w kilku elementach.
Czas trwania: 94 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: Julien Leclercq
Scenariusz: Julien Leclercq
Obsada: Jean-Claude Van Damme, Sami Bouajila, Sveva Alviti
Zdjęcia: Robrecht Heyvaert
Muzyka: François Roy, Jean-Jacques Hertz